Niespodzianka wykopana podczas sprzątania

W trakcie sprzątania terenu przy świetlicy wiejskiej w Solnikach koparka zahaczyła o coś wielkiego i bardzo ciężkiego. Okazało się, że to zabytkowe żarna do mielenia ziarna. Mieszkańcy są zachwyceni i mają na nie plan

Zaczęło się niewinnie od zapytania sołtysa Piotra Skwierczyńskiego: co ciekawego słychać w Solnikach? – Wszystko w porządku. Chociaż znaleźliśmy zabytkowe żarna z dawnej nowosolskiej fabryki kół młyńskich działającej do 1904 r. – mówi od niechcenie pan Piotr.

Oczywiście natychmiast umawiamy się w Solnikach, żeby osobiście zobaczyć to cudo. Żarna są rzeczywiście duże i znajdują się w centrum miejscowości. Nie ma mowy, żeby je ktoś dźwignął. Potężne betonowe koło z metalowym środkiem jest imponujących rozmiarów. W środku jest napis producenta. Co na drugiej stronie, nie wiadomo, bo są zbyt ciężkie, żeby je odwrócić.

Pan Piotr opowiada, że żarna zostały znalezione zupełnie przypadkiem. Podczas sprzątania terenu przy świetlicy koparka natrafiła na przeszkodę. Maszyna wyciągnęła betonowe koło z ziemi i pociągnęła dalej. – Poprosiłem, żeby operator ułożył je w bezpiecznym miejscu. Teraz leży i czeka, aż coś z nim zrobimy – stwierdza P. Skwierczyński.

Opowiada, że przed laty w Solnikach były dwa młyny i żarna najprawdopodobniej stamtąd pochodzą. Teraz zostały po budynkach tylko fundamenty. To stamtąd musiały zostać wymontowane i dostarczone do naprawy do pobliskiego kowala. Obok miejsca, w którym zostały znalezione, była bowiem dawna kuźnia i warsztat kołodzieja.
– O, tutaj w tym budynku – pan Piotr wskazuje ręką.

Proszony o przybliżenie działania żaren dziwi się, że ktoś może nie wiedzieć. – W młynie były zamontowane dwa takie betonowe koła. Jedno stało nieruchome, a drugie się kręciło. Pomiędzy nie wpadało ziarno i było rozcierane. Później plewy były wydmuchiwane i zostawała mąka – tłumaczy. Dodaje, że wciąż jeszcze jeździ po mąkę do młyna i do dzisiaj podobnie to wygląda, tylko jest to działanie zmechanizowane.

Wykopanymi żarnami sołtys jest zachwycony. Ma nadzieję, że zostaną kiedyś postawione na postumencie w centrum Solnik lub trafią do Zamku. P. Skwierczyński mówi, że w szopach i stodołach znaleziono wiele wyjątkowych sprzętów. Wymienia stuletnie śrutowniki, kowadła, narzędzia.

– Chodzą u nas różni ludzie z wykrywaczami metalu. Ale pewnie jak coś znajdą, to się nie ujawniają – podejrzewa P. Skwierczyński.
Idziemy obejrzeć zabudowania po dawnej kuźni i kołodzieju. W środku wciąż są pozostałości po piecu, zbiornik po wodzie, haki na koła. Jeszcze do niedawna wisiał na warsztacie szyld z głową konia. Budynek jest jednak w kiepskim stanie, ale podłoga wciąż jest z równo ułożona z czerwonych cegieł. Mieszkający obok pan Sławek w rozmowie z nami zaznacza, że w całym obejściu jest aż pięć studni, w tym jedna w piwnicy wyrównująca poziomy. Wszystkie były potrzebne rzemieślnikom.

– Kiedyś na wiosce musiał być kowal, kołodziej, szkoła, gorzelnia, karczma, młyn. Jeszcze po 50. roku mieszkali tutaj Niemcy, którzy dużo przekazywali nowym osadnikom. Uczyli między innymi uprawiać warzywa, hodowali owce i bydło. Sady powstały później – wspomina P. Skwierczyński – Chce pani zobaczyć nasz kościół z XIII wieku, jest piękny? – zachęca.

Do kościoła wjeżdżamy mocno pod górę, jest wyjątkowo stromo. Na szczycie stoi zabytkowy kościół otoczony niewielkim murem z kamienia polnego. Widok z góry zapiera dech w piersiach. Przed oczami rozciąga się wyjątkowa panorama z widokiem na Wzgórza Dalkowskie. P. Skwierczyński pokazuje wzniesienie znajdujące się w oddali, za polami. To dawne grodzisko Dziadoszan. Jest ukryte w pagórkowatym terenie. Tymczasem obok powstało coś z całkiem innej epoki, bo punkt wojsk radzieckich.

– Biegaliśmy tam za dzieciaka. Dawali nam swoje mundury, a my w nich ganialiśmy, krzyczeli do nas coś po rosyjsku – opowiada pan Piotrek.
Przerywa opowieść z przeszłości i dalej spacerujemy po kościelnym placu. Na horyzoncie majaczą się wieże innych kościołów. Można stać i patrzeć bez końca. Msza jest w każda niedzielę o godzinie 10.00. – Dawniej żartowaliśmy, że dzieci z Solnik nigdy Teleranka nie oglądały, bo wtedy były w kościele – zaznacza z uśmiechem pan Piotr.

Wszystkie okoliczne drogi prowadziły do tej świątyni na wzgórzu. Wchodzimy do wnętrza a tam jest przepięknie. Świątynia jest wyjątkowo zadbana i wysprzątana. Uwagę przyciąga błyszcząca podłoga i białe serwety umieszczone w różnych miejscach. Absolutnie wyjątkowa jest zakrystia w stylu romańskim, do której prowadzą kute drzwi. Dawniej znajdowała się w niej komturia, w której zbierano podatki z okolicznych miejscowości i odstawiano do Głogowa. Kościół przed wojną był pod wezwaniem świętego Marcina, po wojnie świętej Anny. – Wszyscy bardzo dbamy o swój kościół. Każdy ma swoją funkcję, te białe obrusy nasze panie robią – chwali sołtys.

Choć lata mijają do kościoła w Solnikach wciąż ciągną mieszkańcy ze wszystkich stron. Pan Piotr dzwoni na mszę dwadzieścia minut wcześniej. – Kocha pan swoje Solniki – stwierdzam. – Bardzo – potwierdza. – Dlatego wszelkie historyczne przedmioty, opowieści, legendy, są dla mnie i innych mieszkańców ważne, tak jak te żarna – podkreśla P. Skwierczyński.
Monika Owczarek

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content