Między chmurami. Tenis stołowy i leczenie bólu po stracie męża [REPORTAŻ]

Dla Agaty Dziwoty ta dyscyplina to hobby i najlepsze lekarstwo na ból po stracie ukochanego męża Artura. Ma już pierwsze sukcesy w tenisie stołowym. Kocha życie: muzykę, taniec i ogród. – Chwytam dzień pełnymi garściami – mówi zawodniczka UKS Dziesiątka Nowa Sól

Agata śpi czasem po cztery godziny na dobę. Kładzie się dobrze po północy, a budzik nastawia punktualnie na 5.30. Ale zawsze wstaje wypoczęta i roznosi ją energia. W dodatku mocna kawa wcale nie jest jej potrzebna do porannego rozruchu. O 7.00 zmotywowana zaczyna pracę w sekretariacie oddziału urologicznego nowosolskiego szpitala.

Czemu zawdzięcza siły witalne? Sportowi! Trzy razy w tygodniu trenuje tenisa stołowego w hali przy ul. Św. Barbary 2 w klubie UKS Dziesiątka Nowa Sól pod okiem Jacka Łysiaka. To spore poświęcenie dla Agaty, która mieszka w Popęszycach w gminie Nowe Miasteczko. Do hali trzeba dojechać na godz. 19.00, a treningi przy stole trwają około półtorej godziny.

W marcu nasza zawodniczka zajęła drugie miejsce w turnieju Grand Prix Nowej Soli 2022, o czym pisaliśmy już w „Tygodniku Krąg”. Przegrała tylko z klubową koleżanką Krystyną Łysiak.

W minionym sezonie jej zespół awansował z klasy A do V ligi. Do rozpoczęcia rozgrywek we wrześniu jest jeszcze sporo czasu, ale Agata w głowie analizuje już kolejne akcje na stole i pod stołem.

Czym tym razem zaskoczy przeciwnika? Może popisowy forhend? Na pewno chciałaby zdobywać jak najwięcej punktów. Marzy, żeby Dziesiątka utrzymała się na piątym szczeblu.

A może znów uda się awansować? – Tenis stołowy to mój konik od szkoły podstawowej. Grałam od czwartej do ósmej klasy w szkole w Nowym Miasteczku – wspomina Agata Dziwota. – I miałam z tego wielką frajdę, a nawet jeden mały sukcesik. Udało mi się wygrać szkolny turniej. A później miałam długą przerwę. Szkoła średnia, praca, życie rodzinne… I tak odstawiłam rakietki. Ale ciągnęło wilka do lasu – wybucha śmiechem Agata.

Trzecia rodzina

Od września do marca w każdy ostatni piątek miesiąca Agata wsiada z kolegami do wesołego autobusu i wybierają się na cykliczną imprezę. – Nocne granie w Komornikach. Rozmawiamy, śpiewamy, wygłupiamy się. Ale najistotniejsze jest to, że mogę pograć z lepszymi od siebie i podszlifować technikę – podkreśla tenisistka stołowa.

Do Dziesiątki trafiła w czerwcu 2019 r. I od razu zwróciła uwagę trenera Łysiaka, który bez problemu odkrył, że Agata nie jest wcale takim żółtodziobem. – Na początku troszkę się wstydziłam, a może nawet byłam lekko przerażona – przyznaje zawodniczka. – Zobaczyłam w akcji tych wszystkich wysportowanych mężczyzn i kilka pań i zadałam sobie proste pytanie: z czym do ludzi? Dostałam jednak strój, paletki i ani się obejrzałam, a ten klub stał się moją trzecią rodziną – po córkach, mężu i pracy w szpitalu, którą wręcz uwielbiam. Oczywiście rywalizuję głównie z facetami. W klubie dominują osoby dojrzałe, mają 35-45 lat, ale zawodnikami są też 70-latkowie i dla niejednego sportowca mogą być wzorem – zaznacza Dziwota.

Ból odchodzi przy stoliku

Artur, jej mąż, zaakceptował pasję Agaty, która złapała takiego bakcyla, że systematycznie przyswajała sobie kolejne pingpongowe sztuczki. Przykład? Odkryła, że na piłeczki nakładane są specjalne gumy zwane antek i czop. – Sprawiają, że piłeczka odbija się po stole jak zwariowana, w różnych kierunkach, co przypomina troszkę marsz pijaka od jednego krawężnika do drugiego – śmieje się Agata Dziwota i dodaje: – Po grze wydzielają się takie endorfiny, że zamiast chodzić po ziemi, skaczę po niebie między chmurami. Tenis stołowy to nie jest zwyczajne odbijanie piłeczki. Ta gra uczy myślenia.

W 2020 r. ciężko zachorowała na COVID-19. Zaczęło się od gorączki i objawów przeziębienia, potem pojawiły się duszności. Agata jakoś z tego wyszła.

Artur nie miał tyle szczęścia.

– Ból i pustkę, którą wciąż odczuwam, trudno opisać. Jestem jednak twarda i rozpacz zamieniłam w wielką determinację przy stoliku. Z każdym udanym trafieniem w piłkę uchodzą ze mnie wszystkie negatywne emocje – Agacie urywa się głos.

Kocha życie. Czerpie z niego pełnymi garściami, choć w duszy wciąż jest smutna. Brakuje jej Artura, codziennie tęskni za bliskością, wspólnym wieczornym rytuałem picia herbaty w ogródku.

Oddałaby wszystko za jeszcze jedną rozmowę o życiu. Albo nawet o niczym. Za godzinkę milczenia na kanapie. I kiedy przez chwilę zastanawia się, po co to wszystko, szybko przypomina sobie, że jest szczęściarą, bo ma przecież dwie kochające, wręcz nadopiekuńcze córki. 21-letnia Małgorzata i 18-letnia Magdalena zwracają mamie uwagę, że za dużo pracuje, a za mało śpi. – Jestem bardzo dumna z dziewczyn – mówi szczęśliwa mama. – Gosia praktykuje u lekarza rodzinnego i studiuje kosmetologię we Wrocławiu. Magda uczy się w „Spożywczaku” w klasie technik żywienia i usług gastronomicznych. Cóż, nie muszę martwić się o obiady. Kotlety, gulasz czy placki ziemniaczane zawsze są na stole – śmieje się Agata Dziwota.

Trzymajcie kciuki za dzielny naród

Wszędzie jej pełno. Uwielbia tańczyć, raz dała się nawet namówić klubowej koleżance i szalała na parkiecie zielonogórskiego X-Demona. Ciągle słucha muzyki i kołysze się w rytm przebojów: Alicji Majewskiej „Odkryjemy miłość nieznaną”, Krzysztofa Krawczyka „Jak przeżyć to wszystko jeszcze raz” czy Dwa plus Jeden „Iść w stronę słońca”. Czasem próbuje śpiewać.

Kolejnym hobby Agaty jest ogródek przy domu. Przepikowane do kubeczków pomidory stoją już na parapecie. W tym roku nie zapomni też o ogórkach.

Jak kobieta pracująca z serialu o inżynierze Karwowskim – żadnej pracy się nie boi. Bywa nawet, że rąbie drewno, by rozpalić w kominku.

Babcia Agaty była Ukrainką, dlatego na koniec naszej rozmowy zawodniczka Dziesiątki prosi tylko o jedno: – Mówiąc po sportowemu, wciąż mocno trzymajcie kciuki za ten dzielny naród!

Rafał Krzymiński

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content