Pseudografficiarze smarują po budynkach

Napisy na elewacjach, drzwiach klatek schodowych, bramach garaży – niemal w każdym tygodniu odbieramy zgłoszenia o efektach działalności pseudografficiarzy. Na murach nie brakuje wulgaryzmów, kibicowskich haseł, a przede wszystkim charakterystycznych dla danego autora symboli i podpisów.

Nie każdy jest na „nie”

– To niszczenie cudzej własności. Ktoś wydaje swoje pieniądze, nierzadko wspólnoty biorą kredyt na remont, a potem przejdzie taki jeden z drugim i kilkoma maźnięciami sprayem zniszczą efekty czyjejś pracy i ciężko zarobionych pieniędzy – komentuje pani Anna Stołowska, której blok również nie został oszczędzony. – Jest napis na rogu budynku, są też inne w środku, na klatkach. Zresztą, nie trzeba wiele, żeby znaleźć te paskudztwa. Gdzie się człowiek nie rozejrzy, to są. Nasze miasto pięknieje, zmienia się na lepsze, ale pseudografficiarze często burzą to wrażenie. Gdyby udało się złapać sprawców, to powinni oni ponieść surowe kary. Moim zdaniem to robota grupki nastolatków. Pytanie, dlaczego nie reagują ich rodzice? Nie chce mi się wierzyć, że nie wiedzą na co ich dzieci wydają kieszonkowe – komentuje A. Stołowska.

Zdanie pani Anny podziela zdecydowana większość nowosolan, ale jak się okazuje, nie wszyscy. Część czytelników z pewnością pamięta sytuację z poprzedniego roku, kiedy ktoś wykonał wielki napis na murach szkoły ZSP „Odlewniak”. Już wówczas wielu Czytelników pod internetową wiadomością pisało np.: „brawo dla nich”, „wandalizm wandalizmem, ale fajnie wyszło”, „dajcie szansę młodym ludziom, zamiast ich karać”. Podobnie wypowiada się Leszek Bazal. – Mnie to nie przeszkadza. Coś te dzieciaki muszą przecież robić. Jak sobie pomalują, to co się takiego stanie? A jak jest to problem, to dlaczego nie ma ścian wyznaczonych do malowania takiego graffiti? Jeśli im wszystkiego zabraniać, to będą robić gorsze rzeczy, będą kraść, demolować. Też byłem w ich wieku, wiem, jakie pomysły przychodzą wtedy do głowy – mówił nam pan Leszek.

„Cierpliwość palcem dół wykopie”

Jacek Baranowski, strażnik miejski, a z ramienia urzędu miasta również oskarżyciel posiłkowy, który często wnosi o ściganie autorów graffiti na nieruchomościach komunalnych, potwierdza, że jest to dziś duży problem.
– Był taki czas, że było bardzo źle. Potem się uspokoiło, a teraz znowu jest fala napisów nanoszonych na budynki i inne elementy miejskiej architektury. Szczególnie dużo jest podpisu niejakiego „Zoke” oraz również charakterystycznych graffiti z małym krzyżykiem w środku – przyznaje strażnik.

– Zbieramy dokumentacje, przekazujemy policji, sprawy lądują w sądzie. Przeciwko „Zoke” powstało już wiele wniosków o ściganie, a suma szkód, jakich on dokonał, rośnie. W jednym tylko z przykładowych wniosków mamy wyliczonych blisko 10 budynków z ul.: Szarych Szeregów, Witosa i Wyspiańskiego, gdzie są podane koszty od 80 do ponad 3 tys. zł, a w sumie około 8 tys. zł – mówi mundurowy.
Nie jest tak, że w tym temacie praca strażników, to tylko dokumentowanie graffiti po fakcie. Kilku miłośników malowania sprayem po cudzej własności udało się złapać, m.in. dwóch chłopaków, którzy malowali w okolicy zakładów „Odra” i ul. Wrocławskiej czy autora wulgaryzmów pod adresem prezydenta miasta, które grafficiarz wyjątkowo zuchwale naniósł na ściany… w środku urzędu miejskiego.

