Solar Rejs. Wyjątkowy jacht z niewidomymi ludźmi

Do nowosolskiej mariny przypłynęła nietuzinkowa załoga. W Solar Rejsie biorą udział osoby niewidome i słabowidzące. Żeglarze spotkali się z podopiecznymi Środowiskowego Domu Samopomocy w Nowej Soli. Załoganci opowiedzieli o tym, jak wygląda życie na pokładzie

Jacht Wrzaskun wypłynął w sobotę 3 lipca z gliwickiego portu. Tegoroczny Solar Rejs jest kontynuacją rejsów z 2016 i 2017 r. Ma potrwać cztery tygodnie.

Podzielono go na cztery etapy. W dwóch pierwszych płyną żeglarze ze Śląskiego Yacht Clubu z rodzinami, w trzecim – podopieczni chorzowskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, a w czwartym uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej Tęcza przy fundacji Różyczka.

Ich celem jest dopłynięcie na Dni Morza w Szczecinie. Załoganci po drodze spotykają się z w różnych miejscach i opowiadają o swojej działalności.

fot. FB: Solar Rejs

Gościli w Środowiskowym Domu Samopomocy w Nowej Soli.

Łódka to nie hotel

– Pierwsza załoga wypłynęła z Gliwic do Opola. Tam nastąpiła zmiana ekipy i druga załoga popłynęła do Ścinawy, a w Ścinawie wsiedliśmy my i płyniemy do Uradu. Z przyjemnością po drodze spotykamy się z lokalnymi stowarzyszeniami i instytucjami. Opowiadamy o tym, co robimy. Po to, by pokazać pozytywne postawy wobec osób niepełnosprawnych – wyjaśnia Anna Turula ze Śląskiego Yacht Clubu.

Tegoroczny rejs Odrą jest nowatorski, bo załoga płynie jachtem typu DZ, napędzanym silnikiem elektrycznym. – Promujemy też troskę o środowisko. To fantastyczne, gdy płynie się Odrą, podziwia przyrodę i nic tego nie zakłóca, bo silnik elektryczny jest znacznie cichszy – dodaje Turula.

Uczestnicy rejsu pokazali podopiecznym nowosolskiego ŚDS-u film, na którym były przedstawione codzienne zmagania podczas życia na pokładzie.

– Widać, że bije z was radość, ale spotykacie jakieś utrudnienia? – zapytała Małgorzata Rosół, kierowniczka placówki.

– Jesteśmy przygotowani na różne niewygody. Musimy uważać na to, co jest na wodzie, dlatego niewidomemu żeglarzowi musi pomagać tzw. oko, czyli druga osoba, która obserwuje lustro wody w poszukiwaniu wszelkich zakłóceń – tłumaczy Anna Turula.

Żeglarka przyznaje, że życie na wodzie niczym nie przypomina życia w hotelu. Załoganci zmagają się z ciasnotą i ciągłym obijaniem się o siebie i sprzęty znajdujące się na pokładzie. – W tym roku nie mamy samochodu technicznego i wszystko trzymamy na łodzi. Musimy się odnaleźć w bałaganie, ale przy tym się świetnie bawimy. Dla wielu z nas to fantastyczne przeżycie – dodaje członkini Śląskiego Yacht Clubu.

Na pokładzie uczymy się życia”

Jednym z załogantów tegorocznego Solar Rejsu jest Dariusz Borowiak, niewidomy żeglarz, który nieraz udowodnił, że nie potrzebuje pomocy i świetnie sobie radzi na pokładzie.

Przygodę z żaglami na morzu rozpoczął w 2012 r. z fundacją Zobaczyć Morze. Ta fundacja od 2006 r. na pokład Zawiszy Czarnego, trójmasztowca, zaczęła zabierać osoby z dysfunkcją wzroku. Załoga liczy ok. 40 osób, z czego połowa jest niepełnosprawna.

– Możliwość rozpoczęcia nowego życia to coś wspaniałego. Czasem tak się zdarza, że osoby niepełnosprawne są zamykane „z troski” w domach. Jest też takie przekonanie, że najlepiej, jakby tym osobom jak najwięcej podawać, nie angażując ich do wielu prac. Będąc beneficjentem fundacji, zobaczyłem, jak to wygląda i postanowiłem zostać ambasadorem osób z dysfunkcjami na morzach. Na żaglowcu te osoby są angażowane do wszystkich prac – przyznaje Borowiak.

Podczas wachty wszyscy załoganci są zatrudnieni do każdej pracy. – Wchodząc na pokład, są niezaradni, bo to dla nich zupełnie nowe miejsce. Muszą obejść pokład, zapoznać się z przeszkodami i nauczyć się poruszania. Mijają dwa-trzy dni i wszyscy są zadowoleni, bo odkrywają, że są angażowani do pracy w kuchni, do mycia pokładów czy zastawiania stołu. Nagle okazuje się, że oni też to potrafią i odkrywają w sobie pasję – dodaje Dariusz Borowiak.

Praca na pokładzie jest formą dodatkowej rehabilitacji. Osoby z dysfunkcjami są przywracane do aktywności społecznej, a w wielu przypadkach to później owocuje tym, że zaczynają jakąś pracę. – Bo skoro dali radę na pokładzie, to czemu nie mogą spróbować czegoś innego? – zwraca uwagę żeglarz.

Współpracę ze Śląskim Yacht Clubem Borowiak zaczął w 2016 r. Wtedy miał możliwość stanąć na pokładzie dezety. Rok później również zaproszono go na pokład.

– Na nich uczymy się życia – dodaje Dariusz Borowiak.

Żeglarski Mount Everest

Przylądek Horn stanowi najdalej na południe wysunięty punkt Ameryki Południowej. Opłynięcie go jest bardzo trudnym zadaniem ze względu na panujące tam trudne warunki pogodowe. Dlatego nazywany jest żeglarskim Mount Everestem.

W 2018 powstał projekt „Zobaczyć Horn”. Dariusz Borowiak jest pierwszym polskim niewidomym żeglarzem, który wziął udział w tak trudnej wyprawie. W 12-osobowej ekipie był pełnoprawnym załogantem. – Opłynęliśmy Przylądek Horn. To było wspaniałe. Inni uczestnicy dokładnie opisywali tereny, które mijaliśmy. A my z niewidomą koleżanką wyłapywaliśmy mnóstwo dźwięków. Mijaliśmy kolonie pingwinów, fok, lwów morskich i różne ptactwo – wspomina Borowiak.

W pewnym momencie podczas sterowania niewidomy żeglarz usłyszał sapnięcie. Wiedziałem, że to wieloryb. – Uczestnicy byli mi wdzięczni, że wywołałem ich z aparatami, by mogli uwiecznić naszego towarzysza podróży – uśmiecha się żeglarz.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content