Przed Świętem Bzów: Burmistrz Sauter przepowiada pogodę

– Żebym nie został źle zrozumiany, nie chcę się porównywać do Hitlera, który pierwszy raz był w Paryżu już jako zdobywca. Ale ja pierwszy raz tak naprawdę przeżyłem Święto Bzów, kiedy rok temu po raz pierwszy zostaliśmy współgospodarzami. Byłem pod wielkim wrażeniem – mówi burmistrz Jacek Sauter, współgospodarz kolejnej edycji tej uznanej imprezy w regionie

Do ubiegłego roku Fundacja Karolat Święto Bzów organizowała na zamku w Siedlisku. Ze względu na to, że dawne festyny były świętem nie tylko Siedliska, ale i pobliskiego, historycznie powiązanego Bytomia Odrzańskiego, do współorganizowania imprezy zaproszono bezpośredniego sąsiada zza Odry, czyli gminę rządzoną przez burmistrza Jacka Sautera. Tym samym od ubiegłego roku symboliczny, mentalny most połączył mieszkańców z obu stron Odry. W tym roku stanie się tak po raz kolejny.

Już za niespełna dwa tygodnie, w dniach 5-6 maja, ponownie będziemy świętować po obu stronach Odry. O zbliżającej się imprezie rozmawiałem z burmistrzem Jackiem Sauterem.

***

Mariusz Pojnar: Bywał pan przed laty na Święcie Bzów?

Jacek Sauter: Przez lata miałem tego pecha, że wybierałem się na każde, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie, żeby tam dotrzeć. Stosuję taką zasadę, że jadę gdzieś na zewnątrz, jak u nas się nic nie dzieje. Z tego co pamiętam, raz było walne strażaków itd., raz na pewno byłem chory. I tak co roku trafiało się coś, co uniemożliwiało mi udział w Święcie Bzów.

Żałowałem tego, bo później czytałem obszerne relacje z imprezy, widziałem zdjęcia i jednocześnie dostrzegałem, jak z roku na rok marka tej imprezy rosła. A ja byłem strasznie ciekawy, jak oni to robią.

Żebym w tym miejscu nie został źle zrozumiany, nie chcę się porównywać do Hitlera, który pierwszy raz był w Paryżu już jako zdobywca. Ale ja pierwszy raz tak naprawdę przeżyłem Święto Bzów, kiedy rok temu po raz pierwszy zostaliśmy jego współgospodarzami. Byłem pod wielkim wrażeniem tego, co dla mieszkańców robi Fundacja Karolat.

Rozumiem, że pan się bardzo ucieszył, jak zarząd FK przyszedł do pana z propozycją współorganizowania tak markowej imprezy?

Tak, m.in. dlatego, że do mnie mieszkańcy od dawna mają ogromne pretensje, że u nas w gminie jest za mało igrzysk. Mnie bardzo ciężko jest wypośrodkować to, co wydajemy na chleb, z tym, co wydajemy na igrzyska. Nie cierpię wydawać pieniędzy na konsumpcję. Dopóki te najważniejsze rzeczy nie są do końca zrobione, to zawsze najtrudniej będzie wydawać środki na imprezy kulturalne.

I tu nagle pojawili się u mnie ludzie, którzy zrobili markową rzecz. Uznałem, że może warto kilka groszy dać, bo dzięki ich zaangażowaniu te koszty nie będą aż tak duże. Że rozpoznawalność Święta Bzów spowoduje, co potwierdziło się w roku ubiegłym, że tych gości troszkę przyjedzie, a dzięki temu skorzystają też nasi handlowcy. A przede wszystkim że nasi mieszkańcy będą mieli kolejną imprezę, przy której będą mogli się pobawić. I to wszystko spowodowało, że żal było nie włączyć się w organizację.

I nie żałuje pan.

Nie. Jak rozmawiałem z gośćmi z zewnątrz, to ich opinie mnie utwierdziły w tym, że decyzja była słuszna. Tych rozmów odbyłem wiele – zarówno u nas, jak i po stronie Siedliska. Jeden z mieszkańców Zielonej Góry powiedział mi, że tak bogatego programu dnia w życiu prywatnym nie miał bardzo dawno. Bo przyjechał do Bytomia, tu spędził czas, potem statkiem przepłynął do Siedliska. Powiedział, że jak na jeden dzień, to wydarzyło się aż za dużo (śmiech).

