Bez nich na świecie smutniej. Wspominamy zmarłych

Jutro Wszystkich Świętych. W ciągu ostatnich 12 miesięcy zmarło dużo zasłużonych mieszkańców powiatu nowosolskiego. Ich odejścia sprawiły, że świat stał się uboższy

 

JACEK ADAMCZAK

8 grudnia 2018 r. dzieciaki z Arki Nowa Sól, których trenował Jacek Adamczak, grały turniej w Szprotawie. W tym czasie trener Adamczak leżał w szpitalu i walczył z ciężką chorobą. Dzieci wysłały mu swoje grupowe zdjęcie ze zdobytym pucharem. Chciały mu dodać otuchy w najważniejszym meczu w jego życiu.

Niestety, cztery dni później, w środę 12 grudnia trener Adamczak zmarł. Był nauczycielem, pedagogiem, wychowawcą młodzieży.

– Miałem wielkie szczęście spotkać tego człowieka na swojej drodze, bo takich ludzi teraz już nie ma – mówił na łamach „Tygodnika Krąg” Rafał Galas, przyjaciel Jacka Adamczaka.

– Mam nadzieję, że to, co przekazał dzieciom, będzie najlepszym wspomnieniem – dodawał Mieczysław Sobczak, jego kolejny przyjaciel. – Będzie mi go bardzo, bardzo brakowało. Tam w niebie też jest piłka nożna i jestem pewien, że Jacek już zabrał się za dobry trening.

Trener Adamczak miał 55 lat.

KAZIMIERZ OLSZEWSKI

Urodził się 14 lutego 1946 r. w Niedoradzu, z którym związał całe swoje życie. To było jego miejsce, jego świat. Do szkoły chodził w Niedoradzu, potem w Zielonej Górze wykształcił się na ślusarza. Ożenił się w 1971 z Sabiną, mieszkanką Niedoradza, z którą później miał dwójkę dzieci – Wojciecha i Anetę.

Życie zawodowe związał głównie z przedsiębiorstwem „Nadodrze” z Zielonej Góry. Przez problemy zdrowotne przed pięćdziesiątką trafił na rentę. I wtedy tak naprawdę wszystko się u niego zaczęło: kawałek pola, przydomowa hodowla zwierząt i przyglądanie się temu, co się dzieje we wsi.

Szczególny był dla niego rok 1998. Wtedy jego córka wyszła za mąż, a on został wybrany po raz pierwszy na sołtysa Niedoradza.

– Chcemy pamiętać ciebie, Kazimierzu, jako człowieka, od którego doświadczyliśmy wiele serca i dobra – mówił na pogrzebie Grzegorz Potęga, zięć Kazimierza Olszewskiego. – Nie ma lepszych słów na podsumowanie twojego życia niż słowa świętego Pawła skierowane do Tymoteusza: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan”.

Kazimierz Olszewski przeżył 72 lata.

KAZIMIERZ KARPIŃSKI

Grał w Łodzi, później w Nowej Soli. I stał się legendą Dozametu jako piłkarz i trener. W lutym zmarł Kazimierz Karpiński. – Kaziu był dobrym człowiekiem, tyle lat wspólnego grania sprawiło, że byliśmy jak rodzina. Będzie nam go bardzo brakowało – mówił jego przyjaciel z boiska Józef Śnieżko.

Kazimierz Karpiński urodził się w 1951 w niewielkiej miejscowości w powiecie radomszczańskim. Tam zaczynał swoją przygodę z futbolem, to tam zakochał się w piłce nożnej. Bo to, co czuł do piłki, to była niewątpliwie miłość. Był piłkarzem Dozametu w jego złotych latach, później trenerem zespołu z Nowej Soli. Prowadził też m.in. drużyny w Zielonej Górze, Sulechowie, w Kożuchowie czy trenował kadrę lubuską.

Na pogrzebie pożegnali go najbliżsi, przyjaciele, koledzy z boiska, kibice.

Pan Kazimierz miał 68 lat.

ANDRZEJ BALINOWSKI

W marcu w wypadku samochodowym zginął Andrzej Balinowski, mieszkaniec Starej Wsi.

„Dla mnie przede wszystkim pasjonat wszystkiego, co związane z rzeką, założyciel gospodarstwa agroturystycznego Sadyba, organizator rzecznych wypraw, popularyzator ekologii – wspominał pana Andrzeja nasz dziennikarz Artur Lawrenc. – Dla tych, którzy spotkali go w szkole, gdzie uczył m.in. angielskiego – wychowawca młodzieży, który jak mało kto potrafił do niej dotrzeć i ją sobie zjednać. A nade wszystko człowiek wyjątkowo dobry i serdeczny. W naszej odrzańskiej rodzinie, którą z dumą tworzymy, bez wątpienia jeden z wzorów do naśladowania. Poza tym trudno powiedzieć, ile razy widywało się go w Starej Wsi tak zupełnie przypadkiem, w trakcie przejażdżki rowerem, spaceru czy wędkowania. Zawsze zapracowanego, ale szczęśliwego i uśmiechniętego. Nie przez przypadek, gdy prężnie działało w naszym mieście Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych Tacy Sami, coroczny piknik na koniec lata odbywał się właśnie obok wigwamów (w sąsiedztwie dzisiejszej przystani) i kutra Jutrzenki, które są elementem Sadyby pana Andrzeja.

