Opowieść wigilijna

TEKST Z 2019 ROKU. – Nie zapomnieliście o mnie. Na co dzień żyję bardzo skromnie, jest ciężko. Z wami czuję się mniej samotna – mówi Irena Myszka. Nasza redakcja razem z Nowosolską Paczką rozwiozła prezenty świąteczne dla seniorów i zorganizowała im wigilię. To efekt charytatywnego Turnieju Mikołajkowego im. Radka Druciaka

Samochód podjeżdża na miejsce po godz. 17.00. Pomagamy wyjść z auta panu Romanowi. Jest bardzo chory, ma poważne problemy z poruszaniem, chodzi o kulach. Powolutku wspinamy się po schodach. W końcu wchodzimy do sali. Wszyscy kierują wzrok w naszą stronę, czekają tylko na nas. Pan Roman jest tego wieczoru najważniejszy, bo to m.in. dla niego robimy tę wigilię. Pan Roman ściąga kurtkę, siada na swoim miejscu. Za chwilę się modlimy i dzielimy opłatkiem. Pan Roman chciałby zjeść pierogi, ale ma problem, by je pokroić. Pomaga mu nasz redakcyjny kolega Mariusz Pojnar. Pan Roman bierze gryza. Chyba mu smakuje. Wydaje mi się, że delikatnie się uśmiecha.

W ub. środę w stołówce „Spożywczaka” „Tygodnik Krąg” razem ze stowarzyszeniem Nowosolska Paczka zorganizowali wigilię dla samotnych seniorów. Mogliśmy to zrobić dzięki pieniądzom z charytatywnego 16. Turnieju Mikołajkowego im. Radka Druciaka, który co roku organizujemy z Miejskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji i Markiem Grzelką. Po opłaceniu sędziów i obsługi medycznej zostało nam 9,5 tys. zł i każdą złotówkę wydaliśmy na paczki świąteczne dla starszych potrzebujących nowosolan oraz właśnie na wigilię.

19 seniorom kupiliśmy wszystko, czego potrzebowali. M.in.: tony węgla, małą pralkę, pościel, piżamy, aparaty do mierzenia ciśnienia, termofory, środki czystości, środki opatrunkowe, podkłady medyczne na łóżko, wersalki, firany, telewizor, skarpety, buty, koce. I wiele, wiele więcej.

Nadzieja, buziak i czekolady

Samo rozwożenie tych prezentów było wyjątkowym czasem. Staliśmy się wysłannikami piłkarzy. Kilka momentów zapadnie nam w pamięci.

Pierwszy: Mariusz i Marcin Mańkowski, szef Nowosolskiej Paczki, zajeżdżają do pani Nadziei. Dzwonią do drzwi, otwiera jej siostra, która żeby się nią zajmować, przyjechała aż z Mazur.

Mariusz: – My w sprawie paczki. Pani wie, o co chodzi?

Siostra pani Nadziei: – Tak, faktycznie ktoś z MOPS dzwonił, że może uda się załatwić pralkę, bo ją potrzebujemy.

Mariusz: – No to my właśnie z tą pralką.

Siostra Nadziei: – Co?! To się ziściło? To się dzieje naprawdę?

Druga sytuacja: ul. Zamenhofa, tam mieszka pani, która praktycznie cały czas musi leżeć w łóżku. Mariusz daje jej pościel, kołdrę i piżamę. Żeby podziękować, ta pani zrywa się z łóżka i daje mu buziaka w policzek.

Trzecia: ul. Harcerska, pani Helena w swoim mieszkaniu siedzi w kombinezonie, który przypomina narciarski, do tego ma polar. W domu jest zimno. Kiedy Mariusz i Marcin kładą prezenty, ona cały czas szuka czegoś pod tym kombinezonem. Po chwili wyciąga dwie czekolady i daje je chłopakom. Dziękuje im, że są.