Fundacji udało się osiągnąć to, że ludzie z województwa, a nawet kraju na tę imprezę przyjeżdżają, a my z tego od ubiegłego roku też korzystamy. To powoduje, że na kolejną edycję czekam z niecierpliwością.

W tym roku motywem przewodnim imprezy, o czym pisaliśmy już na łamach „TK”, będzie wojna trzydziestoletnia. W Bytomiu Odrzańskim są miejsca, które upamiętniają przemarsz wojsk lisowczyków. Proszę o nich opowiedzieć.

Są trzy tablice. Pierwsza, sprzed wieków, mówiąca o ogromnym zniszczeniu miasta. W 1925 roku Niemcy powiesili kolejną przy okazji jakiegoś święta. I my to przetłumaczyliśmy krótko, montując odlew z brązu w chodniku.

Dodam, że kiedy restaurowaliśmy tablicę z 1925, to pod nią znaleźliśmy kapsułę czasu z materiałami historycznymi, które są w Muzeum Miejskim w Nowej Soli u dyrektora Tomasza Andrzejewskiego. Właściciel apteki ufundował tamtą tablicę, zostawił pieniądze, list do potomnych, gazetę.

Chciałem to przetłumaczyć, żeby goście i turyści jasno mieli podaną informację, chociaż skrótową, co się u nas wydarzyło.
Historycznie miasto wspominało te zniszczenia, mieszkańcy bardzo musieli przeżyć przejście wojsk Lisowskiego. To byli najemnicy, którzy byli wynajmowani, a najmujący pozwalał im mieć wojenne łupy. Czyli mogli gwałcić, rabować, więc mieszkańcy strasznie to przeżyli.
Bytom wiele w swej historii przeżył tragedii, ale ta była chyba jedną z najkrwawszych.

Dlatego idea przypomnienia tej historii jest ważna dla nas współczesnych, bo o naszych przodkach musimy pamiętać.

Pełna zgoda. I tak na koniec, panie burmistrzu, zapytam zupełnie poważnie: przepowiadał pan kiedyś pogodę?

(śmiech) Jeszcze nie.

Niech pan spróbuje. Jaka będzie aura na Święcie Bzów?

Odkąd jestem burmistrzem, mieliśmy to szczęście z jednym bądź dwoma wyjątkami, że u nas na imprezach plenerowych zawsze była pogoda. Jednym z tych wyjątków było otwarcie portu, bo wtedy była u nas straszna ulewa, ale na szczęście nie wygoniła ludzi do domów. I przypomnę, że balowaliśmy do rana, a nasz bytomski kot miał wtedy nad ranem sporo roboty odprowadzając „zmęczonych” gości do domów…

My zaklinamy rzeczywistość i przed każdą imprezą mówimy, że w Bytomiu nie martwimy się o pogodę. Czyli u nas na pewno będzie słonecznie.

W tamtym roku, jak rozmawialiśmy z organizatorami o tym, w który dzień impreza ma być u nas, a w których dniach u nich, zaproponowałem, żeby wybrali sobie dzień, bo u nas na pewno będzie słonecznie. I tak było.
A u nich niestety na drugi dzień padało.

Dlatego zapytałem, czy może w tym roku chcą coś zmienić, czyli żeby zacząć u nich w sobotę, a u nas żeby był finał. Nie zgodzili się. Ale ja to rozumiem, bo finał powinien być tam, gdzie idea imprezy się zrodziła.

To, że u pana będzie słonecznie, już wiemy. Niech pan spróbuje przewidzieć, jaka będzie pogoda w Siedlisku?

Nie chcę prorokować.

Jak pan zamknie oczy, to co pan widzi: słońce czy deszcz?

Chcę, żeby było słonecznie u nich, bo tak ich mi było szkoda przed rokiem…

Żadnemu organizatorowi nie życzę, żeby po tak ciężkich trudach przygotowań nie dopisała aura.

Wiem, jak Fundacja się napracowała, ile wysiłku włożyła w przygotowanie imprezy, a potem z niebios poleciał deszcz. Byłem zły.
Serce mnie bolało, bo wiem, jak deszcz potrafi zniweczyć wysiłek organizatorski.

Dlatego wierzę, że 6 maja będzie u nich słońce.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content