Ból jest do dziś. Ta katastrofa wstrząsnęła lokalną społecznością

– To było straszne. Do dziś została zadra – mówi Teresa Wadycka, mama Jarosława, żołnierza, który 4 czerwca 1988 r. zginął w katastrofie na przejeździe kolejowym. Razem z nim odeszło wtedy jego dziewięciu kolegów. Tuż przed Wszystkimi Świętymi byliśmy na uroczystości upamiętniającej tę tragedię

Podczas takich uroczystości zawsze najważniejsze są rodziny tych żołnierzy. Rozmawiamy z Teresą Wadycką. Jarosław, jej syn, zginął w katastrofie kolejowej sprzed 33 lat.

– Bardzo źle wspominam ten dzień i do dziś jest ciężko. To był szok – opowiada wzruszona. – Pamiętam, że byłam wtedy w pracy. Kierowca przyjechał z Nowej Soli i opowiadał, jaki był straszny wypadek. Mówił, że tutaj zginęło 10 żołnierzy. „Tam mój syn miał jechać” – mówię. Bo Jarek wspominał, że jadą tam meliorację zrobić. Brygadzista mnie ochrzanił: „Aj tam, głupoty gadasz”. Przyjechała córka i zabrała mnie do domu. Zapytałam, czy z Jarkiem coś się stało. Córka odparła, że nic nie wie. Nie powiedziała, no bo on już pewnie nie żył…

Pani Teresa ma żal do wojska: – W sobotę był wypadek, a w niedzielę pojechaliśmy do Kożuchowa. Przydzieleni żołnierze mieli nam pomagać. Pojechaliśmy do Nowej Soli ich rozpoznać. Wielu tych żołnierzy było, fakt, zostali przydzieleni do organizacji pogrzebów. Wytłumaczyli, dokąd iść, ale nie zaprowadzili nas, tylko „idźcie, idźcie”. Wojsko mówiło też, że będzie psycholog, a nie było nikogo, z kim można by było porozmawiać. Córka miała wtedy 10 lat. Ona bardzo to przeżyła, była z bratem bardzo zżyta. Jarek bardzo o nią dbał, kupował jej różne rzeczy… Gdy wracał z pracy do domu, to szwadron dzieciaków za nim szedł – kuzynostwo. To było straszne. Do dziś została zadra.

Pani Teresa dodaje: – Ten obelisk – pokazuje ręką – powstał dzięki Raczkowiakowi i Brodko, bo to oni chodzili za tym i załatwiali.

Żeby pamięć nie zaginęła

– Spotykamy się kolejny raz w tym miejscu z inicjatywy grupy rezerwistów JW 3001 Kożuchów – mówił pod obeliskiem upamiętniającym katastrofę st. chor. Ryszard Stępniewski. – Od czasu założenia grupy przejęliśmy opiekę nad tym obeliskiem i – jak widać – mamy również swoją tablicę poświęconą poległym kolegom. Nie zmarłym, a poległym. Dlaczego mówimy o nich, że polegli? Bo jechali wykonywać rozkaz dowódcy, wykonywać obowiązki służbowe, pomagając w pobliskim PGR w pracach w polu. Spotykamy się tu, żeby ich upamiętnić, żeby pamięć nie zaginęła i myślę, że tragedia, która ich tu spotkała i miejsce, w którym stracili życie, będą w naszych sercach już do końca. Dziękuję wszystkim, że tu przybyliście, że naprawdę pamięć o nich jest cały czas utrwalana. Cześć ich pamięci.

Jesteśmy im to winni”

Burmistrz Bytomia Odrzańskiego Jacek Sauter przyznaje, że nie chciałby witać zebranych podczas kolejnych rocznic katastrofy. Bo to oznaczałoby, że zmarli nadal żyją.

– Jest mi tak przykro, że jestem gospodarzem gminy, która zaznaczyła się w waszych sercach taką tragedią – mówił Sauter do rodzin ofiar. – To nasz obowiązek, byśmy o niej pamiętali.

Burmistrz zaznaczał: – Przez lata miałem nadzieję, że wyciągniemy z tego wnioski, że po takiej tragedii już nikt na polskich przejazdach kolejowych ginął nie będzie. Niestety, widzimy, że ciągle dzieje się coś złego, czyli chyba nie potrafimy wyciągać wniosków, nie potrafimy się uczyć.

Jacek Sauter dziękował wszystkim za pamięć o zmarłych żołnierzach. – Pokazujecie, że to byli wasi koledzy, współpracownicy, podwładni. Jesteśmy im wszyscy winni pamięć – mówił.

W uroczystości wziął udział również senator Wadim Tyszkiewicz. – Ci ludzie byli na służbie, czyli wykonywali rozkaz przełożonych – podkreślał. – Poszli do wojska jako młodzi ludzie, byli po przysiędze. Byli żołnierzami, jechali wykonać rozkaz. Próbowałem wyobrazić sobie, co oni czuli – młodzi, zdrowi, całe życie było przed nimi. Myślałem o ich marzeniach, planach, które mieli.

Tyszkiewicz dodał, że w ułamku sekundy te marzenia prysnęły: – I dzisiaj możemy tylko otoczyć ich pamięcią. I to, co pan burmistrz powiedział – dążyć do tego, by takie sytuacje nigdy się już nie powtórzyły, choć wiemy, że zdarzają się zbyt często.

Senator Tyszkiewicz również dziękował zebranym za pamięć o żołnierzach: – Wydawałoby się, że czas leczy rany i zaciera tę pamięć, ale okazuje się, że nie zaciera i macie to w pamięci cały czas. I chciałem wam za to podziękować, bo pamięć jest ważna.

Rezerwiści

Na uroczystość przyjechał m.in. st. chor. sztab. Ryszard Baszak – był szefem kompanii, w której pracowali tragicznie zmarli żołnierze. On i ich koledzy – Marek Dworczak, Sławomir Tomaszewski i Jerzy Migdalski – mówią zgodnie: – Tak jak wspomniał burmistrz, chcielibyśmy, żeby to było przestrogą dla ludzi. Żeby uważali na przejazdach. My jesteśmy z tej samej kompanii i wszystkich kolegów osobiście znaliśmy jeszcze z budowlanki. Z wszystkimi byliśmy zżyci. I nagle nie ma chłopów. To był szok.

Ci żołnierze podkreślają, że oni też mogli zginąć, ale akurat w tym momencie los chciał, że pracowali gdzie indziej.

Wróćmy do upamiętnienia. Przy obelisku, który informuje o tej tragedii, została umieszczona tabliczka od rezerwistów. Wymieniona jest też stara tablica z nazwiskami żołnierzy – zawierała błędy w nazwiskach i stopniach.

Ryszard Stępniewski: – Tym miejscem pamięci wcześniej opiekowała się młodzież z Kożuchowa. Jak powstała nasza grupa rezerwistów JW 3001, grupa byłych żołnierzy z Kożuchowa, zaczęliśmy się tu spotykać, przejęliśmy opiekę nad obeliskiem. Nie tak dawno nasi koledzy w czynie społecznym przyjechali tu i naprawili osuwające się kamienie.

– Chcielibyśmy podziękować panu burmistrzowi Jackowi Sauterowi za tę tabliczkę, bo nas nie byłoby na nią stać – puentuje rezerwista Janusz Kozłowski.

Łukasz Gała

Mateusz Pojnar

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content