Nie możemy zostać w tyle

Gminą od 24 lat zarządza wójt Henryk Matysik. Przez ten czas wydarzyło się tak wiele, że on sam musi głębiej sięgać pamięcią, żeby to wszystko sobie przypomnieć. Tymczasem w kolejce czekają kolejne projekty i końca nie widać. Niewielka gmina stała się przez lata tak atrakcyjna, że w zbliżających się wyborach wójt ma aż czterech kontrkandydatów. W rozmowie z nami mówi o planach, trwających projektach, młodzieży i swojej „opatrzonej” twarzy

Justyna Gurban: 24 lata na stanowisku wójta gminy Kolsko to szmat czasu. Po takim czasie można czuć się zmęczonym, tymczasem pan wciąż kipi energią.

Henryk Matysik: Widać, że mam energię? To dobrze, bo rzeczywiście mam. Dzieje się tak, bo cały czas bardzo mi się chce. Praca w samorządzie daje mi poczucie ogromnej satysfakcji. To cudowne uczucie, gdy się udaje osiągnąć cel. Każda kadencja się od siebie różni, co ja mówię: kadencja, ranek od popołudnia potrafi być inny. Najbardziej lubię pracę z ludźmi. Potrafię kogoś przestraszyć, bo za głośno mówię i rzucam żartami, ale jak ktoś mnie zna, to wie, że taki już jestem. A przez tyle lat znają mnie chyba wszyscy (śmiech). Praca w gminie to nie administrowanie, tylko stałe poszukiwanie możliwości realizacji kolejnych zadań i znalezienia na nie pieniędzy zewnętrznych. Nie jesteśmy już na szarym końcu. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Jestem dumny z listu gratulacyjnego, w którym podkreśla się naszą rolę jako gminy europejskiej. Za skuteczne pozyskiwanie środków unijnych i realizację małych i dużych projektów zdobyliśmy w województwie trzecie miejsce. Zaczęliśmy przed laty od domu kultury, a później przychodziły kolejne tematy. To nie jest tak, że się udało, zasłużyliśmy ciężką pracą, a to dlatego, że mam wokół fantastycznych, kompetentnych ludzi i wspólne działanie przynosi efekty. Dzisiaj powoli możemy kłaść wisienki na tortach.

Rozumiem, że chce pan te wisienki porozkładać na konkretnych tortach i dopieścić gminę. Które projekty ma pan na myśli?

Trudno rozwijać w gminie turystykę nie mając kanalizacji. Najpierw trzeba zadbać o podstawy, które może i są mało spektakularne, ale bez nich nie posuniemy się do przodu. Jesteśmy małą gminą, jednak problemy nie są drobne. Osiem sołectw stale pilnuje swoich spraw, każde z nich chce, żeby w jego małej miejscowości działo się najwięcej. Najbardziej mnie boli, że przez te lata mało było środków na kanalizację. Gminy wiejskie były w tej kwestii poszkodowane, radziliśmy sobie sami, na ile byliśmy w stanie. Priorytetem były wielkie fundusze spójności, skorzystały na tym gmina Otyń i wiejska Nowa Sól. Silny sąsiad wziął je pod skrzydła i wykonał za nie kawał dobrej roboty. My niestety zostaliśmy z tym sami, dlatego trwa to dłużej. Oczywiście też skorzystaliśmy na partnerstwie z Nową Solą. Razem z 13 gminami mamy rozwiązany problem odbioru śmieci. W ramach SubNOF mamy autobusy. Wiem, że to wszystko nie działa jeszcze jak w zegarku, ale potrzebny jest czas, żeby doprecyzować szczegóły. Zapowiada się, że gminy będą miały kłopot z dowozami szkolnymi. Cieszę się, że dzięki własnej komunikacji my tego unikniemy. Wiem, że mieszkańcy mają większe oczekiwania, a apatyt rośnie w miarę jedzenia w sprawie dróg, chodników, oświetlenia, opieki społecznej. Może nie powinienem tego mówić, ale mój też (śmiech). Chciałbym więcej i więcej, przez to czasami wychodzę trzaskając drzwiami z niektórych międzygminnych spotkań. Naprawdę mi zależy, nie mogę pozwolić, żebyśmy z czymś pozostali w tyle.

Po tylu latach zna pan chyba każdego. Urośli nowi wyborcy, którzy nie pamiętają sytuacji gminy, gdy brał ją pan w swoje ręce. Jak pan dociera do nowego pokolenia?

Czy to znowu przytyk, że nie mam Facebooka? Dobrze, jak zostanę na kolejną kadencję, to założę. Mam z tym kłopoty, bo lubię widzieć swoich rozmówców. Jeżeli jednak chodzi o młodzież w gminie, to znam każdego od urodzenia. To moje dzieci, pamiętam, jak uczyli się jeździć na rowerkach, szli do pierwszej klasy, do komunii i później, gdy maszerowali przez wieś za rękę ze swoją dziewczyną czy chłopakiem. Dzisiaj towarzyszę w tej drodze ich dzieciom. Sam jestem dziadkiem. A wracając do młodzieży, to myślę, że się znamy i rozumiemy. Wiem, kiedy muszę sobie przypominać, że kolejne pokolenie potrzebuje więcej uwagi i wyjaśnienia mechanizmów, jakie rządzą w gminie.

Jakie inwestycje, sytuacje z minionych lat najbardziej utkwiły panu w pamięci?

