Rozkołysał nas i pojechał

Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałem jego piosenki. Myślę, że to było jakieś 10 lat temu. Miałem – powiedzmy – 14 lat i na dobre wkręciłem się w Marka Dyjaka. Wcześnie. Z trzy lata później sięgnąłem po poezję Wojaczka. I tak czytałem: „synowie naszych kobiet nie będą nosić broni / przeciw rozpaczy niemo przeciekających dni”, w zasadzie niewiele wtedy rozumiejąc. Ale pociągał mnie ten niepokój, który z wierszy Wojaczka płynął strumieniem. Jakieś szczególne napięcie, trudne do wytłumaczenia.

Do tego słuchałem pieśni w wykonaniu Dyjaka. Wieczorami, przy słabym świetle lampy. W kilkunastoletnim chłopaku takie maratony – na przemian wiersze Wojaczka i piosenki Dyjaka – musiały odcisnąć jakieś piętno. Odcisnęły. Wykuwałem wtedy swoje poczucie estetyczne i spojrzenie na świat.
I kiedy Dyjak gra w okolicy, zawsze staram się być na jego koncercie. Tak było kilka miesięcy temu w Gubinie, inaczej być nie mogło w ubiegły piątek w Nowosolskim Domu Kultury.

Wraz z zespołem przyjechał zagrać piosenki z nowej płyty „Pierwszy śnieg”. Koncert rozpoczął utworem tytułowym. Od startu zaczął roztaczać tę swoją magię po sali, rozpoczął te swoje czary nad widownią.

Najnowsza płyta Marka Dyjaka to bardzo dobry materiał. W NDK usłyszeliśmy te nowe piosenki, choćby prześliczną „Rozkołysaną”, „Laurę”, „Przypowieść o porażeniu”, „Synku wstań” czy „Miejsca przedmioty kształty drzwi”. Do tego ostatniego utworu został nakręcony teledysk, w którym występują znani aktorzy – Eryk Lubos i Sławomir Sulej.

– Dawno nie było w Nowej Soli tak smutnego Dyjaka – mówił ze sceny po zaśpiewaniu „Synku wstań”, piosenki, którą nagrał dla zmarłej mamy. Znowu można było poczuć ten dreszcz, dla którego chodzi się na jego koncerty. Widziałem, że przy tej piosence jednemu z dżentelmenów po twarzy spłynęła łezka.

No właśnie, ale po co się chodzi na Dyjaka, skoro w trakcie i po koncercie smutek tak ekstremalnie człowieka spala? Bo z tej muzyki bije jakaś prawda. O niespełnieniu śpiewa Dyjak – to fakt. Zwykle o niespełnionej, nieszczęśliwej miłości. O samotności i osamotnieniu, niepewności, lecz spomiędzy wyśpiewywanych przez niego zdań wygląda jakieś wątłe światełko, jakaś nadzieje na lepsze.

Otóż na Dyjaka chodzi się w ramach potrzeb – będzie patos – duchowych. Bo on ma pewien dar od Boga – potrafi wydobyć z nas najgłębiej skrywane pokłady wrażliwości, umie jak mało kto zagrać na tych strunach w duszy, które odpowiadają za nasze emocje, uczucia, wzruszenia. Potrafi rozkołysać w ludziach ich najpiękniejsze emocje.   

Dyjak śpiewa o zagubieniu, nieprzystosowaniu. „Chyba nie tak kolego / To nie jest wzór na haft / Nie zobaczyłeś wszystkiego/ W tym chłopcu jest wielu z nas” – wyśpiewał w „Przypowieści o porażeniu”, którą napisał Jan Kondrak. W tym metaforycznym chłopcu z porażeniem, który nie potrafi, boi się przejść na drugą stronę ulicy, rzeczywiście jest wielu z nas wszystkich – samotnych w zawierusze codziennego dnia, pytających: po co? Chyba to też kolejny powód, dla którego na Dyjaka się chodzi – możliwość poczucia wspólnoty z ludźmi podobnymi do nas, poczucia braterstwa w życiowej żołnierce.

Marek Dyjak w piątek zaśpiewał też swoje starsze utwory, które wykonuje od jakichś 20 lat – jedyną w swoim rodzaju „Piosenkę w samą porę”, „Tę ostatnią niedzielę” czy balladę szpitalną – „Dziwną okolicę”. Na te pieśni nowosolanie czekali szczególnie. Usłyszeliśmy też m.in. „Rebekę” z płyty „Moje fado”.

Pisząc o koncercie Dyjaka nie wolno zapominać o geniuszu dwóch muzyków, z którymi przyjechał – na trąbce jak zawsze zjawiskowo zagrał Jerzy Małek, na akordeonie i klawiszach fantastycznie grał Marek Tarnowski.
Pod koniec koncertu z widowni ktoś krzyknął: – Zaśpiewaj „Żołnierzyka i laleczkę”.
– „Żołnierzyk…” był 20 lat temu – odparł Dyjak.

To prawda, wiele przez te 20 lat się zmieniło – i w Nowej Soli, i u Dyjaka. Ale jedno chyba pozostało niezmienne: nadal chcemy słuchać tego gościa wiecznie ubranego na czarno, odpalającego papierosa od papierosa, a on z kolei dalej chce dla nas grać. „W Polsce – mówił kiedyś w „Przekroju” – podobają mi się dwa miasta: Nowa Sól i Włodawa. Wszędzie mogę być młotkiem, a tam zawsze czuję się bardem”.

Bard przyjechał, zaśpiewał te swoje elegie, wzruszył i wyjechał. A my po dwóch bisach wyszliśmy emocjonalnie rozedrgani, troszkę zamyśleni, ale w jakiś sposób szczęśliwi.

„Znów wezwał go marsz”, jak śpiewa w piosence „Droga i śpiew”, wezwały go kolejne miasta na liście trasy koncertowej, lecz Dyjak do nas wróci. I mam taki postulat: niech wraca regularnie.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content