57 lat rozłąki. Siostra odnalazła brata i swoją tożsamość [WYBÓR TEKSTÓW 2021]

KWIECIEŃ 2021. Swoim rodzicom adopcyjnym Izabela, która tak naprawdę jest Danutą, przyrzekła: dopóki będziecie żyć, nie będę szukała swojej biologicznej rodziny. Gdy zmarli, zaczęła poszukiwania. W Nowej Soli odnalazła brata Bronisława i prawdziwą tożsamość. Po 57 latach

Bronisław Jasiński siedzi przed telewizorem. Jest 2002 rok, niedzielny wieczór, za oknem zima. Teleturniej „Życiowa szansa” już się skończył i Bronisław jeszcze nie wie, że prawdziwą życiową szansę da mu program, który rozpocznie się za chwilę – „Zerwane więzi”. Pokazuje historie ludzi, którzy przed laty stracili ze sobą kontakt, a dzięki niemu ponownie się spotykają.

Gdy na ekranie pojawia się Izabela, zaczyna się jej bacznie przyglądać. Skądś ją musi znać.

– Krzysiek, to ona! – krzyczy po chwili do syna, który czyta książkę w drugim pokoju. – Znalazłem swoją siostrę!

– Nigdy nie zapomnę tej chwili – mówi wzruszony Krzysztof Jasiński. – Najpierw mu nie dowierzałem. „Jaka tam siostra” – mówię. Ale tata był pewien. Twierdził, że jest identyczna jak któraś z jego ciotek. Taki sam wygląd, ruchy, gesty. Skóra zdjęta.

Bronisław i Krzysztof Jasińscy

Bronisław postanowił napisać do „Zerwanych więzi”.

Niedługo wrocławianka, której w akcie urodzenia wpisali Izabela Sarecka, dowie się, że tak naprawdę ma na imię Danuta, a na nazwisko – Jasińska.

Sami swoi i obcy

Natrafiłem na tę historię dwa tygodnie temu, w Wielką Sobotę. Opisał ją Mirosław Maciorowski w „Ale Historii”, dodatku do „Gazety Wyborczej”. Opowieść o siostrze, która odnalazła brata, pochodzi z jego książki „Sami swoi i obcy”. To zbiór reportaży o Kresowianach, którzy po wojnie musieli ułożyć sobie życie na Ziemiach Odzyskanych.

Czytany dzień przed Wielkanocą tekst pod pierwotnym tytułem „Sierotka wydana na własność” zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Nie tylko na mnie. „Najpiękniejsza historia wielkanocna. Poryczałam się jak dziecko” – napisała na Wyborcza.pl jedna z internautek.

Bohaterka tekstu na prezentacji książki Mirosława Maciorowskiego. 2011 r.

Maciorowski pisze: „Danuta Jasińska do dziś nie wie, kto i dlaczego zamienił ją w Izabelę Sarecką, ale została przy imieniu Izabela i nazwisku rodziców adopcyjnych. Nadal utrzymuje serdeczne kontakty z rodziną brata Bronka w Nowej Soli”.

Po świętach skontaktowałem się z Krzysztofem Jasińskim.

Kobieta samotna

Jest przedsiębiorcą, hodowcą norek. Naszą rozmowę kilka razy przerywają telefony – dzwonią do niego w biznesowych sprawach.

Krzysztof: – To są skomplikowane losy wysiedleńców… Cała rodzina Jasińskich przeniosła się z Wilna na Mazury. Ale mój dziadek nie miał we krwi pracy na roli. Można powiedzieć, że jak na tamte czasy był biznesmenem, miał dwa sklepy i dwa auta w Reszlu. Jednak dla niego to miasteczko było za małe, wyemigrował do Łodzi. Z babcią Stanisławą mu się nie układało. Nie umiała czytać ani pisać, nikt jej nie posłał do szkoły. Miała dramatyczne życie. A dziadek był rzutki, chciał robić interesy. Byli zupełnymi przeciwieństwami, dlatego rozstali się. Dziadek zabrał mojego tatę do Łodzi, a babcia została sama z drugim synkiem Heniem i córeczką Danusią. Pojechali do Nowej Soli. Później babcia wzięła do siebie również mojego tatę, bo dziadek zachorował i umarł.

Bronisław Jasiński, dziadek Krzysztofa

Wcześniej Wilno, teraz inny świat – poniemiecka Nowa Sól i straszna bieda. Wokół tymczasowość, bo ludzie boją się, że zaraz wrócą tutaj Niemcy.