– „Zoke” i kilku innych powinni sobie wbić do głowy, że jak ustalimy ich dane, a to się wydarzy na pewno, to poniosą koszty wszystkich zniszczeń. Cierpliwość palcem dół wykopie. Znajdziemy, nie dziś, to jutro – deklaruje J. Baranowski. – Bardziej niepokoi mnie, że szczególnie w internecie grafficiarze często zbierają pochwały, a to nas, strażników się gani za ich ściganie. Kultura i zasady poszanowania cudzej własności wymagają, żeby zapytać właściciela danej ściany, często dopiero co wyremontowanej, czy zezwala on na malowanie w takim miejscu graffiti – dodaje.
Choć napisów w mieście widać setki, to jak wynika z danych policji, mieszkańcy rzadko zgłaszają je policji. Prowadzone na komendzie sprawy to kontynuacje postępowań strażników. – Jeśli nie ma świadków, nagrań z monitoringu lub jeśli grafficiarz nie został złapany na gorącym uczynku, to ustalić sprawcę jest bardzo trudno – przyznaje rzecznik prasowa powiatowej komendy policji Justyna Sęczkowska. – A jeśli ktoś zostaje złapany, to najczęstszą karą jest wniosek do sądu, rzadziej mandat, bo często właściciele chcą się dogadać ze sprawcą, żeby ten pokrył koszt naprawy, czy wręcz sam zniwelował szkody, a sąd ma wymierzać karę dodatkową – dodaje J. Sęczkowska.

„To nie graffiti, to wandalizm”

– Wydaje mi się, że używanie określenia „graffiti” jest niejako na wyrost. Zgodnie z definicją za graffiti powinno się uważać elementy wizualne umieszczane w przestrzeni publicznej (lub prywatnej) i traktowane jako forma sztuki. A jako zarządca nieruchomości najczęściej spotykamy się po prostu z formą wandalizmu, która swoimi walorami zdecydowanie odbiega od sztuki i nie wnosi żadnego przekazu. Rocznie odnotowujemy od kilku do kilkunastu przypadków, głównie są to znaki graficzne, wulgaryzmy – mówi Mariusz Smolarczyk, prezes Zakładu Usług Mieszkaniowych, największego zarządcy budynków w Nowej Soli.

W związku z niewielką wykrywalnością sprawców zniszczeń, ZUM dla wszystkich zarządzanych wspólnot mieszkaniowych, już od przeszło dwóch lat, rozszerzył polisę ubezpieczeniową obejmującą swoim zakresem odszkodowanie za uszkodzenia elewacji przez pomalowanie. Wypłacone pieniądze pozwalają sfinansować usuwanie farby lub odmalowanie elewacji.

– Uszkodzenia najczęściej dokonywane są na elewacjach, które ze względu na swoją lokalizację dają przynajmniej odrobinę „intymności” minimalizując możliwość przyłapania sprawcy na gorącym uczynku. Nie zauważyłem tu prawidłowości, że na budynkach świeżo odremontowanych uszkodzenia występują częściej, niż na budynkach przed remontem. Po prostu uszkodzenie nowej elewacji jest bardziej zauważalne przez mieszkańców i spotyka się z większym odzewem. Pamiętać musimy, że prace remontowe prowadzone na budynkach, poprzedzone są wieloletnim gromadzeniem środków finansowych na funduszu remontowym lub finansowane są kredytami – zaznacza M. Smolarczyk.

Hieronim Miśko, zastępca prezesa drugiego największego zarządcy – Nowosolskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, nie wypowiada się tak stanowczo. – Nie powiedziałbym, że to aż taki problem, choć oczywiście i na naszych obiektach występują graffiti. W poprzednim roku usuwaliśmy takie szkody z sześciu czy siedmiu budynków. Kosztowało to w sumie kilkanaście tysięcy złotych – mówi H. Miśko.

Temat podsumowuje Ewa Batko, rzecznik prasowa urzędu miasta. – Nowa Sól bardzo się zmieniła w ostatnich latach. To zasługa nie tylko władz miasta, które postawiły na rozwój gospodarczy i poprawę infrastruktury, ale również naszych mieszkańców, którzy coraz chętniej inwestują w poprawę estetyki  swoich domów, bloków, kamienic. Niestety, wciąż aktywni są  wandale, którzy za cel stawiają sobie niszczenie tego, co wspólnie wypracowujemy. Pseudorysunki na świeżo wyremontowanej kamienicy nie są i nigdy  nie będą przez władze miasta akceptowane. Walka  z chuliganami jest trudna, ale powoli przynosi efekty, a duża w tym zasługa straży miejskiej. Doceniamy również zaangażowanie nowosolan, którzy są coraz bardziej świadomi postawy obywatelskiej: to co jest wspólne, powoli przestaje być niczyje. Jest nasze, czyli każdego z naszych mieszkańców – komentuje E. Batko.
Artur Lawrenc

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content