Ktoś się zatrzymał

Wróćmy do samej wigilii. – Pomódlmy się do Boga, który daje nam radość i uśmiech. Boga, który pokazuje się na twarzach ludzi, których codziennie spotykamy – czasem są to ludzie umęczeni życiem, ale w tym umęczeniu widać radość, że ktoś zatrzymuje się obok nich – mówił w słowach modlitwy ks. Łukasz Mielnik z parafii św. Józefa w Nowej Soli. – To zatrzymanie w dzisiejszym świecie jest trudne, ale dziękujemy tym osobom, które to robią. Nie tylko w święta Bożego Narodzenia, ale zatrzymują się codziennie. Życzę sił, wytrwałości w wielu obowiązkach. I ducha entuzjazmu, tego, by każdy z nas był autentyczny i prawdziwy. Niech Chrystus, który rodzi się najpierw w sercu każdego człowieka, potem na ołtarzu, a następnie w relacjach – zawsze nam błogosławi i zawsze nam towarzyszy.

Ks. Mielnik dodał też w modlitwie: – Boże, naucz nas dzielić się chlebem i radością ze wszystkimi.

Na wigilii był również Andrzej Petreczko, szef nowosolskiej rady miasta. – Nowosolska Paczka została w tym roku wyróżniona Odrzaną, najwyższą nagrodą w Nowej Soli – przypomniał Petreczko. – To stowarzyszenie, które zasłużyło na to jak nikt inny. Boże Narodzenie to czas, w którym wszyscy sobie życzymy tego, co najlepsze. Chciałem wam podziękować za to, że wy to wszystko robicie na co dzień dla drugiego człowieka. To jest piękne w nas, ludziach – robicie to zupełnie społecznie, kosztem swojego czasu, niekiedy rodziny. Życzę wam radości bycia z najbliższymi. Zmartwienia i kłopoty odłóżcie na bok.

NP od niedawna ma siedzibę przy ul. Witosa. Przewodniczący rady miasta przekazał Marcinowi Mańkowskiemu, szefowi stowarzyszenia, prezent na start – zegar.

Pani Irena

Najważniejsi byli jednak oni: starsi nowosolanie, którzy przyszli na naszą wigilię.

A wśród nich 80-letnia Irena Myszka. Pochodzi z Katowic, tam ma siostrę i brata.

Pytam, jak się jej podoba ten wieczór. – Jest cudnie! Na stołach takie potrawy, że nic tylko mieć apetyt. Bardzo smaczne – mówi pani Irena. Jest wzruszona. – Są znajomi z opieki, którzy się interesują, co u nas. Na pewno to są lepsze święta. Pan Mariusz z waszej gazety przywiózł mi telewizor – pani Irena się uśmiecha. W tle leci kolęda „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. – I węgiel, ale się namachał! Potem dostałam np. kołdrę, poduszkę i taki kocyk.

– No to pewnie lepiej się teraz śpi? – pytam.

– Zdecydowanie. Wszystko takie lekkie i nowe. Nie zapomnieliście o mnie. Na co dzień żyję bardzo skromnie. Jest ciężko. Z wami czuję się mniej samotna, weselsza.

Pani Leokadia

Leokadia Majewska w styczniu skończy 70 lat. Mieszka sama, jej mąż zmarł trzy lata temu. – Wycierpiał się na sam koniec: obcięli jedną nogę, potem drugą. Ważył ze 120 kg, a pod koniec życia nie wiem, czy miał 40 – mówi pani Leokadia.

Do Nowej Soli trafiła 20 lat temu spod Zgorzelca. Musiała stamtąd wyjechać.

