Wypaliło na 101 procent!

Nowosolskie Spotkanie Klasyków po raz pierwszy było imprezą towarzyszącą obchodom Święta Solan.

– Inicjatywa jest super, ale frekwencja też pokazuje, że mimo wszystko dużo zależy od pogody. Popatrzmy na dzień wczorajszy, gdzie było mnóstwo imprez, mnóstwo ludzi się przy ich organizacji napracowało, a pogoda niestety niektórych pewnie zatrzymała w domu. Dziś jest pięknie, tłumy ludzi. I tylko cieszyć się, że taka impreza odbywa się przy okazji święta naszego miasta. To pokazuje, że w Nowej Soli i okolicy nie brakuje fanów starych samochodów. Sam jestem jednym z nich – mówił podczas wydarzenia prezydent Wadim Tyszkiewicz, który przechadzał się między klasykami. – Miałem i poloneza, i fiata, tak że można powiedzieć, że poznałem trochę tej polskiej motoryzacji. Marzy mi się, żeby kiedyś zainwestować w jakiegoś klasyka, chociaż dziś nie mam za bardzo czasu, żeby swoją energię skupiać na pracy przy takim właśnie samochodzie, bo z tego co słyszę, jest to naprawdę czasochłonne.
 – Jaki klasyk się panu marzy? – zapytałem prezydenta. – Nie ukrywam, że jestem fanem starych jaguarów. Marzyło mi się, żeby jakiegoś mieć w garażu… – rozmarzył się prezydent Tyszkiewicz.   

Ludzie z pasją

Niedzielna impreza przyciągnęła wielu fanów, miłośników i sympatyków aut w stylu retro.
Emilia i Andrzej Komarowie na spotkanie przyjechali „różową landrynką”, czyli volkswagenem garbusem z 1971 roku (model 1300). – Można powiedzieć, że kupiliśmy go trochę przypadkowo, bo w Otyniu miałem kupić części, a kupiłem całego garbusa. Chociaż to chyba zbyt dużo powiedziane, bo podłoga leżała osobno, a buda osobno – uśmiechnął się A. Komar. – Konstrukcja tego auta jest jak ta ze starej syreny, czyli jest rama środkowa, do tego jest przyspawana podłoga i na to nachodzi karoseria przykręcona śrubami. I tak w dwóch częściach go przywiozłem do domu. Trzy lata ciężkiej pracy w garażu, by osiągnąć to, jak wygląda dziś – opowiadał właściciel blisko 50-letniego samochodu. Miłość do tej marki państwa Komarów trwa już dwie dekady. Obecnie mają dwa modele,  ten drugi jest w remoncie. – Kiedyś jeździłem starym maluchem, to był chyba 77 rok produkcji, ale jednak w garbusach jest coś takiego, co przyciąga – z pasją opowiadał o swoim cacku A. Komar. Wtórowała mu jego żona: – Te auta mają duszę, do tego fajny kształt. Dzięki nim spotkaliśmy wielu ciekawych ludzi z Polski i za granicy. Spotykamy się na zlotach ogólnopolskich. My też organizujemy taki zlot w Drzonkowie, który przed nami i na który serdecznie zapraszamy w dniach 28-30 lipca. Zapraszamy do nas bardzo serdecznie – dodała E. Komar.

 – Dlaczego akurat taki kolor, dlaczego „różowa landrynka”? – zapytałem właścicieli garbusa.
 – Zawsze marzyłam o różowym – uśmiechnęła się E. Komar. – Jak robiliśmy poprzedniego garbusa, to mój obecny mąż, a wtedy chłopak nie chciał za bardzo pójść w ten kolor. Zdecydowaliśmy się na kolor fioletowy, taki jak na opakowaniu jednej z bardziej znanych marek czekolady. A już później, jak była córka, przekonałyśmy męża. Nie miał z nami zresztą szans, bo my byłyśmy we dwie, czyli został przegłosowany.
 – Nie miałem nic do gadania. Drugiego zrobię pod siebie… –  uśmiechnął się A . Komar.

Oboje byli zachwyceni poziomem organizacyjnym zlotu, a także terminem, w jakim odbyła się impreza. – Inicjatywa jest rewelacyjna, żeby podpinać się pod takie duże imprezy, jak choćby Święto Solan. Tu zawsze pojawia się dużo ludzi, a to z kolei pozwala na promocję klasyków, pokazywanie tego, co mamy w garażach. Nie spodziewaliśmy się, że aż tylu pasjonatów przyjedzie – mówi A. Komar.
I takich ludzi, jak właściciele „różowej landryny”, z pasją do starych aut, w niedzielę w Wodnym Świecie można było spotkać mnóstwo. Podczas niedzieli z klasykami można było zobaczyć cały przekrój motoryzacji, nie tylko polskiej, ale także zagranicznej.

„To już musi się wpisać w kalendarz Dni Solan!”

Tym trudniej było wybrać akurat te, które zostały tego dnia nagrodzone. Puchar za najstarszego klasyka na zlocie powędrował do Szymona Krystkowiaka, który na spotkanie z klasykami przyjechał na motocyklu BMW z 1936 roku. Gwidon Prętki został nagrodzony za najdłuższą trasę przebytą na NSK. Na niedzielny zlot przyjechał ze Zbąszynia oddalonego od Nowej Soli o 80 km. Prętki, który na zlot przyjechał z całą swoją rodziną, dostał jeszcze jedną nagrodę, za najlepiej przebraną załogę.

W wyniku głosowania najładniejszym klasykiem okazała się Syrena 104, której właścicielem jest Sławomir Kieżuń. – Siadłem sobie kiedyś na internecie, pomyślałem, że coś sobie kupię. I tak kupiłem tę syrenkę. A żeby było śmiesznej, kupiłem ją od handlarza samochodów i w ten oto sposób dziś cieszy oko… – powiedział odbierając statuetkę właściciel pięknego, polskiego klasyka.
Niedzielna impreza to już historia. Organizatorzy na pewno mogą mówić o dużym sukcesie.

– Dziękujemy wszystkim uczestnikom oraz tym, którzy pomogli nam w zorganizowaniu tak fantastycznej imprezy, a szczególnie prezydentowi Tyszkiewiczowi, Marcinowi Walaskowi, Annie Ast oraz firmom Stor, Orto-Activ, marce Kaufland, Kasie Stefczyka, Szkole Tańca Nowoczesnego Tiga, uczniom PG nr 1, Dogoterapii Brego i Przyjaciele, Ewie Odasz-Wyłub oaz Małgorzacie Mazurek – mówi Robert Rychlewski, jeden z organizatorów. – Klasyki dopisały, pogoda również. Miejsce okazało się ,,strzałem w dziesiątkę”. Były zabawy dla dorosłych, jak i dzieci. Balony, papuga, pieski, malowane buźki i słodycze, a najważniejsze, uśmiech na twarzyczkach dzieci. Dziękujemy! – dodaje Rychlewski.

Pod zdjęciami z imprezy na jego Facebooku jeden z internautów napisał: „Gratki za organizację. Udało się w 101 proc.! To już musi się wpisać w kalendarz Dni Solan!
Nic dodać, nic ująć. Do zobaczenia za rok!
Mariusz Pojnar

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content