Chcesz cukierka, Panie Boże? Wspominamy Ryszarda Dębskiego

– Obojętnie co pozytywnego o nim napiszesz, wszystko będzie prawdą – mówi Dariusz Stankiewicz o zmarłym trenerze i działaczu piłkarskim Ryszardzie Dębskim

Gdy jeszcze palił, przypominał trenera Lazio Rzym Maurizio Sarriego. Też na ławce rezerwowych nie rozstawał się z papierosem. Później przerzucił się na cukierki, które wszystkim rozdawał. Uśmiechał się i wciskał je ludziom do kieszeni kurtek. Ostatni raz dostałem od niego takiego cukierka chyba w grudniu podczas Turnieju Mikołajkowego im. Radka Druciaka.

Był zapalonym działaczem „Solidarności”, ale koleżankom i kolegom ze związku mówił wprost: nie mogę tego dnia być z wami, przepraszam, ale mam mecz. Bo rodzina, piłka nożna i Modrzew Modrzyca – te trzy elementy budowały jego świat.

Z Ryszardem Dębskim umarła epoka, w której w świecie futbolu byli jeszcze bezinteresowni społecznicy. A na pewno pan Ryszard był tej epoki jednym z ostatnich przedstawicieli.

***

Dariusz Stankiewicz, w przeszłości świetny bramkarz, a później trener, Ryszarda Dębskiego znał od zawsze. W końcu pan Ryszard był jego wujkiem.

– Rysiu był dobrym, niekonfliktowym człowiekiem – wspomina. – Niczym się nie przejmował, a na pewno nie tym, co gadali z boku. Nie robił nikomu krzywdy. Obojętnie co pozytywnego o nim napiszesz, wszystko będzie prawdą.

Wspólnie przez lata współpracowali w Modrzewiu Modrzyca. Zaczęło się w latach 90. – Rysiu założył ten klub – podkreśla Dariusz Stankiewicz. – Bardzo kochał piłkę nożną. Człowiek orkiestra, zajmował się wszystkim. Bez niego już nic nie będzie takie samo. To wszystko przyszło nagle i nawet nie było jak się pożegnać. Co innego kiedy ktoś od dłuższego czasu choruje i można się na to przygotować. Teraz przykro będzie iść na kolejny mecz Modrzewia, bo nie będzie na nim Rysia…

RD

– Trudno przyjąć do wiadomości, że taki człowiek od nas odszedł – przyznaje Damian Żelazowski, przez wiele lat podopieczny Ryszarda Dębskiego. – Jak tylko o tym pomyślę, łza się kręci w oku. To był bardzo dobry człowiek, wesoły. Gdy poszedłem do Modrzewia, miałem jakieś 15 lat i zawsze na miejscu był pan Rysiu. Bardzo emocjonalnie podchodził do meczu. Każde spotkanie Modrzycy było dla niego ważne. Jak rzucił papierosy, najpierw przerzucił się na cukierki, a później na słonecznik. Miał go we wszystkich kieszeniach. Był człowiekiem instytucją, jeśli chodzi o Modrzew. Stworzyłem kiedyś herb klubu i spójrz na samą górę: są inicjały RD. Chciałem w ten sposób upamiętnić najważniejszą postać Modrzewia Modrzyca: właśnie Ryszarda Dębskiego. U nas w drużynie była zawsze świetna atmosfera i m.in. pan Rysiu ją budował. Potrafił łączyć ludzi. Zapamiętam go do końca życia.

Żelazowski podkreśla, że Ryszard Dębski był duszą towarzystwa. Lubił rozmawiać z ludźmi, uśmiechać się do nich. – Będzie go brakowało. Już brakuje – podkreśla Damian. – Jak wchodzimy teraz do szatni i go nie ma, to jest tak, jakbyśmy wchodzili na boisko i brakowało bramek.

Tyle planów

– Damian zadzwonił do mnie i powiedział, że Rysiu nie żyje. A mi zabrakło słów – wspomina Grzegorz Kuczyński, wieloletni zawodnik Modrzewia. – Kilka dni wcześniej z nim rozmawiałem, szukaliśmy do zespołu bramkarza. Nie wiedziałem, że to będzie nasza ostatnia rozmowa. Gdybym o tym wiedział, po prostu bym mu za wszystko podziękował. W poprzedniej rundzie po wielu latach Rysiu znowu zarejestrował mnie jako zawodnika. Cały on. Nawet nie spytał, czy chcę. Ale jemu się nie odmawia [uśmiech]. Będę go wspominał jako bardzo dobrego człowieka. Nie było żadnego problemu, gdy trzeba było coś załatwić. Nigdy nie odmawiał pomocy. Jak przychodziłem na mecze ze swoimi dziećmi, był dla nich jak dziadek.

