Spacerkiem po Czasie: Ulica Kościuszki [HISTORIA]

Bez wątpienia to niezaprzeczalna miss nowosolskich ulic, najpiękniejsza z pięknych, choć moja opinia jest stricte osobista. Ale ul. Kościuszki właśnie taka jest: ujmująca, przecudna, a na dodatek nafaszerowana wspomnieniami

Młodziutka jak na ulicę, choć starsza od większości z nas. Nigdzie indziej nie ma miejsca z takim urokiem. Bo od samego założenia, od pomysłu, zawsze była szeroka, z przestronnymi chodnikami, aż po dziś z zachwycającymi koronami drzew ciętych na gęste, pienne, choć niskie zielone fryzury z klonowatych liści, przez które palcami przebiera słońce wszystkich sierpniowych współczesnych popołudni. Każdego, jednego za drugim, naszego lata.

Jest taka starodawna mapa z roku 1926 r., z czasów sprzed ul. Kościuszki. Z dzisiejszej ul. Wesołej dukt prowadzi w lewo ku obecnej ul. Wojska Polskiego. Wtedy było to swojego rodzaju przedłużenie Wesołej, ówczesnej Wilhelmstrasse, łagodny wiraż w lewo, żeby konie, kury i ludzie po niezbyt zaostrzonym łuku swobodnie adaptowali przestrzeń. Ci, którzy chcieli dojść do Freystadterstrasse, czyli do dzisiejszej Wojska Polskiego, zapewne klęli na grząski, niewygodny nogom piach latem i jeszcze gorsze błoto jesienne. Na tej samej mapie dzisiejsza Kościuszki rwie się na linie kreskowane, znaczące niejasność lub szlak umowny, mniej więcej ku dzisiejszej Gdyńskiej, ku dawnemu młynowi. Bo do głównej ulicy na Kożuchów jakoś ta droga nie miała po drodze.

Nową ulicę w 1927 r. ochrzczono imieniem pierwszego prezydenta Niemiec Friedricha Eberta. Zabudowano ją uroczymi, wielorodzinnymi kamienicami o wysokim standardzie, zadbano pieczołowicie o zieleń przy kamienicach jak i przy ulicy. Bez wątpienia od samego początku jej istnienia ul. Kościuszki była niejako wizytówką ówczesnego nowoczesnego miasta. Była też poniekąd ulicą dla wybranych, swoje miejsce do życia znaleźli tu od początku rozmaici notable, choć i dla zwykłych zjadaczy chleba kąt się znalazł. Ale na początku lat 30. mieszkańcy ul. Eberta zamieszkali pod innym adresem, ulicę przechrzczono na Adolf-Hitler-Strasse. Ebert, socjaldemokrata i pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Niemiec, był nie do zaakceptowania dla nowej, narodowosocjalistycznej władzy. A skoro ulica zyskała tak ważnego patrona, dbano o nią tym bardziej. W 1933 r. ulica liczyła 31 numerów. W niezmienionym stanie trwała do 1945 r., kiedy to wszyscy mieszkańcy zmuszeni byli stąd wyjechać.

Polskie władze na patrona ulicy wybrali Tadeusza Kościuszkę, do mieszkań wprowadzili się nowi lokatorzy. Dość szybko Kościuszki zaczęła się wydłużać w kierunku północnym. Przy wolnych parcelach zaczęły powstawać nowe, dwupiętrowe bloki – między latami 1952 a 1964 Dozamet zbudował osiem takich bloków. W 1953 oddano do użytku żłobek, w którym dziś mieści się ośrodek rehabilitacji. W 1964 powstał także hotel robotniczy (w miejscu dzisiejszego ZUS), podstawówka nr 6 (1961), za chwilę stało już osiedle Spółdzielcze. Kolejny istotny budynek tej ulicy to oczywiście „Odlewniak” oddany do użytku w 1967 r. Na początku lat 70. urodziła się ul. Staszica i wpięto w nią północny wylot ul. Kościuszki.

Pod koniec lat 70. u zbiegu Kościuszki i Staszica stanął nasz pierwszy drapacz chmur zbudowany przez Lubuskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego. Zachwycał, był powodem do dumy, jeszcze podczas jego budowy okoliczni śmiałkowie robili wszystko, by przechytrzyć stróża, wejść na dach i zerkać hen, hen daleko w świat.

W 1981 r. w budynkach przy wieżowcu powstał Nowosolski Dom Kultury Budowlani, przemianowany potem na Nowosolski Dom Kultury Panopticum. Co ciekawe, od tego właśnie roku ma tam do dziś swoją siedzibę Terminus A Quo. Te rewiry to także niezapomniana Kawiarnia Teatralna. Panopticum i Teatralna na początku lat 90. były sercem kulturalno-młodzieżowego życia miasta.

W 2006 r. ul. Kościuszki przeszła wielką metamorfozę, bez wątpienia jej piękno odżyło i zaczęło zachwycać na nowo. Ale królewski diadem dali ulicy mieszkańcy, którzy od lat, krok po kroku, upiększają swoje kamienice. Praktycznie wszystkie budynki zamieniły się w cieszące oko perełki, doskonale pasujące do uroku tej ulicy.

Raz na jakiś czas tą ulicą warto się przejść. Nie po to, by pod jednym z adresów coś załatwić, ZUS i Skarbówka jako cele wędrówek niosą w sobie pewnego rodzaju potencjalne udręki. Ale chodzi o to, by niespiesznie się ul. Kościuszki przespacerować, krok za krokiem, szusem powolnym, kontemplacyjnym. Bo jest tu na czym zawiesić oczko, podumać, powspominać, przysunąć wyobraźni miskę z pożywnym gdybaniem, pytaniem samego siebie. Bo jakie fryzury w latach 30. proponował klientom na Adolf-Hitler-Strasse fryzjer Gustav Ebert? Co czuł kosztując swoich wyrobów gorzelnik Fritz Wacke spoid jedenastki i czy żona miała mu to za złe? Jak długo szedł do pracy kolejarz Ernst Wieske spod szesnastki? Jak pachniał dym z papierosów bez filtra chłopaków z hotelu robotniczego? Co się zadziało z chłopakami i dziewczynami z „szóstki”, z „Odlewniaka”?

Słyszałem ostatnio o planie, by na ścianie jednej z poniemieckich kamienic pojawił się mural, nawiązujący do nazwy ulicy – przedstawiający Kościuszkę. Ciekaw jestem, czy to się uda. Fakt, byłaby to rzecz zjawiskowa. Trzymam kciuki.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content