Rekultywacja czy śmieciowy szwindel? „Ta sprawa jest grubymi nićmi szyta”

– Inwestor zakopuje śmieci, które są nierozkładalne, niebiodegradowalne i robi nam śmietnisko dla przyszłych pokoleń. Przecież to absurdalne rozwiązanie. I niewykluczone, że szkodliwe dla nas, obecnie mieszkających na tym terenie – mówi Mirosław Hajnos, członek społecznego komitetu, który walczy o zatrzymanie transportów. Jego członkowie w tym tygodniu mają zawiadomić prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez inwestora. Ten nie ma sobie nic do zarzucenia

W Mirocinie Dolnym i całej okolicy nie mówi się o niczym innym niż o sprawie rekultywacji dawnego składowiska odpadów poprodukcyjnych fabryki FSO, która miała siedzibę w Kożuchowie. Przez lata teren leżał odłogiem.

W 2019 r. zainteresował się nim biznesmen z Częstochowy, który wystąpił o zgodę na rekultywację dawnego składowiska. Od początku wakacji suną tam transporty z odpadami, którymi jest zasypywany teren w lesie pod Mirocinem Dolnym, ok. 800-900 m od najbliższych domów.

O sprawie jako pierwsze poinformowało radio RMF FM.

W Mirocinie Dolnym huczy. – Już jakiś czas temu byłem na grzybach i poczułem dziwny zapach. Kiedy podszedłem trochę bliżej, to mimo wszystko z daleka, bo teren jest ogrodzony, zobaczyłem jakąś żółtą substancję, która się tam rozlewa – alarmował nas na początku ub. tygodnia jeden z mieszkańców.

Nie wiemy, co jest w tych transportach”

Mirosław Hajnos, członek komitetu społecznego, który zawiązał się, by walczyć z inwestorem prowadzącym rekultywację: – Kierowca, który przyjechał z pierwszymi transportami, zwrócił się do dyrekcji szkoły z ostrzeżeniem dla nas wszystkich, żeby zacząć interweniować, bo Europa nas zarzuci trującymi śmieciami. Tiry jadą praktycznie przez cały dzień. Już wieczorami ustawiają się w kolejkę do rozładowywania. Stoi nawet do kilkunastu tirów. Rejestracje wskazują na pochodzenie tego, co przywożą – są z rejonu Mazowsza, Lubelszczyzny, Dolnego Śląska, Śląska, a także z Lubuskiego.

Mieszkańcy obawiają się, co tak naprawdę jest w tych transportach. I czy nie ma to wpływu na ich zdrowie, a nawet życie. Nie mówiąc już o degradacji środowiska.

– Inwestor dostał zgodę na rekultywację zlewiska pogalwanicznego, które było po zakładzie Polmo. Z tego, co wiemy, wcześniej trafiały tam opony. Nie wiem, ile taka opona się rozkłada. Plastik 500 lat, a opona pewnie niedużo krócej. Czyli zakopujemy śmieci, które są nierozkładalne, niebiodegradowalne, robimy śmietnisko dla przyszłych pokoleń. Przecież to absurdalne rozwiązanie, a do tego jeszcze de facto nie wiemy, czy nie przywożą nam np. jakichś chemikaliów – grzmi Hajnos.

W imieniu mieszkańców formułuje także zarzuty dotyczące struktury zarządczej całej inwestycji i zasadności wydanych pozwoleń. – Nie wiem, jak to jest z tymi zezwoleniami, bo tam już kilka razy była zmieniana nazwa firmy, która to prowadzi. Nie wiem nawet tego, czy firma, która w tej chwili eksploatuje to miejsce, jest tą samą firmą, która dostała zezwolenia na tego typu działalność? – pyta członek komitetu.

Radny gminy Kożuchów: WIOŚ nawet nie odpisywał na pisma

Mirosław Hajnos dodaje: – Boimy się, że to będzie wyglądało w ten sposób, że teraz zwozi nam się nie wiadomo jakie śmieci, a w którymś momencie to się zakończy i zostaniemy z rozgrzebaną dziurą w lesie, a w niej będzie prawdziwa bomba. Między mieszkańcami rozeszła się informacja, że inwestor po zakończeniu prac chce tam zrobić hodowlę alpak. Dla mnie to jest jakaś bajka. Inwestor miał powiedzieć, że ma taką hodowlę pod Częstochową. Sprawdziliśmy to i faktycznie jest tam taka hodowla, ale nie należy do niego. To wszystko jest grubymi nićmi szyte.

W sprawę od początku zaangażował się m.in. Adrian Pikulski, radny gminy Kożuchów z Mirocina Średniego. Interweniował w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska. – Od lipca nie udzielono mi żadnej odpowiedzi na złożone przeze mnie wnioski i zapytania – mówi Pikulski. – Po szumie medialnym, który wywołała informacja RMF FM, pracownicy WIOŚ szukali studni prizometrycznych do badania jakości wody, którą kiedyś postawiło Polmo. Po sześciu miesiącach transportów, które coraz bardziej zaczęły ludziom śmierdzieć, instytucja właściwa do chronienia środowiska dopiero się tym próbuje zainteresować? Przecież to absurd.

