Gdzie ptaki zawracają, tam drogi nie będzie…

Jerzy Przybysławski zarzuca urzędowi, że właścicieli kilku posesji, w tym także jego, potraktował po macoszemu. Budowa jednej z dróg kończy się na wysokości furtki jego sąsiadki. Do jego posesji zabrakło ok. 40 metrów.

– Potraktowano nas, jakbyśmy byli poza granicami gminy – denerwuje się Przybysławski. – Spośród wszystkich sołectw w Bonowie robimy najwięcej, bo aż trzy drogi, więc te słowa mijają się z prawdą – odpiera zarzuty burmistrz Jacek Sauter

W Bonowie (gm. Bytom Odrzański) w ubiegłym roku oddano do użytku „schetynówkę”, która kosztowała grubo ponad 3 mln zł. W tym roku inwestycje drogowe w sołectwie są kontynuowane. W miejscowości, w  której mieszka ok. 120 mieszkańców, wewnątrz wsi gmina buduje trzy drogi o statusie gminnym.

Z Bonowa płyną jednak głosy niezadowolenia, bo kilka posesji zostało pominiętych. – Jedna z robionych dróg gminnych, powtarzam, gminnych, kończy się na wejściu na posesję mojej sąsiadki. Do mojego budynku drogowcom zabrakło ok. 40 metrów, ale ja nie doświadczę tam polbruku, bo zostałem pominięty. Powiedzieć, że jestem wkurzony, to tak naprawdę nic nie powiedzieć… – denerwuje się Jerzy Przybysławski, właściciel domu nr 13 w Bonowie, z którym spotkałem się w Bonowie.

„Przecież nie jesteśmy wyrzutkami”

– Co szkodziło pociągnąć do mnie te czterdzieści metrów dalej. Fakt, chce to sprzedać, ale jeśli nie ma dojazdu, to kto to ode mnie kupi? Ktoś, kto to będzie chciał to nabyć, będzie potrzebował dojazdu – opowiadała na miejscu Przybysławski.
– Ale przecież ma pan dojazd z drugiej strony, to w czym problem? – zapytałem.

– Teoretycznie jest, ale prowadzi przez teren innej posesji – odpowiedział mój rozmówca, który w przedostatni piątek ze skargą na zaistniałą sytuację udał się do urzędu gminy w Bytomiu Odrzańskim. – Poszedłem tam i powiem szczerze, ucieszyłem się, że przed tą wizytą nie wypiłem kawy, bo ciśnienie mi tam mocno podnieśli – zżyma się Przybysławski.

– Jedno ze zdań, które usłyszałem, było takie, że mam zapewniony dojazd od drugiej strony, z czym się nie zgadzam. Dwa, przypomniano mi, że tam nikt nie mieszka i kolejne, że to jest na sprzedaż. I co z tego. Przecież moja posesja to ta sama gmina, a nie jakiś koniec świata… – denerwował się mój rozmówca. Nie mógł przeżyć, że w urzędzie usłyszał jeszcze jedno zdanie: – Że powinienem się cieszyć, że w Bonowie są robione drogi. Cieszę się, ale czemu ten kawałek do mnie został pominięty? Zresztą nie tylko mnie potraktowano tak, jakbyśmy byli poza granicami gminy. Jakby tutaj ptaki zawracały… – powiedział mężczyzna.

Pani Magdalena Szulczyńska ze swoją siostrą jest współwłaścicielem domu nr 1 w Bonowie. Z tego, co zostało wykonane przy tej posesji, także jest niezadowolona. – To, co było zawarte w projekcie, który dostaliśmy od gmina, nie pokrywa się z tym, co zostało wykonane. Polbruk miał być położony do końca granic działki 27/1, a tak się nie stało. Oprócz tego nie zrobiono nam zjazdu do posesji, co też było zapisane w projekcie i jeszcze dodatkowo mogę powiedzieć tyle, że bramka, na dziś trochę prowizoryczna, bo w tym momencie nie zamieszkujemy tego domu, w ogóle się nie otwiera, bo krawężniki są położone za wysoko – wyraża swoje niezadowolenie M. Szulczyńska. Dodaje, że już ma gotowe pismo w tej sprawie, które wkrótce ma trafić na biurko burmistrza Sautera. – Chcemy poprawek przy naszej posesji – nie kryje moja rozmówczyni.