W marcu na nowotwór zmarła jej najstarsza córka. Kiedy rozmawiam z panią Leokadią, z radia słychać „Jezusa malusieńkiego”. Pani Leokadia: – Jedzenie smaczne, ale dużo nie jadłam, bo się boję z tym moim żołądkiem. Coś ostatnio mam problem, a tutaj takie różne potrawy – człowiek się boi (śmiech). Bardzo przyjemnie jest. Na pewno to lepsze dla nas święta, mogłyby takie być codziennie. Mili goście, elegancko. Człowiek w domu sam, ale da się przyzwyczaić. Może samemu w domu najlepiej? Młodsza córka mówi: mamuś, na święta do nas. A ja: nie, nie, wolę w domu, w swoich czterech ścianach. Ale odwiedza mnie, często dzwoni. Teraz, wie pan, te telefony. Kiedyś były listy, kartki się wysyłało i było lepiej – po latach można było je sobie przeczytać jeszcze raz. Była pamiątka, było jakoś inaczej. Jak się żyje? Trzeba sobie radzić. Jak w maju dali 13. emeryturę, od razu kupiłam tonę węgla. Opieka też mi dołożyła i dokupiłam kolejne pół tony. Nowosolska Paczka bardzo mi pomogła. W domu był grzyb, pleśń. Było zimno, a pan Marcin, pan Paweł i reszta mi pomogli i wyremontowali. Chociaż jaśniej jest w tym mieszkaniu, bo tak to było strasznie ciemno. W depresję można było wpaść. Nawet listonosz się zdziwił, któregoś razu mówi: o, jak tu jasno! A ja: widzi pan, zmieniło się.

Pani Bogumiła i pan Wiesław

Bogumiła Schilling: – Tutaj jest bardzo ładnie, jedzenie smaczne. Klimat miły i święta weselsze.

Wiesław Paluszkiewicz: – Jest wszystko okej, smakowało. Atmosfera bardzo w porządku. Jestem wzruszony jak we wszystkie święta. Cieszę się, że ludzie pomagają. Czego mi życzyć? Zdrowia przede wszystkim. Bardzo dziękuję za wszystko.

Pani Aniela

Aniela Żodkiewicz ma 100 lat. – Z wami to trochę między ludźmi przynajmniej. Tak to sama siedzę, rano pielęgniarka wyjdzie i człowiek przez cały dzień i noc jest sam. I smutno. Kiedyś święta spędziłam w szpitalu, to w domu jednak zawsze lepiej – mówi pani Aniela. – Na święta nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. Mam tu dwie młodsze siostry, ale one ledwo chodzą. Jeszcze gorzej chore niż ja.

– Czego pani życzyć na święta?

– Potrzebuję tylko zdrowia, żeby żyć. A więcej niczego. Pamięć szwankuje. Wie pan, ostatnio brat dał mi dowód, bo miałam iść głosować. No to położyłam go gdzieś i dowodu nie ma (uśmiech). Wczoraj zamiast pojechać na cmentarz, to znalazłam się na Żabnie, bo nie wysiadłam na właściwym przystanku.

– A kogo pani chciała odwiedzić na cmentarzu?

– Leży tam mój syn. Zrobiłam mu taką choinkę na święta. Miał 13 lat, jak się utopił. To było moje jedyne dziecko.

Tak, to wasz turniej

Ważne jest to, że na wigilii pojawili się piłkarze, którzy wzięli udział w tegorocznym turnieju mikołajkowym – Adrian Stankiewicz, Patryk Zawojek i Przemysław Krajewski.

Stankiewicz: – Ten turniej to fantastyczna sprawa. Na stałe wpisał się w kalendarz lokalnych imprez sportowych i myślę, że co roku wszyscy uczestnicy bardzo na niego czekają. Idea – pomaganie przez granie – rewelacyjnie się przyjęła i wspaniale funkcjonuje od wielu lat. Nie słyszałem o większym turnieju piłki halowej w okolicy, a u nas co roku to przygotowanie jest w pełni profesjonalne i na najwyższym poziomie. W turnieju mikołajkowym nie rywalizuje się o żadne nagrody. Ale duma, kiedy możesz podnieść złotą kulę po zwycięstwie, jest niewyobrażalna (uśmiech). Wiem, bo udało nam się to w poprzednich edycjach dwa razy i mamy ochotę na więcej. Jak oceniam wigilię? Tego nie da się opisać słowami. Rodzinna atmosfera, życzenia, świetne jedzenie i dużo wzruszeń. Już tydzień przed świętami można było poczuć ich klimat. Najmocniej utkwił mi w głowie obraz naszych szczęśliwych seniorów. Supersprawa, że mogliśmy im pomóc w taki sposób. Moja obecność na wigilii uświadomiła mi, po co tak naprawdę to wszystko robimy. I dla kogo. To była moja pierwsza tego typu wigilia i bardzo dziękuję za zaproszenie. Dzięki, że mogłem poznać nie tylko ten sportowy aspekt naszego Turnieju Mikołajkowego im. Radka Druciaka. Tak, naszego – spokojnie mogę to powiedzieć w imieniu wszystkich piłkarzy.

