Gawędy na czas kwarantanny. Jak jechać nad Odrę, to tylko z Andrzejem Delą

– Poczekaj chwilę przy moim samochodzie – mówi mi przez telefon Andrzej Dela, społecznik, miłośnik Odry. – Zaraz będę – zapewniam. Przy jego samochodzie, czyli przy którym? Zerkam za szyby porozrzucanych po podwórku wozów. Oceniam wyposażenie w środku: tu standard, tam standard, tu figurka marynarza. Wróć. Figurka marynarza? Wracam do pojazdu z marynarzykiem. Zerkam raz jeszcze. Obok repliki wesołego majtka rzucony niedbale wachlarz kibica, znany mi z meczów nowosolskiej Astry. To musi być Andrzejowa bryka. Kilka minut później pojawia się sam Andrzej. Ruszamy

Niedługo trwa komfort łagodnych przejazdów po asfaltówkach. Tarabanimy się po jakichś wertepach. Majtek na tyłach auta obgryza teraz pewnie paznokcie albo złapał się kurczowo klakierowego wachlarza – tak myślę. Ja bym się złapała.

Trzęsie niemiłosiernie. Na szczęście z Andrzejem jadę. Nie ma mowy o pokonywaniu w tych wojennych warunkach dłuższych odcinków. Robimy przystanki – i to co pięć minut. Co minutę. W zasadzie po co wsiadać do auta z powrotem? Może szybciej piechotą?
– O, widziałaś, widziałaś? Czapla! Tam, po lewej. Poczekaj – Andrzej chwyta aparat i leci ustrzelić nim ptaka. Chwytam i ja służbowego canona i biegnę strzelać w przeciwną niż Andrzej stronę. Urocza czapla para fruwa przed lasem i niemal tuż przed moim nosem. Patrzę zauroczona. Wymierzam oko obiektywu. Moje piękne czapelki wyglądają na zdjęciu jak dwie kropki piegów na nosie.

Ej, ej! Tam były żurawie!”

– I co? Zrobiłaś? Pokaż – Andrzej zerka w stronę mojego aparatu.

JEŚLI CHCESZ PRZECZYTAĆ WIĘCEJ, KUP E-WYDANIE „TYGODNIKA KRĄG”

Marta Brych-Jackiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content