Samotnej kobiecie było wyjątkowo trudno utrzymać troje dzieci. Stanisława zaczęła pracę w „Odrze”. Nie w fabryce nici w sensie ścisłym, tylko przy stogach z lnem. Pracowali tam sami mężczyźni, ale była dzielna, dawała radę. Praca była wyczerpująca.

Któregoś dnia tragedia: Henio wypada z okna na pierwszym piętrze. Już do końca życia nie będzie słyszał na lewe ucho. Po zdarzeniu sąd wydaje decyzję o odebraniu matce Danusi i Henia. Trafiają do domu dziecka w Kożuchowie. Bronek uciekł przed pracownikami opieki. Stwierdził, że nie da się zamknąć w bidulu.

„Jak stanę na nogi, odbiorę ich” – myślała Stanisława. I po roku rzeczywiście pojechała po dzieci. Ale do rodzinnego domu wrócił tylko Henio. Danusi nie było.

Stanisława Jasińska

– Babcia nie zobaczyła swojej córki już nigdy w życiu – opowiada Krzysztof Jasiński. – Później zawsze płakała, gdy tylko ktoś wspomniał o Danusi. Mój tata poprzysiągł sobie, że ją odnajdzie. Czy często opowiadał o siostrze? Za wiele o niej nie wiedział, bo gdy babcia musiała ją oddać, widział ją raptem parę tygodni. Był młodziutki, miał 8-9 lat.

Wrocław. Józik

1948 rok. Dziewczynka ma niespełna 5 lat. Do domu dziecka w Janowicach Wielkich koło Jeleniej Góry przyjeżdża małżeństwo nauczycieli z Wrocławia. Wyjeżdżają z małą Danusią. Zostają jej przybranymi rodzicami. We Wrocławiu mówią: tu jest twój nowy dom.

Danusi niczego nie brakuje. Rodzice starają się, by miała wszystko.

Do pani Danuty zadzwoniłem w czwartek. Byłem ciekaw jej opowieści. – No właśnie: pani Izabelo czy pani Danuto, jak się do pani zwracać? – zacząłem rozmowę.

– W moim wieku trudno już zmieniać wszystkie dokumenty, ale cała moja biologiczna rodzina mówi do mnie Danuta, więc niech zostanie Danuta. Bardziej mi się podoba – śmieje się. – Izabelą mnie nazwano z urzędu. Zmieniono całą moją tożsamość, począwszy od imienia, nazwiska i miejsca urodzenia.

Kiedy wiele lat później dowiedziałam się od bratowej, że moja biologiczna mama była niepiśmienna, zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie ona w tym domu dziecka nie potrafiła napisać odpowiedniego podania, żeby mnie odebrać. To zostało wykorzystane przez tamtejszych pracowników. Najpierw twierdzili, że ja nie żyję. Kiedy mama chciała zobaczyć grób, to jej nie pokazali. Dziś wiem, że mama całe lata mnie szukała, mimo że założyła nową rodzinę.

Jak dowiedziałam się, że jestem z domu dziecka? „Usłużni” sąsiedzi pomogli. Sąsiadka z dołu brzydko mnie nazywała. „Znajduch biega po klatce schodowej”. Gdy byłam starsza, podpytywałam przyszywanych rodziców o moją biologiczną rodzinę. Niczego się od nich nie dowiedziałam.

Kiedyś na okres wakacji wzięli 14-letniego chłopca – Józika. Też z domu dziecka, tyle że we Wschowie. Po wakacjach nie chciał od nas wyjeżdżać, strasznie płakał. Babcia nakłoniła rodziców, żeby z nami został. „Macie sumienie, żeby go odsyłać?” – pytała ich. Babcia i Józik byli moją życiową podporą. On się mną tak opiekował… Był starszy, uczył mnie liter, pisania. Idąc do szkoły, już pisałam i czytałam, więc nudziłam się i szybko trafiłam do wyższej klasy. W domu kultury byłam w sekcji plastycznej, uczyłam się grać na skrzypcach.

Wrocław. Józik z małą Izą (Danusią) 

Ale miałam mówić o Józiku. Powiem panu, że już wcześniej intensywniej szukałabym rodziny, ale zdarzyła się pewna historia. Józik po skończeniu technikum wyjechał do Gdańska do tzw. organizacji Służba Polsce. Wtedy zaczął szukać swojej biologicznej matki. Wiedział, że jego ojciec zginął w czasie wojny, mówił mi o tym. Przyjechał do nas i poprosił rodziców o cofnięcie adopcji.

