Odkryć nową nadzieję. Rozmowa z br. Grzegorzem Marszałkowskim

Sporo osób jest po przejściach, po różnych trudnościach, kryzysach – i odnaleźli w bieganiu lekarstwo. Rozmowa z br. Grzegorzem Marszałkowskim, pomysłodawcą Biegu do Pustego Grobu w Nowej Soli. Jego kolejna edycja odbędzie się już 10 kwietnia

Adriana Hochmańska: Mówicie, że to „bieg dla wierzących i wątpiących. A co z niewierzącymi? Chyba też mogą wziąć udział?

Brat Grzegorz Marszałkowski, były proboszcz parafii św. Antoniego w Nowej Soli: Jak najbardziej. Myślę, że wiele osób jest niewierzących. Przyznaję: widzę w tym okazję do ich wejścia do kościoła, bo dekoracja zwycięzców odbywa się w kościele. Może komuś włączy się tęsknota Ale to bieg dla każdego.

A dla wyznawców innych religii też znajdzie się tam miejsce? Dla wyznawców islamu, judaizmu, dla uchodźcy z Syrii?

Tak, tak uważam. W kategorii dla duchownych biegnie pastor braci morawskich, wspólnoty protestanckiej. Jest bardzo dobrym biegaczem, więc często wchodził na podium. I zawsze na to podium wchodził z dziećmi.

Pójdźmy dalej: mile widziana byłaby wśród startujących osoba transpłciowa albo taka, która popiera aborcję na żądanie? Czyli ludzie, którym jest nie po drodze z nauczaniem Kościoła?

Tak, to jest bieg dla każdego. Nie wykluczałbym nikogo. Wszyscy biegniemy w tych samych zawodach. Może nie zawsze sobie uświadamiamy, jakie to są zawody, ale wszyscy w nich startujemy.

Każdy ma swój dystans, swoje trudności i przeszkody i jest w różnym momencie. Myślę, że to bogactwo wspólnoty człowieka, że każdy jest inny.

Wszyscy są naszymi braćmi i siostrami – to takie franciszkańskie podejście.

Myślę, że dużo wrogości jest związane z brakiem zwykłego kontaktu. Zamiast krzyczeć do siebie, lepiej spotkać się twarzą w twarz i porozmawiać.

W jednym z filmików promujących bieg powiedział brat, że ma nadzieję, dobiegniemy i uwierzymy. Istnieją takie świadectwa? Czy ktoś pobiegł w Biegu do Pustego Grobu i to zmieniło jego życie?

Może tak, że ateista pobiegł i uwierzył, to nie, ale powody biegania są różne. Ludzie biegają, żeby przebiec swój ból i smutek. Żeby go wypłakać i wybiegać. Żeby się odstresować. Znam osoby, które po prostu biegają, bo mają trudności, problemy. Znam wiele osób, które biegają, bo są po rozwodach, chcą wybiegać te życiowe problemy, przepracować je w ten sposób.

Jak w psychoterapii?

Myślę, że to jest rodzaj terapii, pomaga wypocić z siebie toksyczne rzeczy, odnowić umysł, odkryć nową nadzieję. Myślę, że ten bieg jest właśnie takim odkryciem. Miałem pewne doświadczenie: gdy umarł mi tata, płakałem i biegałem. To taka dziwna żałoba, sposób na poradzenie sobie z emocjami.

Zaczął brat biegać po śmierci taty?

Nie, wtedy biegałem już od kilku lat. Pewnie gdybym nie biegał, może inaczej przeżyłbym tę żałobę.

Ale bieg był dla mnie też wypoczynkiem, relaksem. Rodzajem terapii. Kiedy masz odpowiedzialną funkcję i podejmujesz jakieś odpowiedzialne decyzje, bieg jest odstresowujący. Wszyscy czegoś od ciebie oczekują, a ty zostawiasz to wszystko i biegasz po lesie, gdzie jesteś ty, ten dystans i przyroda. I widziałem wiele osób, które w ten sam sposób podchodzą do biegania. Sporo z nich jest po przejściach, po różnych trudnościach, kryzysach – i odnaleźli w bieganiu lekarstwo.

Tak że biegałem już wcześniej, w Wałczu, ale odkryłem to mocno w Nowej Soli.

Tęskni brat za Nową Solą?

Lubię tam wracać. Biegałem w wielu miejscach, lubię też podróżować, ale Bieg do Pustego Grobu to taka kotwica. Moim pierwszym biegiem był Półmaraton Solan, dzięki niemu wszedłem w środowisko biegaczy, a oni mnie przyjęli i potem biegaliśmy razem. To było miłe, że mnie przyjęli – zakonnika, kapłana, amatora. Czuję się swobodnie w tym środowisku.

Kontakt z osobami o różnych poglądach pozwala się otworzyć na różne perspektywy.

Tak mi się wydaje. Uważam, że jak ksiądz idzie na siłownię czy pobiegać i wchodzi w środowisko, to dobra rzecz. To okazja do spotkania. Możemy czekać w kościele i liczyć na to, że ktoś przyjdzie, a możemy – to robił ojciec Medard – wyjść do ludzi i ich zaczepiać. To zawsze był dla mnie pretekst do wyjścia z domu i wejścia w jakieś nowe środowisko, do poznania kogoś nowego.

Więc podczas biegu rozmawiacie, zamiast słuchać muzyki?

Lubię słuchać muzyki, bo ona mi nadaje tempo. Wtedy ten bieg jest jak taniec. Ostatnio słucham głównie chrześcijańskiej. Ale też dynamicznej, rytmicznej, tanecznej, popu – chodzi o tempo. Jednak podczas biegu nie słucham muzyki. Rozmawiam, poznaję ludzi. Czasami modlę się na różańcu.

A Bóg odpowiada?

Tak, odpowiada. Pamiętam taką setkę, 103 km wokół Zielonej Góry, gdy na 70. zabrakło mi siły. Bóg postawił na mojej drodze człowieka, dzięki któremu dobiegłem. Zbyszek zgarnął mnie po drodze i pociągnął przez te ostatnie 20 km. Był trochę jak anioł. Jak ten Anioł Stróż, który przychodzi do ciebie i cię motywuje, gdy już chcesz odpuścić. Tak że takie są odpowiedzi czasami.

Zdarza się, że ludzie żartują sobie z nazwy biegu? Bez znajomości kontekstu brzmi dość dziwnie.

Nie, nie spotkałem się z tym, żeby ktoś sobie żartował. Tu raczej ludzie rozumieją, że to z Ewangelii. Ale to ma drugie dno. Kiedyś, dawno, kiedy siedzieliśmy w seminarium w Wielkanoc, byliśmy smutni i samotni. I robiliśmy sobie takie żarty, że zakradaliśmy się, dzwoniliśmy do bramy i zaraz ktoś biegł otworzyć myśląc, że to pewnie z rodziny. I biegł, a tam nikogo nie było. I śmialiśmy się, że to taki bieg do pustego grobu.

Z Pisma Świętego wynika, że apostołowie biegli do grobu Jezusa 3 km. To dlaczego nasz bieg ma 10?

Biegniemy obok pięciu kościołów w Nowej Soli, obok cmentarza i przez nasz piękny nowosolski port. Chciałem, żeby to byłładna trasa. Ze sportowego punktu widzenia brakowało takiej dziesiątki. Na 5 km to nawet nie chce mi się przebierać [uśmiech].

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content