Chcą się go pozbyć siłą!

– Do mieszkania weszło dwóch mężczyzn. Twierdzili, że są nowymi właścicielami. Wyszli po zdemontowaniu obu skrzydeł jednego z okien i nie oddali ich do dziś – mówi Piotr Biesiada, nowosolanin, którego ktoś siłą próbuje się pobyć z lokalu, w którym ten decyzją urzędu miasta może przebywać jeszcze przez kilka miesięcy

Piotr Biesiada w mieszkaniu przy ulicy Szkolnej się urodził. Licząc z przerwami jest to jego miejsce już od 65 lat. Kiedyś mężczyzna prowadził firmę remontową i wykonywał zlecenia dla Zakładu Usług Mieszkaniowych. Lekko nie było. Często, żeby było za co kupić materiały budowlane i mieć na wypłaty dla swoich pracowników, musiał wspomagać się kredytami.

– Raz lepiej, raz gorzej, ale jakoś szło do momentu, w którym wysiadło mi biodro i musiałem poddać się operacji. Nie mogłem normalnie wychodzić z domu i niedopilnowani pracownicy przestali się przykładać. Skończyły się zamówienia, długi zaczęły narastać i zamknąłem działalność. Do spłaty miałem kilkadziesiąt tysięcy złotych – opowiadał nam pan Piotr.

Nowosolanin w styczniu 2013 roku spisał umowę z pośrednikiem w handlu nieruchomościami, który miał kupić jego mieszkanie. Nieruchomość wyceniono na 86 tys. zł. To miało pokryć wszystkie długi, kilka tysięcy miało jeszcze zostać, ale wtedy na jaw wyszło, że mieszkanie jest już w rękach komornika.

– O niczym nie wiedziałem. Komornik też szykował lokal na sprzedaż, ale jego wycena na dzień dobry była niższa, bo wynosiła 70 tys. zł. Przed przetargiem jeszcze ją obniżono, a skoro pierwszy się nie udał, to przed drugim zrobił to po raz kolejny. Ostatecznie do sprzedaży doszło dopiero w czerwcu tego roku. Kwota to zaledwie 48 tys. zł. W tej sytuacji odsetki z kredytów przekroczyły wartość nieruchomości… – mówił P. Biesiada, który przez zadłużenia w dawnej firmie w pewnym momencie przestał płacić też rachunki. Dziś żyje z zasiłku opieki społecznej, który wynosi 604 zł miesięcznie. Okazjonalnie, dwa, bywa, że trzy razy do roku dostaje jeszcze 120 zł dodatku. Pieniądze głównie wydaje na lekarstwa. Między 14 lipca a 6 września przebywał w nowosolskim szpitalu.

– To właśnie w tym czasie kontakt próbowała ze mną nawiązać kobieta, która kupiła mieszkanie. Wsunęła kartkę z numerem telefonu pod drzwi mieszkania. Przyniósł mi ją mój opiekun prawny. Próbowałem się dodzwonić, ale w szpitalu ciągle coś przerywało i zagłuszało rozmowę – wspominał nasz Czytelnik.
Z nową właścicielką mieszkania pan Piotr zobaczył się po wyjściu ze szpitala, gdy któregoś dnia kobieta przyszła zrobić zdjęcia pokoi. Przedstawiła się, zadeklarowała, że pomoże mu wynająć inne lokum przy ul. Wandy.

– Widać z tamtą osobą się nie dogadała co do ceny, bo z wynajmu nic nie wyszło. Więcej tej kobiety nie widziałem, natomiast wiem, że chciała mnie wymeldować i eksmitować – mówił P. Biesiada.

Pod adres mężczyzny przyszedł na wizję lokalną strażnik miejski. Pana Piotra wezwano też na rozmowę do urzędu miasta, aby zapoznał się z dokumentacją jego sprawy. Właścicielka argumentowała, że mieszkanie przy ul. Szkolnej tu pustostan i dlatego P. Biesiadę należy wymeldować. Urzędnicy ustalili co innego. Wydano decyzję odmawiającą spełnienia żądań właścicielki. W piśmie można przeczytać, że zgodnie z przepisami regulującymi czas, w jakim możliwe są do wykonania eksmisje, do końca marca 2018 roku mężczyzna ma prawo przebywać w mieszkaniu.

Temat znów na jakiś czas przycichł. Aż do niedzieli 19 listopada. – Byłem w mieszkaniu, gdy nagle przyszło dwóch mężczyzn. Nie przedstawili się. Jeden i drugi mówił tylko coś o tym, że są właścicielami, że chcą obejrzeć mieszkanie przed rozpoczęciem remontu i zamierzają po nim wprowadzić tutaj pięć kolejnych osób. Nie robiłem problemów i wpuściłem ich do środka. Siedziałem w kuchni, gdy ci nagle wymontowali dwa skrzydła jednego z okien i wynieśli je do samochodu – opowiadał P. Biesiada. Sąsiadka wezwała policję.

– Mundurowy kazał nam się dogadać i uwierzył w bajeczkę, że okna są zabierane do regulacji. Ciekawe od kiedy reguluje się okna poza ramą? Dziś mija piąty dzień od tej akcji. Okien nikt nie oddał, bo widocznie to ma być sposób na wykurzenie mnie stąd. Zakleiłem otwór folią, ale wiatr wszystko pozrywał. Została tylko roleta i uszczelnianie od spodu kocem. Mimo to mieszkanie już jest bardzo wychłodzone. Dostanę zapalenia płuc i znów wyląduję w szpitalu, a po powrocie pewnie zastanę zmienione zamki – mówił w piątek nasz Czytelnik. Dzień wcześniej złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Próbowaliśmy telefonicznie porozmawiać zarówno z kobietą, która kupiła mieszkanie we wrześniu, jak i mężczyzną, który wymontował skrzydła okna. Kobieta ucięła rozmowę szybko. Stwierdziła, że nie jest już właścicielką i nie udzieli nam żadnych informacji, po czym się rozłączyła. Mężczyzna, gdy usłyszał, że dzwoni dziennikarz zaczął krzyczeć do słuchawki „pan jest pijany albo naćpany, nie wiem o co panu chodzi, dodzwonił się pan do Olsztyna!” i również się rozłączył. Zadzwoniliśmy raz jeszcze próbując wyjaśnić, z jaką sprawą dzwonimy, ale wyglądało to dokładnie tak samo – krzyki, oskarżenia i przerwanie rozmowy.
Rozmawialiśmy chwilę z opiekunem prawnym P. Biesiady. Jego zdaniem mężczyzna, który wymontował okno, to ojciec kobiety, która kupiła to mieszkanie i wciąż jest jego właścicielem.

– Na szczęście napatoczyłem się wtedy, gdy przyszli po okna, bo gdyby nie to, to pewnie zabraliby wszystkie skrzydła. Grzecznie z nim rozmawiałem, ale na mnie też wrzeszczał, że jestem ćpunem i alkoholikiem. Widać to taka metoda… – powiedział opiekun pana Piotra. – On ma prawo tam mieszkać do końca marca 2018. Jak w tym ziąbie coś mu się stanie, to ci ludzie będą za to odpowiedzialni – dodał.

Zdaniem policji spór powinien rozstrzygnąć sąd. – Podczas interwencji poinformowaliśmy, że strony swoich praw powinny dochodzić na drodze cywilnoprawnej w sądzie – mówi Justyna Sęczkowska, rzecznik powiatowej komendy policji.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content