Mama bardzo to przeżyła. Miała żal. Mówiła, że jak ja dorosnę, to pewnie też tak zrobię – opuszczę ich. Jako 11-letnia dziewczynka przyrzekłam rodzicom: dopóki żyjecie, nie będę szukała swojej rodziny. I nie szukałam.

Mój adopcyjny ojciec zmarł w 1996 roku, przed powodzią. Mama – cztery lata wcześniej.

Całe lata myślałam, że jestem sierotą po powstańcach warszawskich. W papierach miałam napisane, że urodziłam się w maju 1944 roku. Byłam przekonana, że zawieruszyłam się w trakcie powstania. To okazał się mylny trop. A czytałam wszystkie możliwe książki o powstaniu, oglądałam sporo filmów, żeby czegoś się zaczepić.

Z Czerwonego Krzyża odpisali mi, że nie ma mojego nazwiska wśród powstańców.

Krysia Bezimienna

Cofnijmy się 20 lat wstecz. Pani Danuta zagrała w totolotka i wieczorem w telewizji chciała sprawdzić, czy za chwilę zostanie milionerką. Na Polsacie jakiś mężczyzna szukał swojego brata. Okazało się, że ma sześcioro rodzeństwa.

– Wtedy mnie tchnęło: to program, w którym mogę odnaleźć swoją rodzinę – wspomina wrocławianka. – Numer, który wyświetlał się w telewizji, szybko znikał. Poprosiłam córkę Gosię, żeby mi go zapisała, bo będę dzwonić. W „Zerwanych więziach” powiedzieli, że będzie trudno odnaleźć kogokolwiek, bo minęło już kilkadziesiąt lat. Ale podjęli się tego wyzwania. Prosili mnie o zdjęcia i papiery – wszystko, co mam. Miałam dwa dokumenty: z domu dziecka, że jestem sierotą, i drugi – że zostałam adoptowana.

Izabela (Danuta) w czasach liceum

Wie pan, ja od naprawdę wczesnych lat intuicyjnie czułam, że mam rodzinę. Dużo czytałam i myślałam o sobie, że jestem jak ta tytułowa Krysia Bezimienna z powieści Antoniny Domańskiej. W tym sensie, że nie znam swoich korzeni.

Po jakimś czasie od twórców programu usłyszałam, że Bronek z Nowej Soli po moich gestach rozpoznał we mnie siostrę. Wymieniliśmy się zdjęciami. Dziennikarka powiedziała, że wyglądamy na nich, jakbyśmy byli bliźniakami. Dużo osób to później potwierdzało. Z kolei Bronka żona mówiła, że charakter to mam po matce [śmiech].

Jak usłyszałam, że na 99 procent to jest mój brat, byłam w szoku. Nie chciałam, żeby nasze spotkanie odbyło się w telewizyjnym studiu. Wolałam spotkać się z Bronkiem kameralnie.

Dostałam do niego telefon, ale przez tydzień nie dzwoniłam. Musiałam się zebrać w sobie. Gdy już zadzwoniłam, trudno było się dogadać. Oboje płakaliśmy. To przez wielką radość.

Siostra poznaje brata

Koniec lutego 2002 roku. Ktoś puka do mieszkania Jasińskich przy ul. Kossaka. Oni czują, że to Danuta. Tylko Bronisław jest na tyle odważny, by wstać i otworzyć drzwi.

Brat widzi siostrę po raz pierwszy od 57 lat.

Nowa Sól, 2002 r. Brat i siostra widzą się po raz pierwszy od 57 lat

Jak tę chwilę wspomina Krzysztof Jasiński? – Był taki moment zawahania – uśmiecha się. – Ciocia patrzy na tatę, tata na nią. Ojciec powtórzył „Jezu, wyglądasz jak ciotka Wanda”. Padli sobie w ramiona, przytulali się, płakali. Wszyscy płakaliśmy. Tata to był twardy facet, on nigdy nie okazywał słabości. To nieprawdopodobna historia, którą trudno jest sobie wyobrazić. Od razu nawiązała się nić takiej sympatii, przyjaźni. Momentalnie. Ciocia Danusia okazała się ciepłą, serdeczną osobą. Pomyśleliśmy, że jest taka, jak sobie ją wyobrażaliśmy.

Pani Danuta: – Mieszkanie przy Kossaka jest wysoko, a ja mam chore nogi, dlatego ciężko było mi wejść na to piętro. Pojechałam na spotkanie ze starszą córką Małgosią. Rozmawialiśmy z Bronkiem o wszystkim. Pamiętam, że on cały czas podkreślał tę wiarę matki do końca w to, że ja żyję.

