Paweł Kęs: Nie morsuję w grupowym tego słowa znaczeniu [11 PYTAŃ DO]

– Oddech przyspiesza, ale można to opanować. Ciało jest w szoku i mówi „uciekaj”. Musimy wykorzystać umysł, by je uspokoić i przejść z trybu „uciekaj” w tryb „walcz”. Nazywam ten stan początkowy „wewnętrzną świnią”: to nasz wewnętrzny słabeusz, który demotywuje. Kiedy raz pokażesz tej „świni” czerwone światło, następne razy są łatwiejsze. Nie tylko w zimnej wodzie, ale w wielu życiowych sytuacjach – mówi nowosolanin Paweł Kęs, który upodobał sobie regularne zanurzanie ciała w lodowatej wodzie

Barbara Habura: Skąd pomysł na morsowanie? Przygotowywałeś się do tego?

Kto właściwie wymyślił termin „morsowanie”? Ciekawe, jak działałoby to w drugą stronę, gdyby to morsy nakładały czapki, rękawiczki, buty i robiły „człowiekowanie” [śmiech].

A tak na poważnie, to ja nie morsuję w grupowym tego słowa znaczeniu i nie chcę się wpisywać w ten trend. Nie lubię towarzyskich sportów, więc robię to sam.

Zaczęło się na przełomie 2017 i 2018 r., kiedy bez żadnej wiedzy i zupełnym przypadkiem wskoczyłem pod prysznic i zamiast ciepłej odkręciłem lodowatą wodę… Pierwsze wrażenie: szok! Totalne spięcie mięśni i oddech tak przyspieszony i głęboki, że trudno nad nim zapanować.

Pierwszy prysznic trwał może dziesięć sekund i można to nazwać etapem przygotowania, który trwa do dziś.

Od co najmniej dwóch lat ograniczyłem też spożywanie cukru do 10 gramów na dobę. Zamieniłem go na smalec, boczek, masło i śmietankę 36 proc. Zawsze chodzę się kąpać na czczo, bez śniadania, czasem po małej kawie.

Czy są konsekwencje braku przygotowania?

Myślę, że jak we wszystkim, co nas w życiu spotyka, przygotowanie zaczyna się w głowie. Pozytywne nastawienie to 90 proc. sukcesu, potem zostaje tylko wejście pod zimny prysznic lub do zimnej wody. Robienie czegoś na siłę poskutkuje pewnie zniechęceniem i zakończeniem przygody z zimnem jeszcze przed jej rozpoczęciem.

Komu służy morsowanie, a kto powinien się powstrzymać?

Trudno mówić o ogóle, bo patrzę wyłącznie na siebie i to swoje reakcje obserwuję, począwszy od pierwszego prysznica aż po dzień dzisiejszy.

Myślę, że jako społeczeństwo bardzo oddaliliśmy się od zimna i obcowania z nim.

Pamiętam chłopięce wyjścia na sanki z kolegami w samej bluzie i czapce… Był mróz, śnieg i jakimś cudem pół dnia na dworze nie kończyło się katarem albo zapaleniem płuc.

Dziś pozamykaliśmy się w domach z temperaturą 22-23 stopni i żyjemy w cieple.

Moim zdaniem nie ma granic wiekowych, poza tymi w głowie. Świetnym przykładem są moje dzieci: 6 i 12 lat, które obserwując, co robi ich tato, same już próbują.

Czytałem o 80-, 90-latkach, którzy regularnie oddają się zimnym kąpielom, a nawet zdobywają Kilimandżaro czy Mount Blanc. Myślę, że osoby ze schorzeniami sercowo-krążeniowymi powinny skonsultować się z lekarzem prowadzącym. Ale nie jestem specjalistą i nie chcę wprowadzić w błąd.

Jakie to uczucie, kiedy zanurzasz ciało w lodowatej wodzie?

Wejście pod prysznic jest inne niż wejście do wody w stawie, jeziorze czy morzu. Pod prysznicem woda oblewa tylko cześć ciała, a spływając dość szybko się podgrzewa. Kiedy wejdziesz do zimnej wody w stawie, odczuwasz zimno całą zanurzoną powierzchnią.

W moim przypadku wszystko zamka się w pierwszych 15 sekundach. Ciało musi przywyknąć do nowej sytuacji. Nie pozwalam sobie na długie ociąganie się przed wejściem i po prostu wchodzę. Dla mnie tak jest łatwiej, ale jak zwykle mówię o sobie. Każdy odczuwa to inaczej. Niektórzy wchodząc do wody czują sztywnienie lub ból stóp, innym trzęsą się kolana. Oddech przyspiesza, ale można to opanować. Ciało jest w szoku i mówi „uciekaj”. Musimy wykorzystać umysł, by je uspokoić i przejść z trybu „uciekaj” w tryb „walcz”. Ja nazywam ten stan początkowy „wewnętrzną świnią”: to nasz wewnętrzny słabeusz, który demotywuje. Kiedy raz pokażesz tej „świni” czerwone światło, następne razy są łatwiejsze. Nie tylko w zimnej wodzie, ale w wielu życiowych sytuacjach.

Czy Wim Hof ma jakiś związek z spacerującymi po górach ludźmi w strojach kąpielowych?

Wim Hof jest legendą i niewiele osób wie, że swój „trening” rozpoczął ponad 40 lat temu. Ten niesamowity Holender wystawia ciało na działanie zimna. Dzięki temu pobił wiele rekordów Guinessa, w tym w nurkowaniu pod lodem.