Ostatnio sam się zaskoczyłem, bo okazało się, że przez ostatnie cztery lata zainwestowaliśmy 8 milionów, w tym połowę to środki zewnętrzne. Nasza gmina nie do końca jest zidentyfikowana – trochę turystyczna, trochę rolnicza. Dlatego bardzo staraliśmy się, żeby zadbać o jezioro, choć z pozycji gminy niewiele mogliśmy. Tutaj wielkie słowa uznania dla Stowarzyszenia Eko Jesionka. W miarę swoich finansowych możliwości kładziemy sieć kanalizacyjną. A przecież trzeba dbać też o małe rzeczy – tutaj kawałek chodnika, tam dach, elewacja, naprawa drogi. W międzyczasie wiele energii trzeba włożyć w sprawę kurników w Mariankach. Najważniejsze, że poradziliśmy sobie z tym problemem. Najbardziej zależy mi na projektach prospołecznych. Każdy wie, że oczkiem w głowie jest dla mnie bezpieczeństwo. Zawsze można polegać na strażakach. Mamy dwie jednostki w państwowym systemie reagowania. Strażacy robią dla swojej gminy bardzo wiele dobrego w różnych dziedzinach życia. We wszystkim, co się dzieje w gminie, wielki udział mają radni. Wykonali potężną pracę, żeby zrealizować zrównoważony plan rozwoju gminy. Wielokrotnie trzeba się wznieść ponad własne chciejstwo, interes swojego sołectwa i zrealizować coś w drugiej części gminy. Jestem im bardzo wdzięczny za współpracę i życiową mądrość przy podejmowaniu ważnych uchwał.

Przez tyle lat można się z kimś poróżnić i później trudno odbudować relacje.

Tak, to prawda, ktoś może mieć z tym problem. Ja nie jestem pamiętliwy. Może się więc okazać, że ktoś od 20 lat pamięta moją krzywą minę, a ja nie wiem, o co chodzi. Codziennie siadam za tym biurkiem, żeby pomagać ludziom. Oczywiście czasami ktoś coś źle zrozumie, jakiś przepis jest nieczytelny, a gniew skupia się na mnie. Ostatnio na dożynkach powiatowych ogłosiłem, że rolników dotkniętych suszą zwalniam z ostatniej raty podatku. Tak, ale należy przecież spełnić kryteria, czyli mieć udokumentowane straty. Nie wolno wybiórczo podchodzić do tematów. Z ludźmi trzeba rozmawiać, twarzą w twarz tłumaczyć podejmowane decyzje.

Mówiąc o gminnym zespole ludzi, który wspólnie pracuje na rzecz gminy, kogo ma pan na myśli?

Przez lata udało się stworzyć zespół kompetentnych ludzi, z którymi bardzo dobrze się pracuje. Mogę polegać na szefowej gminnych finansów, sekretarzu, który od lat nad wszystkim czuwa, inspektorach, dyrektorach gminnych instytucji. Doskonałą robotę wykonują sołtysi.

Ważną rolę odgrywa Iwona Brzozowska, dyrektor Domu Kultury, która dba nie tylko o kulturę, ale odpowiada w gminie za pozyskiwanie unijnych środków w taki sposób, że przy rozliczeniach jeszcze nigdy nie musieliśmy oddać ani złotówki.

Przez lata gmina Kolsko bardzo się zmieniła, najwyraźniej wiele osób to zauważyło i chciałoby stanąć na jej czele, skoro ma pan aż czterech kontrkandydatów. Jak pan to tłumaczy?

Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Ale może rzeczywiście komuś dzisiejsze Kolsko bardzo się podoba. Zrobiliśmy wiele, mamy też przygotowane projekty i plan na przyszłość. Może ktoś sądzi, że dalej będzie tylko administrował. Ja do siedzenia się nie nadaję. Zamierzam dokończyć budowę ścieżek rowerowych łączących miejscowości w naszej gminie z Nową Solą. W naszej gminie zrobimy Mistrzostwa Polski w przełajach. Z radnymi mamy bardzo wiele pomysłów, które chcemy zrealizować.

A co z ofertą kulturalną? Złośliwi mówią, że nic się nie dzieje.

Nie wiem, co mają na myśli i czego oczekują. Może ja jestem nieobiektywny, ale uważam, że oferta naszego Domu Kultury jest bardzo bogata. Jest coś dla dzieci, jak i dla starszych. W programie są zarówno lekkie festyny i zabawy w stylu rzut beretem, jak i wyjątkowe spotkania muzyczne. Przed nami koncert Eleni, którego nie mogę się doczekać, tym bardziej że wystąpi z naszą orkiestrą mandolinową. Realizujemy wiele inicjatyw oddolnych. Wystarczy tylko przyjść i na ten temat porozmawiać. Nie wyręczamy sołectw i jeśli tylko chcą, organizują swoje małe imprezy. Z doświadczenia wiem, że najbardziej narzekają te osoby, które z tej oferty nie korzystają. Wydaje mi się, że odpowiadamy na zapotrzebowanie naszych mieszkańców. Do dyspozycji jest pięciu instruktorów, jak na naszą gminę to naprawdę bogata oferta. Zresztą wystarczy wejść na słynnego Facebooka szefowej Domu Kultury, żeby zobaczyć, ile tam jest zapowiedzi i relacji z wydarzeń kulturalnych. Ale jak się nie ma czego czepiać, to się mówi, że nic nie dzieje. Trzeba być wobec siebie uczciwym i nawet różniąc się w poglądach – umieć sobie spojrzeć w oczy. Nie zamierzam się nakręcać i robić czegokolwiek, co jest wbrew mojej naturze. Tak jak powiedziałem na początku – każdy dzień pracy w samorządzie dostarcza tylu emocji, że wystarczy.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content