Rowerzyści poruszają się jak woda

– Chciałbym, żeby policja była bardziej konsekwentna, ponieważ tylko wtedy zrobi się społeczne ciśnienie, które spowoduje, że zacznie się regulować ten bałagan w kwestii oznakowania dróg i poprawy infrastruktury rowerowej – mówi Jakub Kosiak, przedstawiciel Stowarzyszenia Cykliści z Soli, z którym podsumowujemy wspólną akcję Policji i Tygodnika Krąg

Artur Lawrenc: Dobrze, że jako gazeta wraz policją prowadziliśmy akcję edukującą rowerzystów?

Jakub Kosiak: – Akcja to dobre określenie, bo kojarzy mi się zawsze z czymś chwilowym, a nie przypominam sobie, żeby na co dzień policja reagowała na wykroczenia rowerzystów. Przeciętny mundurowy sam nie zna przepisów. Raz zdarzyła mi się kolizja i ani policjantka, ani strażnik miejski, który z nią był, nie wiedzieli, kto w tamtej sytuacji wymusił pierwszeństwo i godzinę czekali na podpowiedź z drogówki. Przepisy łamią też policjanci uczestniczący w rowerowych patrolach. Gdy robiliśmy „Masy krytyczne” celowo prowokowaliśmy służby jeżdżąc z premedytacją i całą grupą po jezdni, choć mieliśmy obok nieoznakowaną drogę dla rowerów. Nic to nie zmieniło.
Akcja była pożyteczna, dobrze, że gazeta zwraca uwagę na problem, tylko obawiam się, że efektów z tego też nie będzie. Policja jest niekonsekwentna i często przyznaje, że dla nich najlepiej by było, jakby każdy cyklista jeździł po chodnikach, a większość rowerzystów też niczym się nie przejmuje i nie zwraca uwagę na takie artykuły.

Jakie pana zdaniem najczęściej przepisy są łamane przez rowerzystów?

Odpowiem tak – trzeba cyklistów podzielić na kilka grup. Pierwsze dwie skrajne, czyli ci, którzy: zrobią wszystko, żeby nie znaleźć się na jezdni i jest im obojętne, czy jadą po chodniku, po drodze dla rowerów, pod prąd czy nie; i tacy, co odwrotnie, będą jeździć tylko jezdnią. Dalej są osoby, które starają się przestrzegać przepisów, ale ich nie znają, więc siłą rzeczy łamią; i na końcu osoby, które jak ja przepisy znają, zaciskają zęby i jadą.
Natomiast przez wiele lat myślałem, że można jeździć po Nowej Soli przestrzegając zasad, ale dochodzę do wniosku, że jednak nie.

Co to znaczy?

Że miasto pełne jest kruczków i utrudnień, aby tak było. Zgodnie z jednym z waszych tekstów, (gdzie podany był przykład ul. Wrocławskiej, dop. red.) jest masa skrzyżowań, po których nie ma powtórzonego znaku o drodze dla rowerów, więc de facto trzeba by je na takich odcinkach prowadzić, np. przy rondzie o. Medarda po przejechaniu przez alejkę, która wychodzi z parku przy os. Kopernika. Chodnik jest przystosowany, ale znaków brak.
Jako Stowarzyszenie zwracaliśmy na to uwagę, ale z rozmów z urzędnikami wychodziło, że ich zdaniem rowerzyści… sobie z tym poradzą. Czyli z jednej strony mamy takie właśnie patrzenie na sytuację z przymrużeniem oka, a z drugiej w asyście dziennikarzy policjant powie, że nie, że trzeba zsiąść z roweru.

Przez takie braki w oznakowaniu Pan też łamie przepisy?

Tak, łamię przepis jadąc przez przejścia dla pieszych w ciągach dróg dla rowerów, np. przy skrzyżowaniu ul. Piłsudskiego i Traugutta. Biegnie tam droga dla rowerów, oznaczona znakami, z łagodnym zjazdem i podjazdem, ale już bez wyznaczonego przy pasach przejazdu dla rowerów. Świadomie, czego o większości rowerzystach pewnie powiedzieć nie można, nie schodzę tam z pojazdu.
Łamanie zasad wynika z tego, że często nie wiadomo, jak się poruszać. Na Pleszówku są miejsca, gdzie mamy oznakowanie poziome o przejściu dla pieszych, ale już na znaku pionowym jest również o przejeździe dla cyklistów. Wzdłuż ulicy Staszica, w okolicach estakady, jest szeroki, dostosowany do ruchu pieszego i rowerowego chodnik, są nawet wyznaczone przejazdy dla rowerów obok pasów przy rondzie, ale nie ma żadnych znaków pionowych i poziomych o drodze dla rowerów. Jak tamtędy jeździć? Chodnikiem czy jezdnią? Ja nie wiem.

W takim razie lepiej by było, jakby zawsze zawsze patrzeć na rowerzystę z przymrużeniem oka?

Chciałbym, żeby policja była bardziej konsekwentna, ponieważ tylko wtedy zrobi się społeczne ciśnienie, które spowoduje, że zacznie się regulować ten bałagan, o którym mówię. Dziś nikomu nie zależy na uzupełnieniu znaków i poprawie infrastruktury rowerowej. Powiem więcej, mi również nie zależy, bo co mi po znakach, jeśli jednocześnie nie będzie dobrych dróg ze łagodnymi zjazdami dla rowerów i wygodniej i tak będzie jeździć jezdnią.

Czyli akcje, jak nasza, zawsze będą tylko chwilowym zwróceniem uwagi na szeroki problem?

Niestety, tak to widzę. Jakimś rozwiązaniem mogłoby być stosowanie znaku, który mówi „droga dla pieszych” i który jest uzupełniony o tabliczkę z napisem „nie dotyczy rowerów”. Wówczas cykliści wedle uznania mogliby jeździć albo po chodnikach, albo ulicami.
Rowerzyści to tacy nie do końca świadomi uczestnicy ruchu, wolny elektron, który porusza się jak woda i zawsze wybiera najkrótszą drogę. Jak wpada na mnie jadąca drogą dla rowerów pod prąd starsza pani i jej zwracam uwagę, to w odpowiedzi słyszę „ale jechałam prawą stroną”, czyli nie rozumie, że nie chodzi o stronę chodnika, a całej drogi. I tego nie zmienimy.
Wiele też zależy od zachowania kierowców. Ja za kółkiem traktuję cyklistów jak święte krowy i nie oburzam się, kiedy przejeżdżają przez przejścia dla pieszych. Jeśli nie wymuszają pierwszeństwa, to zatrzymuję się i puszczam ich jak pieszych.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content