Robert Janowski. Jak weterynarz stał się telewizyjną gwiazdą

– Okazało się, że program „Jaka to melodia?” stał się czymś więcej niż zwykłym programem rozrywkowym w telewizji. Wytworzyła się relacja między mną a wami – mówił do nowosolskiej publiczności Robert Janowski, który do miasta przyjechał na zaproszenie Miejskiej Biblioteki Publicznej

Spotkanie odbyło się ostatecznie w auli „Ogólniaka”, zgromadziło ok. 50 słuchaczy, którzy chcieli zobaczyć na żywo i posłuchać piosenkarza, kompozytora, poety, aktora, prezentera Roberta Janowskiego. Bo kto z nas nie obejrzał w przeszłości ani jednego odcinka programu „Jaka to melodia?”. Chyba nie ma nikogo takiego. Janowski przez lata był jego prowadzącym i największą gwiazdą. W LO sypał anegdotami jak z rękawa.

Prowadząca to spotkanie Magdalena Faron z zielonogórskiej biblioteki Norwida nazwała Janowskiego polskim Frankiem Sinatrą, Stingiem i Garou. Stwierdziła, że jego „głos jest darem Bożym”. – Jestem w szoku – żartował piosenkarz. – Ja się tak nie czuję – dodał skromnie.

Życie Janowskiego mogło być zupełnie inne. Mógł pójść inną drogą, bo jest po weterynarii. W LO wspominał nawet o tym, jak uczestniczył w porodzie małych świnek…

Studia trwały pięć lat, ale on studiował osiem. Czuł, że chce jednak czegoś więcej. Dlatego poszedł w sztukę. Przełomem był moment, w którym poznał poetę Jonasza Koftę. Sam zaczął pisać wiersze i robi to do dzisiaj. Ma na koncie kilka tomików poezji.

Równocześnie Janowski zaczął parać się muzyką. W latach 80. dołączył m.in. do zespołu Oddział Zamknięty. – Potrzebowali akurat wokalisty – wspominał. – Tak się zaczęła nasza trzyletnia wspólna przygoda. Pojechaliśmy raz na trzytygodniową trasę koncertową. Z tych trzech tygodni pamiętam może z półtorej godziny.

W Nowej Soli zanucił z publiką utwór „Jest taki samotny dom” znany z repertuaru Budki Suflera.

Robert Janowski opowiadał też o legendarnym musicalu „Metro”, w którym zagrał jedną z głównych ról. Obsada co prawda się zmieniała, ale do stycznia 2020 r. spektakl zagrano ponad 2200 razy, a obejrzało go według szacunków ok. 2 milionów widzów. W Polsce to ewenement. – Byłem aktorem z ulicy, lekarzem weterynarii, który właśnie odebrał prosiątka i zszył świnię – mówił o okresie, w którym „Metro” powstawało. Ale na castingu wypadł świetnie, dostał angaż. – Do nocy przed premierą nie dowiedziałem się, że będę grał – wspominał. – Józefowicz przyszedł i powiedział, że gram. Pomyślałem: jak to dobrze, że dowiedziałem się dzisiaj, a nie miesiąc wcześniej. Miałem krótszy czas na stres.

O „Metrze”, które było wystawiane nawet na Broadwayu, mówił wprost: – To było o mnie. Młody, ambitny człowiek nie chce mieć do czynienia z tym światem, blichtrem, plastikiem, syfem. Chce robić prawdziwą sztukę, dlatego schodzi do metra i bierze podobnych do siebie ludzi. I robią tam czad.

Janowski masową popularność zyskał jednak w programie „Jaka to melodia?”. – Myślałem, że to moje prowadzenie potrwa rok, może dwa. Maksymalnie. Potrwało 21 lat – uśmiechnął się. – Okazało się, że ten program stał się czymś więcej niż zwykłym programem rozrywkowym w telewizji. Wytworzyła się relacja między mną a wami.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content