Śmierć w oczyszczalni: Raport inspekcji pracy miażdży pracodawcę zmarłych

– Zabrakło przewidywalności tego, co może się zdarzyć, a z drugiej strony podstawowych procedur, które wynikają z zasad eksploatacji tego typu obiektów. W zakładzie pracy pracodawca ma obowiązek przewidzieć sytuacje nietypowe, awaryjne i na te okoliczności przygotować instrukcje postępowania pracowników. Tutaj zdecydowanie tego zabrakło – mówi Jerzy Łaboński, okręgowy inspektor pracy

Z insp. Łabońskim, który zreferował nam ustalenia raportu po kontroli w lubięcińskiej oczyszczalni, rozmawialiśmy w poniedziałkowy poranek. Dokument nie zostawia suchej nitki na pracodawcy dwóch zmarłych mężczyzn. Przypomnijmy, że byli pracownikami gminy wiejskiej Nowa Sól. Ich bezpośrednim przełożonym był Przemysław Ficner, kierownik referatu gospodarczego, nad którym w gminie jest tylko wójt Izabela Bojko.

Do zapychania się krat w zbiorniku, w którym przepływały ścieki, dochodziło już dużo wcześniej. Dlatego wymagał udrażniania.

Zabrakło nadzoru”

– Takie przypadki zdarzały się już wcześniej, a sposób usuwania był różny. W związku z tym pozostawiono pewną dowolność pracownikom w kwestii postępowania w takiej sytuacji. Tak samo było w tym fatalnym dniu – dzień wcześniej konserwator oczyszczalni zgłosił przełożonemu, że znów jest problem – mówi okręgowy inspektor pracy Jerzy Łaboński.

Owszem, do usunięcia awarii przydzielono dodatkowych pracowników, ale niezwiązanych z charakterem wykonywanych prac, bo byli konserwatorami zieleni.

Szef okręgowej inspekcji pracy podkreśla, „że można było przypuszczać, iż któryś z pracowników będzie chciał zejść na dół do zbiornika, a wtedy mamy do czynienia z pracami szczególnie niebezpiecznymi”. – Zabrakło nadzoru nad wykonywaniem tych prac – stwierdza Łaboński.

I wylicza, że prace szczególnie niebezpieczne mają swoje zasady określone w przepisach: przed przystąpieniem do nich pracownicy muszą przejść szczegółowe szkolenie, oprócz tego muszą zostać wyposażeni w odpowiedni sprzęt, a także musi być imienny podział prac. Tu tego zabrakło.

Ale przede wszystkim, co kilkukrotnie w rozmowie z nami podkreślał szef inspekcji, takie prace wymagają odpowiedniego nadzoru. – W tym wypadku widać, że strona pracodawcy nie przewidywała tego sposobu postępowania i nie było też odpowiednich procedur – stwierdza inspektor Łaboński.

– Czy przy tych pracach przełożony pracowników powinien być na miejscu? – zapytaliśmy.

– Tak – odpowiedział szef okręgowej inspekcji pracy.

Partyzantka

Opowiedział także, jakie jest stanowisko pracodawcy w kontekście jasno wskazanych uchybień. Pracodawca twierdzi, „że nie było mowy o schodzeniu do zbiornika”. I że prace miały być wykonane z powierzchni ziemi za pomocą hydronetki, za której pośrednictwem miało się odbyć przeczyszczenie i przepłukanie krat. Natomiast inspektor ustalił, że w tym wypadku usunięcie długotrwałych i rozległych zanieczyszczeń krat za pomocą hydronetki było niewykonalne.

– Z zeznań świadków wynikało, że podobne prace były już wykonywane wcześniej tak samo, jak feralnego dnia. To obowiązkiem pracodawcy jest przygotowywanie zasad postępowania w przypadku usuwania sytuacji awaryjnych – podkreśla insp. Łaboński.

– Czyli doszło do pewnej partyzantki? – dopytujemy.

– Można tak to nazwać – odpowiada Łaboński.

W raporcie inspekcji znajduje się także szereg innych zaniedbań wynikających z zasad eksploatacji i bezpiecznego wykonywania prac w oczyszczalni. Jest m.in. zapis mówiący o tym, że nie było odpowiednich środków, które pozwoliłyby sprawdzić, w jakim stężeniu są gazy w zapchanym zbiorniku. Z ustaleń inspektora wynika, że przyrząd, który miał stwierdzać stężenie gazów, nie miał aktualnej legalizacji. Czyli na dobrą sprawę nie dawałby wiarygodnej informacji o tym, w jakim stężeniu były te gazy na tamten moment.

Czym zakończy się działanie inspekcji pracy?

Protokół z kontroli jest już podpisany przez inspektora. To formalnie kończy procedurę działań kontrolnych. Natomiast co do wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, które naruszyły przepisy, nie ma jeszcze decyzji.

Tu są trzy możliwe scenariusze. W zależności od powagi wykazanych naruszeń inspekcja albo wszczyna postępowanie wykroczeniowe zakończone nałożeniem mandatu, albo kieruje wniosek do sądu o ukaranie pracodawcy. W sytuacji, kiedy rozstrzyga to sąd, zagrożenie grzywną może sięgnąć 30 tys. zł.

Jeżeli zaś dochodzi do znaczącego naruszenia procedur, inspektor jest zobowiązany do złożenia zawiadomienia w prokuraturze. Przypomnijmy, że w związku z tym, że doszło do wypadku śmiertelnego, do tego wieloosobowego, prokuratura prowadzi swoje śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci i narażenia pracowników na bezpośrednią utratę życia lub zdrowia.

Jaką ostateczną decyzję podejmie inspektor, który prowadził sprawę? – Nie chcę wyprzedzać faktów. Inspektor jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji, co z tym zrobimy – ucina inspektor Łaboński.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content