Bawią się jak dorośli. Problemem jest dostępność

Każdego roku na przełomie grudnia i stycznia otrzymujemy ostatni raport pełnomocnika do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych i narkomanii. W ostatnim możemy m.in. przeczytać, że niepokojącym zjawiskiem jest odnotowanie wysokich odsetek uczniów szkół gimnazjalnych w wieku 15-16 lat, którzy osobiście zakupili alkohol. Choć są to osoby niepełnoletnie, co piąty z nich przyznaje, że z powodzeniem udaje mu się kupić alkohol w różnych postaciach: piwa, wina, szampana, drinków, a nawet wódki.

– Tak wysoka statystyka mnie zbulwersowała – mówi Rafał Stachowiak, przewodniczący komisji do spraw socjalnych w radzie miasta. – Jak dowiadujemy się, że dostępność do alkoholu wśród dzieci jest taka łatwa, to przestaje dziwić, że w ostatniej ankiecie np. prawie 44 proc. szóstoklasistów przyznaje, że przynajmniej raz w życiu piło alkohol – zauważa R. Stachowiak. – Można by się zastanowić nad kwestią wydawania koncesji na sprzedaż alkoholi, ale przecież nie wprowadzimy prohibicji, bo przyczynimy się tylko i wyłącznie do powstania czarnego rynku. Trzeba natomiast zwiększyć prewencję i bardziej uświadamiać społeczeństwo o problemie. Myślę, że np. straż miejska mogłaby regularnie wchodzić do sklepów i przypominać sprzedawcom o przestrzeganiu przepisu i zakazie sprzedaży alkoholu nieletnim – dodaje radny.

Kupił nóż dla koleżanki
Tekst ten miał być skoncentrowany wokół problemu sięgania przez dzieci i młodzież po różnego rodzaju używki. Tak było do czasu, aż w jednym z nowosolskich gimnazjów usłyszeliśmy, że na dziś kadrę ich szkoły najbardziej martwi dostęp uczniów do niebezpiecznych przedmiotów. W krótkim czasie w placówce tej doszło do dwóch incydentów. Za pierwszym razem do szkoły przyszła matka uczennicy innego z gimnazjów i oddała dyrekcji składany nóż typy motylek, który dziewczyna otrzymała od kolegi z opisywanej szkoły. Rzekomo miał on służyć nastolatce do obrony. Przed kim? Nie wiadomo. Sprawa została zgłoszona na policję.

Drugi incydent wydarzył się jeszcze poza murami szkoły. Dwóch uczniów szło na lekcję. Jeden z nich miał przy sobie gaz pieprzowy, drugi myśląc, że to dobry żart, wziął puszkę i wypalił z niej w kierunki kolegi. Na szczęście w szkole była pielęgniarka, która udzieliła potraktowanemu gazem gimnazjaliście pomocy. Gaz odebrali pracownicy szkoły, ale przy rewizji plecaków okazało się również, że chłopcy mają przy sobie puszkę z benzyną przeznaczoną do zasilania specjalnych zapalniczek. Sęk w tym, że akurat zapalniczki żaden z nich przy sobie nie miał i właściwie nie wiadomo, dlaczego zabrali to ze sobą do szkoły.

Zapytaliśmy w pozostałych gimnazjach, czy i u nich zdarzały się w ostatnim roku, dwóch latach, podobne przypadki. Wszyscy wyrażali swoje zdumienie, gdy dowiadywali się, co jest pretekstem do zadania takiego pytania. Podobnie jak w szkole, gdzie doszło do opisywanych sytuacji, podkreślano, że poziom bezpieczeństwa w gimnazjach rośnie od wielu lat i są to zupełnie inne szkoły niż jeszcze 10 i więcej lat temu, gdy trudniej było utrzymać dyscyplinę wśród młodzieży, a odnotowane zdarzenia są wyjątkiem od reguły. W jednej z tych szkół w poprzednim roku szkolny raz zdarzyło się, że dwóch uczniów rozpyliło gaz pieprzowy w piwnicy. Gaz był wyczuwalny na wyższym poziomie budynku, ale w żaden sposób nie zagroził uczniom i obeszło się bez ewakuacji i wzywania pogotowia (w lutym 2015 roku do ewakuacji wywołanej rozpyleniem gazu pieprzowego i odwiezieniem 17 uczniów na pogotowie doszło w ZSP „Nitki”). Sprawcy wybryku zostali szybko ustaleni i wyciągnięto wobec nich konsekwencje. W drugim gimnazjum, również w roku szkolnym 2015/16, dobrze uczący się i nie mający złej reputacji uczeń wrzucił odpaloną petardę do klasy, w które trwała w tym momencie lekcja. Szkolny monitoring błyskawicznie dał odpowiedź na pytanie o to, kto wpadł na tak „błyskotliwy” pomysł.

