Tomasz Andrzejewski: Mam dwie grube teczki [30 LAT „KRĘGU”]

– Gdyby nie moja współpraca z „Kręgiem”, nie byłbym w miejscu, gdzie jestem. Ta gazeta pozwalała mi robić to, co lubię i dlatego zawsze będę do niej podchodził z sentymentem – mówi w rozmowie z okazji 30-lecia „Tygodnika Krąg” Tomasz Andrzejewski, dyrektor nowosolskiego muzeum, a w przeszłości także autor publikujący na naszych łamach. On też w tym roku ma swój jubileusz, bo obchodzi 30 lat pracy zawodowej

Mariusz Pojnar: „Tygodnik Krąg” przyszedł do pana czy było odwrotnie?

Tomasz Andrzejewski: To ja poszedłem do „Kręgu” z propozycją współpracy. Wtedy redaktorem naczelnym był Wojciech Olszewski. To był bodajże 1998 r. Przyniosłem wtedy pierwszy tekst historyczny. Redakcja uznała, że takich tematów jeszcze nie było na łamach „TK” i od tego się zaczęło.

Dostałem możliwość publikowania moich materiałów historycznych, które początkowo tworzyliśmy w Klubie Miłośników Historii – był przy muzeum dzięki uprzejmości ówczesnej dyrektorki Krystyny Bakalarz. Mogliśmy rozpocząć już nie tylko młodzieńcze wyprawy w poszukiwaniu historii, ale nadaliśmy im charakter niemal naukowy. A „Krąg” publikował wyniki naszych ustaleń i badań. Początkowo zajmowaliśmy się II wojną światową.

Mówi pan w liczbie mnogiej. Kogo pan ma na myśli, kto z panem wtedy współpracował?

Tadeusz Kluk, Zdzisław Szukiełowicz, Krzysztof Dąbrowski, Rafał Antas czy Krzysztof Motyl, który zaszczepił we mnie pasję do fortyfikacji. Przeprowadziliśmy badania wszystkich budynków fortyfikacyjnych na terenie powiatu nowosolskiego, później nawet w biegu całej Odry w województwie lubuskim.

I to wszystko opisywałem w „Tygodniku Krąg”.

Ale to był dopiero początek historii Andrzejewskiego w „Kręgu”.

Tak, po kilkudziesięciu artykułach poświęconych obronie miasta, jego zdobywaniu w 1945, założeniu administracji itd., pojawiło się zapotrzebowanie na regionalną historię. I przyjąłem to zadanie, które zaowocowało kilkoma cyklami artykułów poświęconych historii regionu.

Stała rubryka, charakterystyczny kształt dwustronnego druku z miejscem na dziurki, żeby Czytelnicy mogli wyciąć tekst i włożyć do segregatora. Były sytuacje, że Czytelnicy, którym z jakiegoś powodu nie udało się kupić danego numeru, prosili, czy można im to uzupełnić, bo zbierają wszystkie odcinki.

To było miłe.

To też był kawał historycznego materiału, który mnie zmobilizował. Kilkaset materiałów, które zostały opublikowane w formie małych artykułów, wymagało ogromnego nakładu pracy w terenie, w archiwach. Materiały przygotowywane kiedyś dla „Kręgu” znalazły potem swój szerszy, większy wymiar w publikacjach wydawanych przez Muzeum Miejskie. Niektóre artykuły można przeczytać w książkach, choćby o Nowej Soli z 2019 r. Tam niektóre teksty właściwie żywcem są wyjęte z „TK”.

„Krąg” na pewno był miejscem, gdzie przez wiele lat – można powiedzieć, że przez połowę okresu wydawania tej gazety – ukazywały się moje materiały historyczne, z czego jestem zadowolony i dumny. I dzięki tym materiałom miałem świadomość, że to, co się stworzyło, miało swoich odbiorców.

Zresztą jest ciąg dalszy tego wszystkiego. Powstał prowadzony przez muzeum profil na Facebooku – Pomniki Przeszłości Ziemi Nowosolskiej. Jest już tam 200 odcinków. Każdy jest po części produktem, który powstał wcześniej na potrzeby gazety. Każdy tekst jest zaktualizowany, uzupełniony i okraszony większą ilością zdjęć, ale pierwowzór tych artykułów można znaleźć w „Kręgu”.

Z tą historią, która zamykała się w małym, starym formacie „Kręgu”, pan też ewoluował. Dziedzina, którą pan się zajmuje, została wchłonięta przez internet – jest coraz lepszym nośnikiem wszystkiego.

Zawsze korzystałem z nowoczesnych form przekazu. „Krąg” był pierwszym.

Później materiały zaczęły się pojawiać na płytach multimedialnych, które weszły do obiegu na początku lat dwutysięcznych. Wtedy były płyty DVD i CD. Muzeum też je wydawało i tam też trafiały teksty z „TK”.

Potem pojawiły się w formie postów na Facebooku, a finalnym produktem jest prezentacja w programie Power Point, którą zamieniam na PDF i wrzucam do biblioteki cyfrowej muzeum.

Kiedyś trzeba było wykopywać źródła w różnych miejscach. Wtedy nie było dostępu online do informacji. Dlatego pojawiły się nowe materiały i nowe możliwości zdobywania źródeł.

