100 lat Panie Marianie!

W nadchodzącą niedzielę 13 sierpnia kożuchowski biegacz Marian Rutkowski zmienia kategorię wiekową. Stuknie mu okrągłe siedem dych. Z tej okazji przypominamy historię tego niesamowitego zawodnika

Sportowe marzenie? – Chciałbym na 70. urodziny, czyli za trzy lata, pobić rekord życiowy na maratonie (śmiech), żeby zapamiętać, żeby zejść poniżej 3:30 (śmiech). To by były normalne jajca – mówił nam w 2014 roku kożuchowski biegacz. Panie Marianie, ten moment właśnie nadchodzi!
Bez wątpienia Marian Rutkowski to biegowy ewenement. Rzadko zdarza się bowiem, że ktoś za uprawianie biegania bierze się mając… 58 lat.

W latach 80., kiedy miał 40 kilka lat, cierpiał na problemy ze stawami, kupił sobie nawet książkę pt: „Reumatyzm”, żeby z tego wyjść. – Miałem też rwę kulszową, ściągałem drzwi od szafy, kładłem na łóżko i spałem, bo inaczej się nie dało, nie mogłem przejść 300m do garażu. Maści, zastrzyki, lekarz powiedział, że będę miał do śmierci z tym problem. I tak się z tym jakoś już praktycznie pogodziłem – wspominał w naszej rozmowie M. Rutkowski.

Pan Marian ma bazę, działkę pod Kożuchowem, choć wyraz „działka” nie w pełni oddaje charakter tego miejsca. To tam zaczął pierwsze dreptania z nóżki na nóżkę.

– W 2005 zaczęły się długie spacery, jeszcze pracując zacząłem biegać, ze znajomym, raz i drugi, potem jemu przeszło, a ja pomalutku, w trampkach, bo wtedy butów do biegania jeszcze tak dużo nie było. Była niedziela, lato, ubrałem koszulkę, spodenki, trampki mówię: przebiegnę się. Przebiegłem z dwa, trzy kilometry, pomyślałem, ale się fajnie biegnie – wspominał swoje początki. Do sportu wrócił po 30 latach przerwy, ostatni raz biegał w wojsku. Jak u wielu początkujących biegaczy, tu również bieganie zaczęło się od kłopotów.

– Wtedy nie wiedziałem, że są strony o bieganiu, że można znaleźć informacje, jak trenować. Bez żadnej wiedzy zaczynałem, bieg to najprostsza forma ruchu, myślałem, że to żadna filozofia, pobiec i już. Ale trzeba mieć wiedzę, jak się ma 30 lat przerwy w sporcie. Po latach przypominałem sobie wf ze szkoły, jakie ćwiczenia były na rozgrzewkach i wracałem do nich. Po kilku kontuzjach przypomniałem sobie, jak ważna jest rozgrzewka. Biegać niby każdy umie, ale informacje, jak rozpocząć bieganie w pewnym wieku, jak prowadzić trening, znalazłem później. Jak miałem zacząć, to się wstydziłem, ludzie w Kożuchowie mnie znają, gdzie w krótkich majtkach się pokazywać, tak myślałem. Przerwa był ogromna, od 24 do 58 roku życia. Strasznie długa przerwa. Żeby wejść w rytm biegania musiałem przejść przez wiele kontuzji, tyle lat przerwy, wiek robił swoje. Ścięgna Achillesa, przyczepy ścięgna, rozcięgno podeszwowe, co rusz to coś się działo. Praktycznie wtedy zostałem specjalistą od różnych maści (śmiech). Miałem ogromną wiedzę, choć początkowo bywało, że maści stosowałem na odwrót rozgrzewające zamiast chłodzących, tego typu przypadki – mówił wybuchając co chwilę śmiechem.

Na pierwszy start M. Rutkowski zdecydował się w kwietniu 2005 roku, zaczął z wysokiego „c”, od półmaratonu w Przytoku. Nikomu oczywiście przed biegiem nic nie powiedział.

– Wcześniej umówiłem się z żoną, że tego dnia pojedziemy do rodziny do Kostrzyna. Wróciłem z tego Przytoku, a że było gorąco, opaliłem się, wracam do domu i żona krzyczy. „A ty co tak późno, co taki czerwony jesteś”, mówiłem, że byłem na działce na dworze, że mnie słońce mocniej złapało. Wykąpałem się, pojechaliśmy do Kostrzyna, siedzimy wieczorem przy stole, jakieś piwko, wesoły się zrobiłem i powiedziałem, że dzisiaj przebiegłem półmaraton. Salwa śmiechu, co ty wujek wygadujesz, niemożliwe. No to poszedłem do auta, przyniosłem numer startowy, medal, szok był niesamowity – wspomina z uśmiechem. Po pierwszym, oficjalnym biegu w Przytoku miał rok przerwy w startach. – Tak pamiętałem ten bieg, musiałem skonsumować ten ból – śmieje się Pan Marian.

W 2006 roku po raz pierwszy zmierzył się z maratonem, zadebiutował na tym dystansie w wieku 59 lat. W 2009 zaczęła się dla Rutkowskiego era biegów górskich, od Maratonu Karkonoskiego, potem biegu granią Tatr. Pokochał te ekstremalne biegi. I biega do dziś. Zawsze da znać, że gdzieś pobiegł, z jakim wynikiem, a człowiek łapie się za głowę, że daje radę. Co więcej, że to bieganie to dla niego ogromna frajda, Rutkowski jest nieustannie uśmiechnięty.

Od szczęśliwych ludzi zawsze bije blask, Marian Rutkowski jest ogromnie pozytywnym facetem.

Panie Marianie, składamy Panu serdeczne życzenia z okazji 70. urodzin!
Marek Grzelka

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content