Zawojek, który w tym roku razem ze swoją drużyną wygrał mikołajkowy i został królem strzelców, też popiera pomysł turnieju. – To bardzo fajne połączenie rywalizacji z pomaganiem – podkreśla. – Powinno być więcej tego typu pomocy. Po turnieju mikołajkowym widać, że wielu ludzi chce pomagać, bo z roku na rok jest coraz więcej drużyn. Nawet nie chodzi o wygrywanie – niektóre zespoły przyjeżdżają, żeby się pobawić i pomóc.

Z wigilii napastnik Arki Nowa Sól zapamięta przede wszystkim uśmiechnięte twarze seniorów. – Wiedzieli, że jesteśmy tutaj dla nich – mówi Zawojek. – Urzekła mnie jedna ze starszych pań, która była bardzo miła i zabawna. To jest największa nagroda: uśmiech tych ludzi, bo było widać, że są zadowoleni. Kiedy uczestniczy się w czymś takim, coraz bardziej chce się pomagać, więc to idzie w bardzo dobrą stronę.

Krajewski, kolejny zwycięzca turnieju: – Jeśli chodzi charytatywne granie, to jest świetna inicjatywa. Spotykając się ze znajomymi na boisku i robiąc to, co lubimy, niesiemy pomoc tym najbardziej potrzebującym. A sama wigilia? Bardzo miło spędzony czas ze starszymi, samotnymi osobami, którzy potrzebują tego zainteresowania zwłaszcza w okresie świąt. Są bardzo sympatycznymi ludźmi, dlatego była fajna atmosfera. Cieszę się, że dzięki pieniądzom z turnieju mogliśmy zapewnić im prezenty i jednocześnie sprawić, że się uśmiechali.

MOPS przyjaciel

Dziękujemy też Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej. Na co dzień opiekuje się nowosolskimi seniorami i pomógł nam w wyborze tych najbardziej potrzebujących.

– Warto organizować podobne akcje charytatywne – nie ma wątpliwości Adam Kałuski, wiceszef MOPS. – Na pewno warto to robić i poświęcić swój czas i energię bez względu na to, czy dotyczy to większej, czy mniejszej grupy potrzebujących. To dobrze, że ludzie uwrażliwiają mieszkańców na los innych. Oprócz tego, że dajemy chwilę radości konkretnym osobom, to pokazujemy też innym, jak można postępować. Bardzo się cieszę, że coś takiego zorganizowaliście. MOPS jest przyjacielem gazety i Nowosolskiej Paczki, kiedy robią podobne akcje. Zawsze jesteśmy skłonni pomóc w miarę naszych możliwości. Na samej wigilii było naprawdę miło, widziałem, że wszyscy byli zadowoleni. Może mogliśmy jeszcze jakąś kolędę zaśpiewać? (uśmiech).

Oczyma wyobraźni

Piotr Michalewicz, właściciel restauracji Klimat Bistro i wiceprezes piłkarskiej Odry Bytom Odrzański, też grał w naszym turnieju. Ale na tym jego udział się nie skończył. Zapewnił nam katering podczas wigilii. Michalewicz wspiera turniej i to dzięki niemu pojawił się pomysł, by wigilię zrobić w „Spożywczaku”. Bardzo dziękujemy za gościnę Iwonie Małczak, dyrektorce szkoły.

