Martyna Kierczyńska: ja to po prostu kocham

Świeżo upieczona Wicemistrzyni Świata Muaythai Martyna Kierczyńska na co dzień chodzi do szkoły. Po wakacjach idzie do trzeciej klasy gimnazjum, a uczy się w Głogowie. Nie ukrywa, że jej największą i główną pasją jest trenowanie

Marek Grzelka: Kiedy zaczęłaś trenować kickboxing u Maćka Domińczaka w Legionie?

Martyna Kierczyńska: Zaczęłam trenować 2,5 roku temu. Mój chrzestny Maksymilian, który chodził ze swoim synem na treningi, 2,5 roku temu zabrał mnie na ferie na pierwszy trening. Spodobało mi się i zostałam.

Wcześniej miałaś do czynienia ze sportem?

W podstawówce brałam udział w czwartkach lekkoatletycznych, biegałam w szkole na zawodach, ogólnie lubiłam sport, lecz nie trenowałam nic na dłuższą metę.

To dość nietypowe dla 12-latki ot tak pójść na pierwszy trening sportów walki. Trzeba się do tego jakoś zmusić? Czy to jest kwestia podejścia?

Mój chrzestny wziął mnie, chciałam pójść i zobaczyć treningi, byłam tego ciekawa.

Jak wyglądały u Ciebie początki? Spodobało Ci się od razu?

Już na pierwszym treningu mi się spodobało. Zostałam na kolejnych i kolejnych treningach. Tak to właśnie mnie wciągnęło.

Jak wyglądał Twój pierwszy, oficjalny start na zawodach?

To był Puchar Polski w Krynicy Zdrój. W kategorii wiekowej jako dziecko. Miałam wtedy jedną walkę, pierwszą jako przegrana, ale dalej mi się podobało i chciałam coraz lepiej wypadać.

Często trenujesz?

Kiedy nie mam zawodów, to dwa, trzy razy w tygodniu, kiedy jest okres przed zawodami i kiedy zaczynam przygotowania, to trenuję codziennie.
Jak udaje Ci się godzić to, że oprócz tego, że trenujesz, bo jak mi mówił Twój dziadek Stanisław, masz jeszcze bardzo dobre wyniki w nauce?
Nie mam z tym problemu, cięższą kwestią jest dojeżdżanie do szkoły oraz na treningi. Udaje mi się to połączyć choć wiadomo, mam mniej wolnego czasu.

Po tych Twoich sukcesach w tym roku oraz poprzednich, których było niemało, nagle pojawiła się szansa wyjazdu na tak wielką imprezę, to jest chyba największa Twoja impreza do tej pory.

W zeszłym roku byłam na Mistrzostwach w Irlandii, to też była duża impreza. Ale faktycznie ta Tajlandia to do tej pory chyba największa impreza, w jakiej brałam udział.

Jak wspominasz swoje zawody? Kiedy wyjechałaś, spotkałem Twojego dziadka i był trochę podłamany, że trafiłaś na Tajkę, że będzie ciężko, że będziesz musiała ją znokautować. Jak ta walka wyglądała Twoimi oczami?

Na początku byłam bardzo zdenerwowana. Taka zestresowana i też się bałam, ale weszłam do tej walki bojowo nastawiona. Przyjechałam tam, żeby zwyciężyć, żeby zdobyć jak najlepsze osiągnięcia. Walkę wygrałam, w każdej rundzie wygrałam, na koniec to moja ręka została podniesiona w górę.

Drugą walkę miałaś z zawodniczką z Rosji. Tam było już było chyba troszkę trudniej, jak odebrałaś tą walkę? Czy było może wręcz odwrotnie i było łatwiej?

Obie walki były na dobrym poziomie. Obie były ciężkie. Te dwie zawodniczki były troszeczkę inne, każdy ma silniejszą pewną stronę. Mieliśmy inny plan, każdy ze swoich planów realizowałam. Nie wiem, która walka była cięższa, wydaje mi się, że może walka z Tajką była troszeczkę cięższa.

Potem miałaś finał. Gdzie tutaj polegał ten niuans, że nie udało Ci się tej walki wygrać. Czy to było zmęczenie poprzednimi walkami, zmęczenie tym turniejem? Czy po prostu walka była tak specyficzna?

Do końca nie wiem. Być może miałam słabszy dzień. Nie wiem do końca czym to było spowodowane. Może nie byłam skupiona na tej walce. Może można się doszukiwać, że to zmęczenie. Jakoś po prostu mi nie wyszło, to był chyba gorszy dzień.

Wicemistrzostwo świata to jest genialny sukces. Poświęciłaś temu dużo czasu i na pewno jest to duma dla wszystkich. Z jakim odbiorem się spotkałaś po powrocie do domu?

Cała rodzina bardzo się cieszy, znajomi dziadka. Gratulują mi, myślę, że odbierają to pozytywnie.

A nie odbierasz takich sygnałów, że po co Ci sporty walki, połamią Ci nos, będziesz miała popodbijane oczy. Rodzice nie martwią się o Ciebie?

Mama szczególnie się martwi. Rodzice myślą, że robię sobie krzywdę, że mogę popsuć sobie zdrowie. Koniec końców wspierają mnie i dają mi wolną rękę do trenowania. Zawsze jednak wspominają, że może dobrze by było, jakbym zrezygnowała, ale wiedzą, że ja to po prostu kocham.

Masz dzisiaj lat 15. Myślałaś o tym, gdzie widzisz siebie za rok, za dwa albo już jako seniorkę?

Bardzo chciałabym cały czas kontynuować ten sport. Chciałabym startować na zawodach i z czasem chciałabym przejść na ring zawodowy, startować na galach. Kiedyś, w przyszłości chciałabym może spróbować MMA, Asia Jędrzejczak jest moją wielką idolką, moim autorytetem. Chciałabym, żeby to było związane z moją przyszłością i zawodem.

Oprócz trenowania i nauki, masz jeszcze jakieś zainteresowania, co lubisz robić?

Lubię czytać książki, naprawdę dużo czytam, praktycznie wszystko, co wpadnie mi w ręce, nie ma znaczenia tutaj gatunek. Najchętniej sięgam jednak po biografie, szczególnie biografie sportowców, ostatnio właśnie Asi, wcześniej Rondy Rousey (amerykańska zawodniczka MMA dop. red.). Lubię też jeździć na rowerze, na rolkach, biegać.

Twój wyjazd nie byłby możliwy, gdyby nie grupa wspierających Cię osób.

Chciałabym bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali, przede wszystkim rodzinie, oni dali mi największą motywację, rodzicom i oczywiście dziadkom, którzy są chyba moimi największymi kibicami, kibicami numer 1. Dziadek bardzo mocno się włączył w to, żebym w ogóle do Tajlandii poleciała, chodził po sponsorach, bardzo mi pomógł. Tym ludziom i firmom, które wsparły nasz wyjazd, także chcę bardzo podziękować.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

One thought on “Martyna Kierczyńska: ja to po prostu kocham

  • 14 lipca 2018 at 12:06
    Permalink

    Ludzie brać się i sponsorować te młode talenty ,tej dziewczynie jak widać go nie brakuje, tak samo jak chęci i woli walki. Powodzenia w przyszłych startach!

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content