Magda ma raka. „Jak to, ty? Taka silna, uśmiechnięta babka?”

– Czuję sama po sobie, że nie jestem gotowa ani do kolejnej chemioterapii, ani do operacji. Mój organizm jest tak słaby, że czasami naprawdę nie mogę wstać z łóżka. Żeby się wzmocnić, chciałam rozpocząć leczenie niekonwencjonalne, czyli m.in. wlewy witaminowe – mówi Magdalena Roszak, która walczy z nowotworem. Pomocowy koncert, który odbędzie się 30 września, szykują dla niej członkowie rodziny i przyjaciele

Magda, nauczycielka matematyki i mama dwójki dzieci. Zawsze szeroko uśmiechnięta i optymistycznie nastawiona do świata. Taki obraz jej osoby mają ci, którzy ją znają. Ja też.

Ale okazuje się, że o ludziach, których znamy, często nie wiemy nic. Tak było w tym przypadku.

Przed tygodniem przez messengera dostałem wiadomość od Izabeli Oborskiej-Pacan.

– Mariusz, napiszesz o mojej siostrze? Potrzebuje pomocy.

– Co się stało? – zapytałem.

– Ma raka, nawrót sprzed dwóch lat – odpisała mi Iza.

Jakbym dostał w twarz. Widywałem ją w Nowej Soli, nigdy bym nie pomyślał, że jest chora.

Nic bardziej mylnego.

Wstępnie na rozmowę z Magdą umówiłem się na ubiegły czwartek.

„Staję do walki po raz drugi”

Dzień wcześniej wieczorem na swoim Facebooku umieściła wpis, który wszystko wyjaśnił: „Staję do walki po raz drugi. Dwa lata temu wstydziłam się tego, że jestem chora, był to dla mnie w pewnym sensie temat tabu. Wypierałam wszystko związane z chorobą. Jak ja? Taka silna babka, Zosia Samosia, mogę być chora, to jakiś żart. Jak najszybciej chciałam wrócić do normalności dla dzieci, dla najbliższych, dla siebie. Do końca życia nie zapomnę sytuacji, kiedy po odwiedzinach moich najbliższych w klinice w Poznaniu, gdy przyszedł czas odjazdu, moja mama zdzierała siłą z mojej szyi rączki Lenki, wtedy mojej czteroletniej córki. Ten płacz, ten żal, ta niemoc… niewyobrażalne. Wtedy przysięgłam sobie, że nigdy więcej. Dlatego teraz, mimo choroby, staram się żyć normalnie, choć nie jest to takie proste”.

Podczas czwartkowego spotkania rzuciła jeszcze więcej światła na to, co w jej życiu wydarzyło się dwa lata temu. To nie była łatwa rozmowa także dla mnie.
W kwietniu 2016 roku poszła na normalną, kontrolną wizytę do ginekologa. Zupełnie nic ją nie bolało, nie było żadnych objawów, które mogłyby wskazywać, że dzieje się coś złego.

Ale przy badaniu ginekologicznym lekarz zauważył coś, co wyglądało jak duży mięśniak. Od razu skontaktował się ze szpitalem.

– Jeszcze tego samego dnia wieczorem na szpitalnym oddziale przyjął mnie dr Bajon. Od razu powiedział, że nie wygląda to za ciekawie. Pobrano mi wycinek.

Badania histopatologiczne wykazały, że jest to guz złośliwy – opowiadała drżącym głosem Magda.

W trybie natychmiastowym wysłano ją do kliniki w Poznaniu.

Tam spędziła kolejne 2,5 miesiąca. – Lekarze stwierdzili, że guz jest za duży, by go operować. Przeszłam brachyterapię, radioterapię, chemioterapię, czyli dość szerokie spektrum, jeśli chodzi o walkę z rakiem – wspomina bytomianka.

Z klinki wyszła 17 czerwca 2016 roku. Na tamten czas leczenie zostało zakończone. Guz zniknął. Tamta data miała być zapamiętana jako zwycięstwo nad paskudną chorobą.

Magda załapała się nawet na zakończeniu roku szkolnego. Potem przyszły wakacje, a we wrześniu tegoż roku wróciła do pracy.

Przez pierwszy rok co trzy miesiące jeździła na wizyty kontrolne. Po roku wizyty stały się coraz rzadsze, bo też nic nie wskazywało na to, że znowu może być coś nie tak. Niestety, czujność Magdy została uśpiona.

„Mój organizm jest słaby”

Od marca do czerwca faktycznie widziała u siebie spadek formy: zmęczenie, osłabienie, senność, jakieś pobolewanie w rożnych miejscach – ale myślała, że to wynik bardzo aktywnego trybu życia. Praca, dzieci, dom, sporo obowiązków – uznała, że te czynniki determinują to, co się z nią dzieje. W wakacje chciała odpocząć, nabrać siły. – Tak to sobie tłumaczyłam. Ale na początku lipca dostałam takiego ataku, że nie mogłam się ruszyć z łóżka. Torsje, wymioty, totalny brak siły – opowiada M. Roszak, która ponownie trafiła do szpitala w Nowej Soli. Okazało się, że komórki rakowe w kobiecych miejscach skutecznie zostały zasuszone, ale pojawiły się przerzuty, m.in. na jelitach.