Historia to nie jest nauka zamknięta, tylko wciąż żywa.

A pamięta pan pierwszy tekst na łamach „TK”?

Moje pierwsze kawałki do „Kręgu” nie były historyczne, tylko polemiczne, pisane pod pseudonimem. To był chyba 1997 r., świeżo po powodzi. Od 1998 to już była stała współpraca.

Pierwszy tekst historyczny to „Zapomniane ruiny” z 1998.

Podam trochę liczb. Napisałem 75 artykułów innych niż w cyklach. Ostatni ukazał się w 2015 r. Oprócz tego wspomniane cykle: „Nasze okolice na starych pocztówkach” – 101 odcinków, „Kościoły regionu” – 57, „Budowle obronne regionu” – 68, „Pomniki przeszłości” – 156, „Z dziejów nowosolskiego przemysłu” – 17.

Nie wiem, czy ktokolwiek z naszych autorów-współpracowników może pochwalić się takimi liczbami…

[śmiech] To wszystko daje 475 tekstów. Po zakończeniu cyklów fajnym pomysłem było wprowadzenie na łamy „Kręgu” rozkładówek, czyli większych artykułów, na dwie strony, w których można było zmieścić więcej materiału, także zdjęciowego.

O jedną z tych rozkładówek chciałem zapytać. Po pana tekście z 2010 r. do debaty publicznej w mieście powrócił temat filii Gross-Rosen w Neusalz. Później szerzej podjął go Marek Grzelka.

W 2010 nie przypuszczałem, że ten tekst wywoła taką reakcję, która spowoduje, że tablica – choć może niedoskonała – wróci do przestrzeni publicznej Nowej Soli.

Historia nie jest zamkniętą dziedziną nauki, zawsze pojawiają się nowe źródła, które trzeba uzupełniać i nie można mieć pretensji do historyków, że oni o czymś nie napisali wcześniej. Jeżeli nie mieli źródeł, to nie napisali. Jak je zdobyli – dopisali nowe fakty.

Cieszy mnie to, że Marek Grzelka, który jest inicjatorem akcji przypominania o tej smutnej historii Neusalz, ruszył temat mocniej. Na początku wspomniał też, że ten mój tekst go do tego zainspirował. Mam satysfakcję, że artykuł historyka może poruszyć społeczne działania. To jest kwintesencja zawodu, jeżeli na kanwie twojej pracy pojawiają się pozytywne aspekty. Gorzej jak pojawiają się negatywne, bo – jak wiemy doskonale – historia niestety służy do realizacji różnych celów politycznych, a to najgorsza rzecz, jaka się może przydarzyć.

Krąg” to też kawał historii.

Tak. Mam grubą teczkę, w której są wycinki z publikacjami w „Kręgu”. Historyk to archiwista, musi sobie wszystko chronologicznie zapisać.

Osobną grupą są artykuły, w których wypowiadałem się na łamach prasy. To jest w drugiej teczce. Może kiedyś któryś z wnuków do tego zerknie i zobaczy, jak dziadek był obecny w mediach [uśmiech]. Kiedy oni będą w wieku dziadka, to będzie już praktycznie koniec tego stulecia. Dziś fascynujemy się tym, co było sto lat temu, ale niedługo będziemy obiektem zainteresowania następnych pokoleń.

Pisał pan na łamach „TK” blisko 20 lat. To nie zostaje w człowieku bez śladu, bez sentymentu.

Gdyby nie moja współpraca z „Kręgiem”, nie byłbym w miejscu, gdzie jestem. Ta gazeta pozwalała mi robić to, co lubię i dlatego zawsze będę do niej podchodził z sentymentem.

Czego Tomasz Andrzejewski życzyłby naszej gazecie w 30. urodziny?

Nadal wierzę w siłę słowa pisanego i uważam, że gazety lokalne, regionalne – abstrahując od natury własnościowej, politycznej – są potrzebne, dlatego że one są nośnikiem informacji dla naszych mieszkańców.

Słowo pisane na papierze musi przetrwać. Wszystko, co jest w internecie, któregoś dnia może zniknąć, a artykuł opublikowany w gazecie czy książka zawsze przetrwają w jakiejś bibliotece.

Życzyłbym też „Kręgowi”, żeby przetrwał kolejne lata. 30 lat do czegoś zobowiązuje. Nie zapominajmy, że trzy dekady wiążą się ściśle z 30-leciem samorządu, o który tak ciężko walczyliśmy jako społeczeństwo. Może powtarzam za kimś innym, ale uważam, że samorząd jest ogromnym osiągnięciem transformacji. Każda lokalna prasa na pewno odgrywa w tym znaczącą rolę.

I na koniec: życzę „Kręgowi”, żeby trwał mimo problemów na rynku prasy. Życzyłbym mu także więcej publicystyki, chociaż z tym jest trudno, bo zajęcie się tą działką wymaga większej ilości autorów. Prasa lokalna zawsze kształtowała opinię publiczną. Każdy inteligentny, świadomy, szukający odpowiedzi na nurtujące pytania człowiek powinien poza informacją dostać polemikę od ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Nie dajmy się cywilizacji tak totalnie zmienić.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

Mariusz Pojnar
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content