„Kupić to nie problem”

Naiwnością byłoby sądzić, że młodzież zupełnie nie ma dostępu do niebezpiecznych narzędzi. Wielu z nich z pewnością ma swoje sposoby i kontakty, które mogą im do tego posłużyć, a do tego dochodzi nieograniczone źródło zakupów wszelkich, czyli oczywiście internet. Uczeń szkoły, w której pojawiły się niebezpieczne narzędzia, w obecności szkolnego pedagoga opowiedział jednak, że można je kupić w dwóch nowosolskich sklepach.

– Wielu moich znajomych tam zagląda, ja niczego nie kupowałem, ale również bywałem tam z nimi. Są tam noże, od małych po maczety, gaz pieprzowy, wiatrówki. Nóż można kupić bez problemów, nikt nie pyta o dowód. Podobnie jest z gazem pieprzowym i benzyną. Kolega kupił też kajdanki. Znajomy zrobił już tyle tych zakupów, że w pewnym momencie ekspedientka odmówiła dalszej sprzedaży, bo podobno szef się dowiedział, że obsługuje nieletnich i dlatego nie chciała więcej tego robić – opowiada chłopak.

– Po co wam te przedmioty? Boicie się czegoś, czy chodzi tylko o chęć ich posiadania? – pytamy.
– To tylko dla szpanu. Nie będę mówił za kolegów, ale ja na pewno nie mam się czego bać – mówi gimnazjalista.
– To norma, że przynosicie to do szkoły? – Myślę, że nie. Ktoś chciał się tylko pochwalić… – odpowiada nastolatek.

Zajrzeliśmy do obu wskazanych sklepów, które jak się okazało mają tego samego właściciela. W pierwszym współwłaścicielka zadeklarowała, że nie ma mowy o sprzedaży niebezpiecznych narzędzi gimnazjalistom. – Noże i gaz? Broń Boże, to nie dla nieletnich. Benzyna? Nie wiem, może być z tym różnie… Fakt, nie ma dnia, żeby młodzież do nas nie przychodziła. Są zainteresowani, oglądają przez szybę, ale zawsze im mówię, żeby wrócili z mamą albo tatą – zapewniała współwłaścicielka sklepów. Ekspedientka w drugim punkcie dodała: – Sama mam nastoletniego syna i choćby z tego powodu nie sprzedaję dzieciakom tych przedmiotów. Młodzież lubi sobie pooglądać, chcieliby też dotknąć, ale nie ma szans, żeby nóż czy wiatrówkę dostali do ręki w sklepie.

Bezpiecznie, ale…

– Kiedyś nie było takich sklepów, a wiele lat temu też zdarzało się, że odbierałam uczniom noże czy scyzoryki. Dziś mamy swoje zasady i uczniowie wiedzą co ich czeka, jeśli nie będą się do nich stosować – mówi Violetta Mikołajczak, pedagog z Gimnazjum numer 2. – Innych narzędzi nie mamy. Możemy robić pogadanki z uczniami, zapraszać na zajęcia policjantów i tyle. Potem uczniowie wracają do swoich środowisk i tego już nie dopilnujemy. Mimo wszystko z każdym rokiem jest bezpieczniej – dodaje dyrektorka z „dwójki” Aleksandra Grządko.

– Tak, zgadza się, że jest coraz lepiej, dlatego odkrycie trzech takich przedmiotów w krótki czasie musi szokować. Do plecaków się nie zagląda, więc nikt nie da gwarancji, że czasami nie trafia do nich coś, co zupełnie nie powinno być w posiadaniu uczniów – komentuje dyrektor Gimnazjum numer 1 Paweł Juckiewicz.

– Bez większej kontroli rodziców nad tym, na co ich dzieci wydają pieniądze, trudno będzie z tym walczyć skoro z jednej strony przepisy zabraniają takiej sprzedaży nieletnim, a z drugiej sami gimnazjaliści mówią, że jak chcą, to i tak kupią – dodaje pedagog z „trójki” Małgorzata Szałkowska.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content