Kuczyński zaznacza, że Ryszard Dębski wiele lat działał w sporcie, ale nigdy nie interesowały go pieniądze. – Na meczach się denerwował – wspomina. – Jak jeszcze palił, przez 90 minut potrafił wykurzyć całą paczkę. Bardzo się cieszył ze zwycięstw.

Przemysław Gusta poznał Ryszarda Dębskiego w połowie lat 60. Później pracowali razem w firmie Dozamet. Wiele lat współpracowali też w klubie piłkarskim z Nowej Soli. Przypomina, że pan Ryszard działał w dawnym piłkarskim Dozamecie. – Porządny, życzliwy człowiek – opisuje zmarłego Gusta. – Długo był kierownikiem pierwszego zespołu Dozametu. Bardzo kochał futbol.

Gdy piłkarz Adrian Stankiewicz dostał esemesa z informacją, że Ryszard Dębski nie żyje, stwierdził, że to niemożliwe. Bo przecież tacy ludzie nie powinni umierać.

– On nigdy nie chorował – zaznacza. – Raz podobno był w szpitalu, bardzo dawnego temu, i poznał wtedy swoją przyszłą żonę – ciocia była pielęgniarką. Szok i niedowierzanie. Tak energiczny człowiek, który miał jeszcze tyle planów… Trudno było w to uwierzyć.
Stankiewicz zapamięta Ryszarda Dębskiego jako uczynnego, oddanego człowieka. Pełnego pasji. – Piłka była dla niego najważniejsza – nie ma wątpliwości. – Wszystko jej podporządkowywał. Niby był moim dalszym wujkiem, ale tak naprawdę bardzo bliskim. Zawsze był obok, mieszkaliśmy po sąsiedzku. W klubie pełnił wszystkie role, dosłownie wszystkie. Miał do tego głowę. Dzisiaj już nie ma takich ludzi. Tak, zakończył się pewien etap w naszej piłce nożnej.

Adrian Stankiewicz wspomina, że Ryszard Dębski wyczekiwał imprez, bo lubił tańczyć: – Z wnukami przerabiał różne układy choreograficzne [uśmiech]. Zawsze mówił, że zakończenie sezonu musi być z żonami. Dzisiaj myślę, że po to, żeby właśnie były tańce.

„S”

Wróćmy do działalności pana Ryszarda w „Solidarności”. – Był w niej od początku – mówi wzruszona Danuta Kubicka z lokalnych struktur związku. – Tworzył poczt sztandarowy, który jest na wszystkich naszych uroczystościach. Odprowadzał w ostatniej drodze swoich kolegów, bo na pogrzebach też stał ze sztandarem. Był bardzo mocno zaangażowany, najbliższa mu była działalność społeczna. Mocno zaangażował się m.in. w akcję zbierania pieniędzy na pomnik Bohaterom Walk o Polskę. Rysiu to była dobra dusza. Dla każdego otwarty, nie wchodził w konflikty, starał się je wyciszać. Nam będzie go bardzo brakować, a mi szczególnie – mogłam do niego przyjść ze wszystkim, poradzić się. I nawet jak było bardzo trudno, próbował podtrzymywać na duchu. Jego nagła śmierć sprawiła nam ból. Dla całej rodziny Rysia i działaczy „S” wielkie wyrazy współczucia.

***

Pogrzeb pana Ryszarda odbył się w sobotę 12 marca. Jego byli podopieczni ubrali się w stroje Modrzewia Modrzyca.

– Było mnóstwo ludzi, miał piękny pogrzeb. O ile można tak powiedzieć o takiej uroczystości – mówi Adrian Stankiewicz. – Ada, wnuczka wujka Rysia, powiedziała mi potem, że trzymała się do momentu, w którym odwróciła wzrok i zobaczyła nas w tych piłkarskich strojach. Ryczeliśmy. Bo już nas nie zapyta, kto dziś zagra „na sztoperku”.

Ryszard Dębski był bardzo wierzący. Pamiętam, że podczas turnieju, jeśli odbywał się w niedzielę, usprawiedliwiał się, że „zaraz wraca, tylko pójdzie na mszę”.

Dziś wyobrażam go sobie z tymi jego cukierkami w niebie. Krąży po korytarzach, szuka Pana Boga. W końcu znajduje i pyta: Panie Boże, chcesz cukierka?

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

2 thoughts on “Chcesz cukierka, Panie Boże? Wspominamy Ryszarda Dębskiego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content