Straż ostatecznie zlikwidowana
Najpierw była redukcja z dwóch do jednego pracownika, potem obcięcie połowy etatu, a teraz radni gminy przegłosowali całkowitą likwidację komórki straży gminnej. – Nie miała już racji bytu. Wszystkim zajmujemy się sami lub z pomocą policji – uzasadnia wójt Izabela Bojko
Przypomnijmy, gmina wiejska Nowa Sól do tematu likwidacji straży gminnej podchodziła na raty kilka razy. Zaczęło się od zmniejszenia etatów – z dwóch (komendant i pracownik) do jednego (sam pracownik).
– Radni od początku byli za całkowitą likwidacją, natomiast to na mój wniosek temat ten został któregoś razu wycofany z porządku obrad. Uważałam, że pozostawienie na urzędzie jednego strażnika będzie jak najbardziej zasadne, ale po czasie mogę się uderzyć w pierś i powiedzieć, że jednak to radni mieli rację już w tamtym czasie – mówiła nam po zeszłotygodniowym głosowaniu nad uchwałą o likwidacji straży wójt Izabela Bojko.
Pojedynczy strażnik od jakiegoś czasu pracował już tylko na połowę etatu. Cztery godziny pełnił funkcję mundurowego, kolejne cztery miał na pracę w charakterze pracownika gospodarczego.
– Jednak nie odpowiadał mu taki układ i nie chciał tak pracować dłużej. Szukaliśmy na jego miejsce kogoś nowego, był ogłoszony konkurs, ale nikt się nie zgłosił. Stąd dzisiejsze głosowanie, na mocy którego straż przestanie istnieć z dniem 31 stycznia 2018 r. – wyjaśniała wójtowa.
Jak mówi I. Bojko, strażnik od dawna nie spełniał swojej roli, a mieszkańcy nie czuli przed nim żadnego respektu, na co dowodem mają być statystyki podsumowujące roczną pracę mundurowego.
– Widnieją w nim same zera, brak mandatów, ledwie kilka upomnień. Jeszcze jak gmina mogła używać fotoradaru, to jego praca była zasadna i przynosiła jakiś wpływ do budżetu, a od dawna nie miało to już większego sensu. Natomiast nie chodzi nawet o same wpływy do budżetu, a o obowiązki strażnika, których ten nie miał wiele – mówi I. Bojko.
– Pracował od godziny 7.00 do 15.00, a jeśli dochodziło do jakichś wykroczeń czy przestępstw, przy których mógłby interweniować strażnik, to odbywało się to po godzinach jego pracy, zwykle wieczorem, a więc w czasie, kiedy dzwonić trzeba było po policję. Ostatnio mieliśmy taką sprawę, że ciężkim transportem drewna zniszczono drogę prowadzącą do Jeziornej. Policja szybko zrobiła swoje, a strażnik szukałby wiatru w polu – dodaje wójtowa.
Po likwidacji straży mieszkańcy mają dwie drogi zgłaszania spraw – bezpośrednio do urzędu lub na policję. Urząd wszczynać będzie postępowania w tzw. trybie administracyjnym lub sam będzie zwracał się w miarę potrzeb o pomoc do policji, z którą, jak podkreśla wójtowa, współpraca wygląda wzorcowo.
– Takie rzeczy jak np. psy biegające po wsi można nam zgłaszać i będziemy je wyłapywać oraz odwozić do przytuliska. Z kolei przy sprawach porządkowych, jak wyrzucone nielegalnie śmieci, wszczynamy procedury administracyjne, co zresztą jest skuteczniejsze niż praca strażnika, bo w grę wchodzą odczuwalne kary. Przy sprzątaniu rewelacyjnie układa nam się współpraca z aresztem, z którym dopiero co przedłużyliśmy umowę na kierowanie do nas osadzonych, aby wykonywali roboty publiczne. Wszelkie sprawy spadkowe czy inne klincze prawne to też nie była działka strażnika, a coś, co robimy sami – argumentuje I. Bojko.
- Anioły, nie ludzie [#retroKrąg] - 20 grudnia 2022
- Czym jest haloimpresjonizm? Dowiecie się dziś na Placu Wyzwolenia - 19 października 2022
- Strach w oczach uchodźców. Reportaż z granicy polsko-ukraińskiej - 23 kwietnia 2022