Od lat ma w Polsce centrum treningowe w Przesiece i organizuje tam kursy wystawiania ciała na zimno oraz oddychania według autorskiej metody. To połączenie oddychania, czyli kontrolowanej hiperwentylacji z wystawianiem ciała na zimno oraz medytacją. Dzięki tym trzem sposobom podnosimy odporność organizmu na poziomie komórkowym. Spada ilość dwutlenku węgla we krwi, a wzrasta wysycenie krwi tlenem. Oczyszczamy, dorzucamy do pieca mnóstwo energii, zmniejszamy stres.

Metodę oddechów poznałem przed przeczytaniem książki Hofa, szukając odpowiedzi na pytanie: jak wstrzymać oddech dłużej. Natrafiłem na artykuły o przygotowaniu ludzi, którzy nurkują na duże głębokości bez butli. Czytałem też o rekordach, takich jak należący do magika Houdiniego, który w swoich czasach pobił rekord bezdechu – 3,5 minuty. Ja po pierwszej sesji hiperwentylacji wytrzymałem 4 minuty 17 sekund. Sorry Harry, byłeś amatorem [śmiech].

Wracając do pytania o osoby w strojach: mam wrażenie że, ludzie oglądają filmiki na YouTubie z wyczynów zimą w górach i na tej podstawie zapada decyzja. Znane w Polsce podejście „Ja nie wejdę? Potrzymaj mi piwo!” daje o sobie znać. Ostatnie miesiące obfitowały w wiadomości o grupach TOPR i GOPR, które organizowały akcje ratunkowe, by sprowadzić tych „śmiałków” na dół lub ratować ich życie.

Co daje metoda Wima Hofa?

Łącząc hiperwentylację z wystawianiem ciała na zimno oraz „wewnętrznym dialogiem”, budujemy odporność, poprawiamy stan komórek, uczymy się reakcji na bodźce zimna.

Warto pamiętać, że bazowanie wyłącznie na przypadku Hofa daje słaby punkt odniesienia. Hof jest ewenementem na skalę światową. Wytrenował swój organizm do stanu jaki ma dzisiaj. Ale wiele pozycji książkowych mówi o negatywnym wpływie hiperwentylacji na komórki. I znów: trzeba obserwować siebie.

Gdzie odbywasz swoje kąpiele?

Wybieram Trzeci Staw – mieszkańcy Nowej Soli wiedzą gdzie. Robię to codziennie w godzinach porannych: chwilę przed lub po siódmej rano. Jako że jestem pierwszy zawsze otwieram kąpielisko, bo dzięki mrozom staw często pokrywa warstwa lodu. Mam ze sobą siekierę i wybijam „ścieżkę zdrowia”. Wiem, że w sobotę koło godz. 13.00 bywa tam tłumnie.

Jak powinno wyglądać przygotowanie, zanurzenie i czynności po?

Ponieważ nie morsuję w grupowym tego słowa znaczniu, nie wiem, jak robią to inni.

Nie stosuję rozgrzewki, ponieważ to dla mnie całkowicie dwie sprzeczne czynności. W jakim celu się rozgrzewać, skoro za chwilę mam wejść do zimnej wody? Ale nie krytykuję tego, bo każdy robi tak, jak uważa. Nie mam też czapki, rękawiczek i butów z neoprenu – chcę odczuwać zimno całym sobą. Włączam stoper dopiero po zanurzeniu się razem z głową, a nie przed włożeniem stopy do wody [śmiech].

Czas mierzę dla własnych obserwacji oraz podnoszenia sobie poprzeczki. Przy pierwszym wejściu moje tętno skakało do 130 uderzeń na minutę. Teraz jest w granicach 75-80, ale mój rekord to 45 uderzeń na minutę.

W wodzie staram się cały czas ruszać, pływać, nurkować. Prawdziwy kontakt z zimnem następuje podczas pływania. Szczerze mówiąc: pięć minut pływania daje tak w kość jak kwadrans stania w wodzie o temperaturze pół stopnia. Po kąpieli wycieram się, ubieram i jadę do domu. Rzadko biorę ciepły prysznic, chyba że przesadzę.

Czy morsowanie cię zmieniło?

Obcując z zimnem nabrałem wielkiego szacunku dla wody i lodu. Zimna woda nie wybacza głupoty, a lód pomyłek. Sprawdziłem na sobie, co by się stało, gdybym wpadł pod lód i próbował się ratować. Jeżeli jesteś pod lodem już o grubości centymetra i nie ma możliwości odbicia się od dna, żeby naprzeć na niego od spodu, to nie ma jak połamać tafli. Wtedy to koniec.

A co do zdrowia: koniec z katarem, przeziębieniami. Mam masę energii. Chociaż nie medytuję, pojawił się większy spokój. Myślę, że bardzo dużo rozmów prowadziłem w głowie sam ze sobą kąpiąc się. Tylko nie powiem tego głośno, bo mówienie do siebie nie jest oznaką zdrowia psychicznego.

Jak reaguje na to twoja rodzina, znajomi?

Na początku był strach, wszyscy się o mnie bali. Teraz już chyba jest lepiej, ale jak robię coś głupiego, to nie zawsze się tym dzielę [śmiech]. Myślę, że wśród bliskich mam największy doping.

Czy zamierzasz to kontynuować w przyszłym sezonie?

Łącznie to już będzie czwarty sezon. Ale ten jest szczególny, bo po pierwsze aura jest typowo zimowa, a po drugie – postawiłem sobie pewien cel. Kiedy ten artykuł się ukaże, będzie to dokładnie mój 40. dzień pod rząd z zimowymi kąpielami. Czasem po dwa razy dziennie. Jak dojadę do stu dni, to chyba to będzie coś.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content