Pikulski w imieniu mieszkańców ze swojego okręgu wyborczego zapewnia, że nie złożą broni w tej sprawie. – My nie chcemy, żeby ktoś zostawił nam bombę ekologiczną pod nosem, zwinął działalność i wyjechał. Dużo nam daje do myślenia to, że kapitał zakładowy firmy zajmującej się rekultywacją wynosi 5 tys. zł, co chwilę zmienia się zarząd czy siedziba. To budzi dużo naszych podejrzeń – zaznacza radny, który zapowiada skargę do wojewody na WIOŚ za brak działania i nieodpowiadanie na jego pytania.

Pod koniec tygodnia skontaktowałem się w tej sprawie z WIOŚ. Zapytałem m.in., czy inspektorat dostawał sygnały, że coś z tą rekultywacją jest nie tak i czy przeprowadzał jakiekolwiek kontrole gleby w tamtym miejscu.

Do zamknięcia tego numeru nie dostałem odpowiedzi.

Z zagranicy nie wjechał nawet kilogram odpadów”

Rekultywację terenu prowadzi Irreco sp. z o.o. z siedzibą w Nowogrodzie Bobrzańskim, która pozwolenie otrzymała od marszałka jesienią 2019 r. Miejsce pod Mirocinem eksploatuje od 6 lipca 2020.

– Głównie przyjeżdżają tam gruzy, żużle, popioły. Łącznie mamy 36 kodów, ale tylko mineralnych, żadnych innych. Z takich, co mogły dawać zapach, jest kompost i osad ściekowy, który w tej chwili wstrzymaliśmy. To nie są odpady z oczyszczalni przemysłowych, tylko komunalnych. Przed ich przyjęciem żądamy od każdego dostawcy odpadów badań, ale nie wewnętrznych laboratoriów, tylko ze stosowanego instytutu. My naprawdę nie mamy sobie nie do zarzucenia – mówi Józef Garboś, prezes spółki.

I dodaje, że w ostatnich tygodniach ma szereg kontroli z różnych instytucji. – Dwa razy dziennie mamy u siebie WIOŚ, dodatkowo przechodzimy kontrole urzędu marszałkowskiego i starostwa. U nas wszystko jest zgodne z przepisami, a przez dwa miesiące nie ma ani dnia spokoju. Tak nie da się prowadzić biznesu – uważa Garboś.

Zaznacza, że na składowisku jest osiem kamer i w to, co dzieje się na miejscu rekultywacji, WIOŚ ma całodobowy wgląd.

– Czy na wysypisko wjeżdżają odpady z zagranicy? – zapytałem.

– Stamtąd nie było nawet kilograma. Wszystko jeździ z województw: dolnośląskiego, wielkopolskiego i lubuskiego. W 90 proc. to są odpady komunalne, które przyjeżdżają z instytucji państwowych. Na to wszystko są kwity – odpowiada prezes spółki.

– Czyli nie ma pan sobie nic do zarzucenia?

– Nie. To wszystko to zemsta pracownika, który pracował u mnie na spychu i którego zwolniłem ok. półtora miesiąca temu. Naopowiadał bredni i stąd ta cała nagonka na mnie. Będę w tym kierunku wykonywał kroki prawne – zapewnia Józef Garboś.

Wniosek o cofnięcie zezwolenia

Jak ustaliłem, kontrole składowiska w Mirocinie Dolnym prowadziło nowosolskie starostwo. Ostatnie odbyły się 22-23 września (z udziałem WIOŚ) i 24 listopada.

– Po odbytej lustracji terenu składowiska w dniu 22 i 23 września tutejszy organ zwrócił się pismem do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Zielonej Górze o przeprowadzenie kontroli w zakresie prawidłowości prowadzonych prac rekultywacyjnych z wykorzystaniem materiału odpadowego – informuje Anna Chyła, rzeczniczka nowosolskiego starostwa.

18 listopada do starostwa powiatowego wpłynęło pismo Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska o zakończonych czynnościach kontrolnych przeprowadzonych na terenie składowiska w Mirocinie Dolnym w dniach 12 października-5 listopada w związku z wnioskiem starosty.

– Jednocześnie organ kontrolny zwrócił się z wnioskiem o przeprowadzenie postępowania administracyjnego o cofnięcie decyzji – zezwolenia na odzysk odpadów poza instalacjami lub urządzeniami w związku z zamknięciem i rekultywacją składowiska odpadów innych niż niebezpieczne i obojętne, zlokalizowanego na działce nr ew. 460 obręb Mirocin Dolny, gmina Kożuchów, na podstawie art. 47 ust. 1-3 ustawy o odpadach. W związku z wnioskiem Lubuskiego WIOŚ starosta nowosolski wszczął postępowanie w przedmiotowej sprawie – uzupełnia Chyła.

Tymczasem komitet społeczny w sprawie rekultywacji szykuje zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, które na dniach ma zostać złożone w prokuraturze.

Do sprawy wrócimy.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

Mariusz Pojnar
Latest posts by Mariusz Pojnar (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

One thought on “Rekultywacja czy śmieciowy szwindel? „Ta sprawa jest grubymi nićmi szyta”

  • 6 marca 2021 at 23:28
    Permalink

    korektę zróbcie w tym artykule, bo wstyd

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content