Mimo wszystko wciąż warto pomagać

Podczas, gdy na zewnątrz szalał orkan, radni komisji gospodarczej spotkali się w noclegowni, żeby porozmawiać o sytuacji miejscowych bezdomnych. – Lokatorzy noclegowni to trudne środowisko, chcą do granic wykorzystać system – stwierdza Aleksander Tomaszewski, szef Towarzystwa Pomocy im św. Brata Alberta

Radni komisji gospodarczej spotkali się w czwartek w noclegowni przy ul. Topolowej, żeby osobiście zobaczyć jak instytucja funkcjonuje i porozmawiać z jej szefem Aleksandrem Tomaszewskim. Tymczasem na dworze szalał potężny wiatr, który chwiał w posadach Nową Solą. W noclegowni było ciepło i przyjemnie. Podopieczni byli na piętrze, oglądali mecz reprezentacji Polski. Radni przeszli po pomieszczeniach na parterze. A. Tomaszewski pokazał spiżarnię, w której gromadzone są warzywa z farmy w Rudnie. – Te warzywa uprawiają osoby z miasta takie, które korzystają z pomocy Towarzystwa, ale nie przebywają w noclegowni. Radzą sobie, raz lepiej, raz gorzej, ale mają gdzie mieszkać – wyjaśnia A. Tomaszewski.

– A ludzie z noclegowni nie pomagają w uprawach warzyw? – dopytują radni.
– Osoby z noclegowni absolutnie w niczym nie chcą pomagać. Zależy im tylko, żeby lokal był jak najdłużej otwarty, żeby mogli tutaj siedzieć, palić papierosy i nic nie robić. Czekają nawet aż im się posprząta, ale to już dawno skończyliśmy. Mają obowiązek po sobie ogarnąć pokoje i łazienki – relacjonuje pan Olek. Nie ukrywa, że podopieczni noclegowni nie mają nawet zamiaru zhańbić się pracą. Wśród nich są też kobiety. Teraz jedna jest w ciąży i to na głowie pana Olka jest znalezienie dla niej i dziecka jakiegoś miejsca.

Wszystkie prace na zewnątrz ze sprzątaniem wskazanych ulic i parków robią potrzebujący nowosolanie, podopieczni Towarzystwa, ale spoza noclegowni. Spotykają się codziennie rano, zaczynają dzień od kawy i herbaty, a później idą w teren. W zamian dostają konserwy, warzywa, obiad. – To jednak nie są osoby nadające się do normalnej pracy na godziny. Z pewnością po kilku dniach nie daliby rady i nie stawili się w fabryce. Radzą sobie, ale mają liczne dysfunkcje – zauważa A. Tomaszewski.

Zdarzyło się, że pomocy szukały w noclegowni dwie Ukrainki. Okazało się, że zostały oszukany i po kilku dniach schronienia poradziły sobie. A. Tomaszewski przyznaje, że obecnie udzielana pomoc jest o wiele mniejsza niż przed laty. Teraz stołówka wydaje około 85 obiadów, w zimie ta liczba nieco wzrasta. Jednak to zdecydowanie mniej niż w czasach, gdy w mieście szalało bezrobocie. Znaczenie ma też większa pomoc socjalna państwa. Rodziny zaczęły lepiej sobie radzić i same gotują obiady. Ze stołówki korzystają jednak nie tylko osoby żyjące na skraju ubóstwa. Czasami kupuje sobie obiad jakaś starsza kobieta, która nie daje rady zrobić czegoś sama. Jeden posiłek kosztuje 6.90 zł i jest to zupa oraz drugie danie.

A. Tomaszewski zabrał radnych na zewnątrz, gdzie stoją prowizoryczne namioty z folii. – Tutaj czasami przesiadują osoby, które ciągle piją alkohol. Wystarczy, żeby przestali, to zostaną wpuszczeni do budynku, ale oni nie chcą – tłumaczy A. Tomaszewski.

Nie ukrywa, że najczęściej wszystkiemu winien jest właśnie alkohol. To przez nałóg jego podopieczni stracili rodziny, pracę, domy. Mimo to nie przestają pić. – Tylko pan Tadziu jakoś sobie poradził. Jest zatrudniony u Jurka Ceglarka i daje sobie radę – chwali mężczyznę pan Olek. Zapytany przez radnych o to, czy wciąż mu się chce pomagać. A. Tomaszewski zwierzył się, że są dni bardzo trudne, kiedy ręce opadają mu do samych kolan. Wciąż jednak więcej jest takich ludzi, którym warto pomagać.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content