– Przez dziesięć dni leżałam na oddziale wewnętrznym, lekarze porobili mi wszystkie badania, m.in. tomografię. Wynik pokazał, że jest naciek na jelitach, pęcherzu i jeszcze w jednym miejscu. Nie mogłam nic jeść. Przez ból, przez strach, sama nie wiem. Z wyników wyszło, że mam bardzo niską hemoglobinę, bo na poziomie 5 jednostek miary. Mój organizm w ogóle nie przyswajał żelaza, więc nie miałam praktycznie kompletnie żadnej energii – usłyszałem od Magdy, która w ciągu 1,5 miesiąca mocno schudła. Obecnie waży 44 kilogramy.

Po pobycie w nowosolskim szpitalu ponownie pojechała do kliniki w Poznaniu.

– Tam jeden z lekarzy powiedział, że nie będziemy się bawić w kotka i myszkę, czyli że zrobią mi jedno, konkretne badanie, tzw. peta, który wszystko wyjaśni. Na własną rękę z mamą zaczęłyśmy szukać, gdzie można to zrobić jak najszybciej. To badanie przeszłam wczoraj (rozmawialiśmy w czwartek, dop. red) – mówi bytomianka, którą ponownie zaatakował rak.

Wynik będzie pod koniec tego tygodnia. Wtedy będzie wiadomo, gdzie jeszcze są przerzuty i jak dobrać najwłaściwsze leczenie.

– Zrządzenie losu? Przypadek? Sama nie wiem, ale za każdym razem, kiedy trafiałam do szpitala, był dr Bajon, któremu za wszystko chciałam serdecznie podziękować. On odbierał moje dwa porody, on mnie prowadzi, wypisuje mi skierowania, z nim też będę chciała skonsultować się, co dalej. No i na pewno odwiedzę kilka klinik, bo nie oprę się na jednej decyzji, jakie dobrać leczenie. Czuję sama po sobie, że nie jestem gotowa ani do kolejnej chemioterapii, ani do operacji. Mój organizm jest tak słaby, że czasami naprawdę nie mogę wstać z łóżka. Żeby się wzmocnić, chciałam rozpocząć leczenie niekonwencjonalne, czyli wlewy witaminowe, ozonowe itd. – wyjaśnia M. Roszak.

Będzie charytatywny koncert

To leczenie jest bardzo drogie, ale tu naprzeciw wyszli członkowie rodziny i przyjaciele. Przed nami koncert charytatywny, który odbędzie 30 września w Gminnym Ośrodku Kultury w Bytomiu Odrzańskim. Jego inicjatorką jest Marta Telega, kuzynka Magdy, która także zapoczątkowała zbiórkę dla niej na portalu zrzutka.pl.

„Potrzebne są pieniądze na zintegrowane leczenie niekonwencjonalne w IMC we Wrocławiu. Metody tam stosowane wspomagają tradycyjne leczenie systemowe choroby nowotworowej. Są to onkotermia, ozonoterapia i witaminoterapia. Wszystko to ma na celu odbudować i wzmocnić jej system odpornościowy oraz złagodzić skutki leczenia onkologicznego. Wygląda to tak , że przez pierwszych pięć tygodni wizyta odbywa się dwa razy w tygodniu, a potem jeden raz. Koszt takiej jednej wizyty to 1500 zł. Są to ogromne koszta w skali miesiąca, roku i dlatego zwracam się do państwa z prośbą o wsparcie finansowe.” – napisała na portalu zrzuta.pl M. Telega.

Na leczenie środki będą zbierane nie tylko 30 września (szczegółowy program koncertu opublikujemy wkrótce – dop. red.), ale także podczas gminnych dożynek, które odbędą się dwa tygodnie wcześniej.

Tymczasem Magda w poniedziałek wróciła do pracy w szkole.

– Będę chciała pracować aż do momentu, w którym uznam, że będę swoją pracę wykonywała rzetelnie i że nie ucierpią na tym dzieci. Nie chcę zamykać się w czterech ścianach, nie chcę przechodzić tego, co było dwa lata temu. Mało osób wiedziało, że jestem chora, ale taki wtedy był mój wybór. Chciałam to zwalczyć sama, zamknęłam się w sobie. Było mi wstyd, że zachorowałam. Teraz chcę żyć normalnie. Przynajmniej na tyle, na ile się da… – mówi Magda.
Dziewczyno, trzymaj się!

Mariusz Pojnar
Latest posts by Mariusz Pojnar (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content