Iwona Kujbida tak wspominała Andrzeja Balinowskiego: – Zapamiętam go jako wspaniałego człowieka. Dzięki niemu dzieciństwo moje i moich rówieśników ze Starej Wsi było wspaniałe. To dzięki niemu mieliśmy boiska do tenisa, siatki i kosza, odpowiedni sprzęt. Razem organizowaliśmy festyny, ogniska. Dzięki niemu nasze dzieciństwo nie było nudne. Nie wiem, skąd u jednego człowieka tyle werwy, pomysłów, a zwłaszcza chęci. Zrobił naprawdę dużo dobrego dla wszystkich dzieciaków ze Starej Wsi. Swego czasu miał nawet minibibliotekę w swoim domu. Zachęcał nas do czytania. I o dziwo udało mu się. Dziękujemy za wszystko, Panie Andrzeju. Nigdy nie zapomnimy tych czasów.

Andrzej Balinowski zginął w wieku 61 lat. W ostatniej drodze towarzyszyło mu kilkaset osób.

MAŁGORZATA LACHOWICZ-MURAWSKA

Małgorzata Lachowicz-Murawska do 2006 była dyrektorką Miejskiej Biblioteki Publicznej w Nowej Soli. Później, w latach 2006-2011, pełniła funkcję starosty nowosolskiego. Jako radna powiatowa Platformy Obywatelskiej w kadencji 2010-2014 była przewodniczącą komisji zdrowia w radzie. W latach 2012-2016 pełniła funkcję zastępcy dyrektora Teatru Lubuskiego.

Tuż po jej śmierci na stronie teatru tak pożegnali ją dyrektor z pracownikami: „Nie zapomnimy Jej uśmiechu i energii. Mimo uciążliwej choroby pozostała do końca silna. Wyrazy szczerego żalu i współczucia dla Rodziny. Do zobaczenia, Pani Małgorzato”.

Mirosław Olejniczak, etatowy członek zarządu powiatu nowosolskiego w czasach, kiedy starostą była Małgorzata Lachowicz-Murawska, mówił na jej pogrzebie: – Złotymi zgłoskami wpisała się w historię powiatu. To w jej czasach m.in. powstała poradnia psychologiczno-pedagogiczna, w całości przeprowadzona została termomodernizacja „Spożywczaka”, rozpoczęła się budowa nowej siedziby Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli.

Małgorzata Lachowicz-Murawska miała 62 lata.

STANISŁAW ŁOMNICKI

Żył na działkach, był projektantem, malarzem, rzeźbiarzem, rysownikiem, grafikiem. Współtworzył m.in. figury w Parku Krasnala – choćby Solusia, największego krasnala na świecie. W lipcu zmarł Stanisław Łomnicki, artysta bezdomny.

– Razem pracowaliśmy krótko, niecałe trzy tygodnie – żałuje Adam Hryniewiecki z Warsztatu Terapii Zajęciowej. – 22 grudnia ub. roku, tuż przed świętami, zawieźliśmy Staszka do szpitala, bo źle się czuł. Wtedy zaczęły się jego kłopoty. Dowiedział się, że ma nowotwór, który zaatakował praktycznie wszystkie organy wewnętrzne. 16 stycznia był zarejestrowany na operację bajpasów i wstawienie zastawki w Nowej Soli. Przynajmniej święta spędził w ciepłym szpitalu, a nie na działce jako bezdomny. Ostatnie pół roku poruszał się z cewnikiem. Jak się nie ma rodziny na starość, jest ciężko. Czuł się samotny.

– Był ciepłym, miłym człowiekiem – wspominała Łomnickiego w „TK” Izabela Oborska-Pacan, pracowniczka WTZ.

Pan Stanisław przeżył 62 lata.

RITA BLADYKO

Podczas ataku szczytowego w Nepalu pod koniec września zginęła polska himalaistka Rita Bladyko. Pochodziła z Kożuchowa. Miała 50 lat.

Jako pierwsza o śmierci himalaistki poinformowała Magdalena Gorzkowska, która zdobyła szczyt Manaslu 27 września. Była uczestniczką innej wyprawy. Z jej relacji wynika, że spotkała Bladyko na wysokości ok. 7,5 tys. m, sprowadziła ją do obozu na wysokości poniżej 7 tys. m i pozostawiła pod opieką jej tragarzy.

Kożuchowianka mieszkała na stałe w Londynie. Zaczęła się wspinać w wieku 44 lat, gdy odchowała syna. Mówiła, że chce spełniać swoje marzenia. W ub. roku była uczestniczką wyprawy na Mount Everest.

Na Manaslu wchodziła w ramach wyprawy zorganizowanej przez Klub Alpinistyczny Homohibernatus. Nie spodziewała się, że to będzie jej ostatnia wspinaczka w życiu.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content