Sprawcy zaśmiecania ustaleni!

Pokaźna sterta śmieci wyrzucona przy drodze do Stanów pojawiła się na łamach TK w poprzednim wydaniu. Pisaliśmy, że wyjątkowo bezceremonialnie wyrzuconymi odpadami zainteresował się prywatnie Jacek Baranowski. Prywatnie, bo jako strażnik miejski nie mógł wszcząć postępowania na terenie należącym raz, że do lasów państwowych, a dwa, administracyjnie w obrębie gminy wiejskiej.

Po nitce do kłębka…

Na miejscu byliśmy w poniedziałek 15 maja, a już we wtorek, w dniu wydania gazety, okazało się, że sprawa jest blisko rozwiązania.

– Rano przyszedł do mnie znany mi mieszkaniec, który o śmieciach dowiedział się od kolegi już w czwartek (11 maja) i na drugi dzień sam tam pojechał. Podobnie jak my poszperał w stercie i znalazł m.in. książeczkę z regulaminem prowadzenia ogrodu działkowego. Mówił, że miał mi to wszystko przywieźć już wcześniej, ale odłożył, zapomniał i dopiero jak zobaczył artykuł w gazecie, to zmobilizował się, żeby przyjść do urzędu – opowiada J. Baranowski.

Znalezione w śmieciach dokumenty wskazywały, że mogą dotyczyć Rodzinnych Ogrodów Działkowych „Budowlani”, które znajdują się w pobliżu ulic Aleja Wolności i Południowej. Strażnik skontaktował się z prezesem tych działek, który potwierdził, że ręczne notatki w regulaminie były wykonane właśnie przez niego. – Na zdjęciu rozpoznał też mebel jednego z członków zarządu ogrodów. Pojechaliśmy na wskazaną działkę, gdzie faktycznie znajdował się jeden z dwóch elementów stanowiących razem komplet wypoczynku. Pan powiedział, że kilka lat wcześniej drugą część oddał koleżance. Skontaktowaliśmy się z nią i wszystko stało się jasne… – wspomina strażnik.

Kobieta potwierdziła, że odpady pochodzą z jej ogrodów. Robiła porządki i potrzebowała kogoś, kto pomoże jej wywieźć śmieci. W prasie znalazła reklamę firmy, z której korzystała już wcześniej jej siostra. Zadzwoniła i umówiła się na czwartek na odbiór. – Mimo wszystko pani miała pewne wątpliwości. Zrobiła zdjęcie sterty przed załadowaniem na pakę, jak i ogłoszenia. Dopytywała, co oni robią z odpadami. Usłyszała, że co się jeszcze nadaje do użytku, to jest oddawane potrzebującym, zniszczone meble idą na opał, a reszta do segregacji. Za usługę zapłaciła aż 200 zł. Śmieci wylądowały jednak przy lesie ledwie kilkaset metrów od działek – relacjonuje Baranowski, który w związku z tym, że otrzymał zgłoszenie od mieszkańca, a odpady dodatkowo pochodziły z terenów miejskich, mógł zająć się sprawą oficjalnie.

– Właścicielka odpadów nie miała prawa pierwszej lepszej firmie zlecić wywozu, ani też firma nie powinna takiego zlecenia przyjąć. Zgodnie z opartym o polskie prawo regulaminem Związku Eko-Przyszłość, na terenie jego działalności tylko jeden podmiot może na podstawie zezwolenia wydawanego przez prezydenta miasta wozić odpady. Moim zdaniem temu przypadkowi powinna przyjrzeć się jeszcze Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, ale i skarbówka, bo tu prawdopodobnie mamy do czynienia z zarejestrowaną firmą, która zarabia na usługach, których świadczyć nie może – mówi strażnik. – Przepisy często się zmieniają, więc nie mam pewności, ale wcześniej na pewno było też tak, że za samo przekazanie odpadów nieuprawnionemu podmiotowi, też należała się kara. Na miejscu straży leśnej, której przekażemy wszystkie ustalenia, skierowałbym sprawę do sądu i żądał kary w wysokości kilku tysięcy złotych oraz podania danych sprawcy do publicznej wiadomości – dodaje J. Baranowski.

15 milionów na sprzątanie!

Z prawnego punktu widzenia za śmieci porzucone w lesie odpowiada nadleśnictwo, które w razie nie ujęcia sprawców na swój koszt zleca ich sprzątanie i utylizację. W tym przypadku sprawca zostanie wezwany do złożenia wyjaśnień i ukarany mandatem do 1000 zł i dodatkowo będzie musiał ponieść koszt sprzątania oraz utylizacji śmieci, które wyniosą kilkaset złotych.
– W przypadku odmowy przyjęcia przez sprawców mandatów i pokrycia kosztów sprzątania i utylizacji sprawa zostanie przesłana do Sądu Rejonowego w Nowej Soli – mówi Beata Kątna z Nadleśnictwa Nowa Sól.

Pracownicy Lasów Państwowych mają nadzieję, że opisywana historia stanie się przestrogą dla innych amatorów zaśmiecania lasów.
– Mimo wielu akcji wciąż spotykamy się z tym smutnym procederem. Staramy się, aby coraz więcej miejsc w lesie podlegało ciągłemu monitoringowi, mamy nadzieję, że to pomoże nam ograniczyć liczbę dzikich wysypisk i ułatwi karanie sprawców. Rocznie na sprzątanie i utylizację śmieci wydajemy około 90-100 tys. zł, a w skali całego kraju kosztuje to… 15 mln zł! Zabieramy z lasów 100 tys. metrów sześciennych odpadów rocznie – informuje B. Kątna.

Wyrzucanie do lasu np. mebli, złomu, opon, materiałów rozbiórkowych, czy środków chemicznych, niesie ze sobą niebezpieczeństwo. – W przeciwieństwie do wysypisk legalnych, nielegalne nie są oddzielone od podłoża kilkoma warstwami wytrzymałej folii oraz warstwą żużlu, które uniemożliwiają przedostanie się do gleby i wód, podziemnych, powierzchniowych, w tym wody pitnej, substancji toksycznych. Dzikie wysypiska śmieci prowadzą do zaburzeń funkcjonowania ekosystemów leśnych, nierzadko do śmierci występujących wokół nich drzewostanów – tłumaczy pracownik Nadleśnictwa.

– Dalej dochodzi do niekontrolowanego rozkładu. Pojawiają się chorobotwórcze bakterie, niebezpieczne grzyby. Zapachy przyciągają zwierzęta roznoszące choroby: szczury, komary i muchy. A do tego powstający w wysypiskach biogaz może doprowadzić do samozapłonu i uwolnienia do atmosfery, gleby i wody substancji trujących. Dodać można także połykanie przez zwierzęta folii, co prowadzi do ich śmierci, kaleczenie szkłem i metalami oraz znoszenie przez ptaki do gniazd sznurków, które plączą nogi pisklętom.
Artur Lawrenc

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content