Patrzę na fotografię rodzeństwa z ich pierwszego spotkania po 57 latach. Przytulają się. Siostra szeroko się uśmiecha. Brat też, choć jego uśmiech jest delikatny. W końcu jest starszym bratem i musi być nieco bardziej poważny. Patrzy w obiektyw. Wie, że to zdjęcie będzie dla niego wiele znaczyło.

W poszukiwaniu straconego czasu

Te pierwsze godziny spotkania upłynęły rodzeństwu na opowiadaniu o swoim życiu. O swoich życiach. Danuta pyta o ojca, mamę. Chce oglądać zdjęcia. Dopytuje, jaka jest rodzina Jasińskich, gdzie kto mieszka. Ile ma wujków, ciotek.

Szuka utraconego czasu. Nareszcie dowiaduje się, kim jest. Odzyskuje prawdziwą tożsamość.

Krzysztof: – Czasami tata miał do babci żal. Pytał, jak mogła pozwolić na to, że jego siostra trafiła do domu dziecka. Ale później zdał sobie sprawę, że to były inne czasy, bardzo ciężkie. Próbował z siostrą nadrobić kilkadziesiąt lat. Dzwonili do siebie, jeździli. Ciocia odwiedziła i poznała całą naszą rodzinę.

Spotkanie rodzinne Jasińskich. Nowa Sól, 2019 r.

Pani Danuta: – Byłam na 50. urodzinach Krzysia i tam poznałam ciocię Terenię, kuzyna Zdzisia i innych członków naszej rodziny. Zawieźli mnie też na grób babci i dziadka. Bardzo za to wszystko Krzysiowi dziękuję, bo przecież rodzina jest najważniejsza.

Wilno

Krzysztof Jasiński jeszcze raz wraca do pierwszego spotkania swojego taty z siostrą: – Był taki szczęśliwy. Taki miał cel: odnaleźć Danusię. Potem powiedział, że spełniło się jego marzenie, a teraz może umierać. Pomyślałem: ale plecie bzdury.

A może Bronisław Jasiński rzeczywiście czuł, że nadchodzi śmierć? Umarł niedługo później.

Jego syn: – Tata po wojnie nigdy nie odwiedził Wilna. Zawsze mu obiecywałem, że jak będę miał trochę więcej czasu, to go tam zabiorę. Marzył o wycieczce z odnalezioną siostrą. Naprawdę nie spodziewałem się, że odejdzie tak szybko. I teraz ta niespełniona obietnica do mnie wraca.

Zdjęcie z pierwszego spotkania Danuty ze swoją rodziną

Pani Danuta: – Wyjechałam z Wilna mając niespełna roczek i też nigdy tam już nie wróciłam, chociaż z moim kochanym braciszkiem Bronkiem chcieliśmy odwiedzić to miasto. Chciał mi pokazać kościół, w którym byłam chrzczona. Rodzina adopcyjna ochrzciła mnie po raz drugi, bo nie wiedzieli, czy wcześniej przyjęłam chrzest. Wojna zrobiła wiele złego, porozdzielała rodziny i takich dzieci, jak my, było setki. Ze złamanymi życiorysami. Pamiętam, że jak czasami mama mnie za coś ukarała, to myślałam tak po dziecinnemu: prawdziwa mama na pewno by tego nie zrobiła. Tego wszystkiego nie da się wymazać z pamięci. Kto tego nie przeżył – nie zrozumie.

***

Na pogrzebie Bronisława Jasińskiego była oczywiście również jego ukochana młodsza siostrzyczka Danuta, za którą tęsknił prawie 60 lat. Długo się sobą nie nacieszyli, ale chyba na tyle, by umierał spokojniejszy.

Mateusz Pojnar
Latest posts by Mateusz Pojnar (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

2 thoughts on “57 lat rozłąki. Siostra odnalazła brata i swoją tożsamość [WYBÓR TEKSTÓW 2021]

  • 27 kwietnia 2021 at 05:36
    Permalink

    Piękny i mądry artykuł. Bardzo dziękuję za niego.

    Reply
    • 27 kwietnia 2021 at 11:23
      Permalink

      Bardzo dziękuję za te miłe słowa. To dla mnie ważne, dla bohaterów tekstu na pewno też. Pozdrawiam serdecznie, Mateusz Pojnar 🙂

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content