– „Spożywczak” ma bardzo dobre zaplecze, jeśli chodzi o gastronomię – tłumaczy Michalewicz. – Paru uczniów z tej szkoły pracuje u mnie na co dzień. Poprosiłem ich o pomoc i działaliśmy od samego rana. Dla nas to gorący czas – dużo wigilii firmowych, ale ta przynosiła chyba najwięcej satysfakcji. Poza tym, że robiliśmy to, co robimy na co dzień – produkowaliśmy jedzenie – mogliśmy jeszcze pomóc. W młodych osobach, które z nami gotowały – w pracownikach i uczniach – zaszczepiłem to, że dzisiaj gotują, ale i pomagają. I dla nich to też było nie lada wyzwanie. Pierwszy raz samodzielnie wydawali aż tak duży katering. Chyba tak już jest, że w okresie świąt serca ludzi są bardziej otwarte i pomoc potrzebującym jest większa. Ale nie możemy tego robić od święta, tylko częściej.

Szef Klimat Bistro cieszy się, że mógł w tym wszystkim uczestniczyć: – Nie ukrywam, że widok tych ludzi, często samotnych, którzy przyszli na salę czasami nie o własnych siłach, chwycił mnie za serce. Oczyma wyobraźni człowiek myśli o swojej starości, której nie chciałbym przeżyć w samotności. Ale zdarza się w życiu różnie i jeśli tak by się przytrafiło, to byłoby fajnie, gdyby znalazł się ktoś, kto nam pomoże w tak prostych czynnościach jak krojenie pierogów, jak to miało miejsce w przypadku Mariusza i pana Romka.

Michalewicz nie pamięta, kiedy po raz pierwszy wziął udział w turnieju mikołajkowym. Ale gra już od wielu lat. – Z lepszym bądź gorszym skutkiem – śmieje się. – Takie turnieje są bardzo potrzebne, od wielu lat wspólnie pomagamy innym. Od kilku lat upamiętniamy też Radka Druciaka, co też jest bardzo fajne. Tak długo, ile mi zdrowie pozwoli, będę tutaj grał i namawiał innych, by robili to samo. Jeśli możemy grać dla kogoś i podzielić się z kimś pieniędzmi, to nawet jakby to był turniej golfa czy bilarda – warto to robić. Dobrze, że sukcesywnie podnosimy wpisowe, myślę, że to dla drużyn nie jest duże obciążenie finansowe. A że to jest jeden z większych turniejów w regionie, to można uzbierać fajną kwotę.

Paczka, co pomaga

Marcin Mańkowski, szef Nowosolskiej Paczki: – Przede wszystkim jesteśmy wzruszeni, że udało nam się przywieźć tutaj chociaż kilkoro ze starszych ludzi, którym pomagamy. Nie wszystkich dało się sprowadzić, bo wielu z nich jest przykutych do łóżka – to osoby niepełnosprawne. Mimo tego jestem przeszczęśliwy, że było chociaż kilkoro seniorów, dla których grali chłopaki. Chociaż przez tę krótką chwilę nie byli sami w domu. Myślę, że byli szczęśliwi. Mogli wyjść z mieszkania do ludzi, porozmawiać, pobyć razem z nami. Pani Halinka ostatni raz wyszła na dwór w wakacje, jak było ciepło. Pani Iza, jej opiekunka, robi co może, żeby funkcjonowała normalnie, ale jest trudno. Bycie przy otwartym oknie to nie to samo co spacer po Nowej Soli. Idziemy w kierunku pomocy osobom starszym, żeby ich starość nie była starością samotną. Będziemy robili jeszcze więcej, zobaczymy, jak to wyjdzie. Naszym podopiecznym życzę zdrowia, więcej pogody ducha, bo na pewno są troszkę podłamani, że niektórych z nich nie odwiedza rodzina, mimo że dzieci są na miejscu. Chciałbym, żeby to się zmieniło, żeby oni te święta spędzili z rodzinami.

– A Nowosolskiej Paczce czego życzyć?

– Żebyśmy trwali w tym, co robimy. Żebyśmy dążyli do celów, które obieramy sobie zawsze na początku roku. I żeby się spełniały. Żeby nie było u nas zwątpienia.

***

Pan Roman wychodzi z wigilii trochę wcześniej niż wszyscy. Jest zmęczony, ale chyba w tym momencie szczęśliwy. Mariusz pomaga mu zejść po schodach, wsiadają do samochodu. Za chwilę znikają za zakrętem.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content