Burmistrz: W Bonowie robimy najwięcej

Burmistrz Jacek Sauter odpiera zarzuty mieszkańców. – Oczywiście, to nie jest tak, że ja nie chciałbym zrobić wszystkiego, ale w Bonowie, w którym mieszka 120 mieszkańców, robimy inwestycje za 650 tys. zł. Dzięki dobrodziejstwu Unii Europejskiej budujemy takie drogi, o których jeszcze kilka lat temu mówiłem, że pewnie nigdy za mojego życia nie da się zrobić, bo nas na to nie będzie stać – mówi burmistrz Bytomia Odrzańskiego. Przypomina, że akurat w tym sołectwie robi się obecnie najwięcej, bo aż trzy drogi.

– I teraz dylemat jest taki: czy pociągnąć kawałek drogi do jakiejś niezamieszkałej posesji, czy zrobić parking przy stadionie w Wierzbnicy? – pyta retorycznie burmistrz. – Jeżeli mamy 3 mln zł do dyspozycji, to musi starczyć na drogi w Małoszowicach, Królikowicach, Sobolicach, gdzie, podam taki przykład, zrobiliśmy dwie drogi za 600 tys zł. dla 39 mieszkańców. I tam też obrywałem. Teraz pani sołtys mi przekazuje, że przyjechali do kogoś z Sobolic ludzie z Wrocławia i mówią, że takich dróg z polbruku w tak małych miejscowościach jeszcze nie widzieli – mówi J. Sauter.

– Kto zdecydował, żeby nie dociągnąć polbruku do domu pana Przybysławskiego – dopytuję burmistrza.
– O tym, jak będzie wyglądał zakres prac w poszczególnych wsiach decydowałem ja. Byłem na każdej drodze i wspólnie z inspektorem obcinaliśmy zakres praca tam, gdzie widziałem, że zabraknie pieniędzy, bo musimy się zmieścić w określonej puli – mówi burmistrz Sauter.

– Ok, ale człowiek, który zgłosił nam interwencje nie tylko nie ma drogi pociągniętej do siebie, ale także nie ma dojazdu do swojej posesji. To jak to jest? – dopytuję.

– To nieprawda, ma 2-metrowy, zarośnięty chaszczami dojazd do posesji – odpowiada J. Sauter, który tłumaczy zasady budowy zjazdów do posesji. – Fakt jest taki, że zawsze robimy jeden dojazd do posesji. Gmina każdego pyta, gdzie chce go mieć. Zasada w naszym samorządzie jest jedna: pięć metrów na nieruchomość. I robimy to w taki sposób, że wykonawca dla każdej z posesji robi cztery metry na bramę wjazdową i metr na wejście na posesję. Jeśli mieszkańcy chcą szersze bramy, np. 8-metrowe, muszą dopłacić albo wziąć swojego wykonawcę – opowiada o obowiązujących zasadach bytomski włodarz.

– Czy jest szansa na zrobienie tego kawałka do pana Przybysławskiego? – pytam na koniec.
– Teraz na pewno nie. Można poprosić mieszkańców na zebraniu sołectwa, żeby w przyszłym roku z funduszu sołeckiego dokończyć drogę – odpowiada J. Sauter.
Całą sytuację w mocnych słowach podsumowuje Małgorzata Pietrzak, sąsiadka pana Jerzego spod „dwunastki”. To na wejściu do tej posesji kończy się polbruk. – Skandal, żeby w takich czasach działy się takie rzeczy. W miasteczku robi się cuda, a u nas nie można pociągnąć drogi do każdej posesji. Przecież nie jesteśmy wyrzutkami – bulwersuje się kobieta.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content