Decyzję podejmę w styczniu

– Rok był trudny. Wiele stresów i emocji nam towarzyszyło. Natomiast pierwszy raz odczułem zazdrość wśród ważnych osób tego województwa, którym zaczęło przeszkadzać, że wybiliśmy się ponad przeciętność – mówi prezydent Wadim Tyszkiewicz, z którym podsumowujemy kończący się rok

Artur Lawrenc: Początek roku przyniósł informację o przyznaniu miastu 36 mln zł dofinansowania do wartego w sumie ponad 50 mln projektu powołania międzygminnej spółki świadczącej usługę transportu publicznego.

Wadim Tyszkiewicz: Jako Nowa Sól jesteśmy dla wszystkich wzorem gry drużynowej, bo jak coś robimy, to również dla naszych sąsiadów. I tu jest podobnie. Moglibyśmy załatwić problem kilkoma autobusami i za kilka razy mniejsze pieniądze, ale nie patrzymy tylko na siebie. Robimy kompleksowo i obie strony na tym skorzystają. Ludzie z regionu będą mieli do dyspozycji nowoczesne autobusy, przystanki, system informacji pasażerskiej itd. A miasto skorzysta w kontekście rynku pracy. Powstają fabryki, do których łatwiej będzie dojechać pracownikom z okolicznych gmin.

85 proc. dofinansowania na taką inwestycję to możliwość, jaka pewnie już by się nie pojawiła, dlatego zdecydowaliśmy się na to.

Pod koniec lutego głośno zrobiło się o pomyśle budowy dwóch tuneli pod torami w miejsce przejazdów w ul. Wojska Polskiego i 1 Maja. Na jakim dziś etapie jest ta inwestycja?

To chyba najtrudniejsza decyzja, jaka jest przed nami do podjęcia, ponieważ to zrewolucjonizuje poruszanie się po mieście, infrastrukturę miejską. Budowa tuneli będzie się wiązać też z ogromnymi utrudnieniami. Zanim zacznie wszystko normalnie funkcjonować, to przez dwa lata miasto będzie sparaliżowane. Pytanie czy warto? Czy warto zgodzić się na trudności i pewnie kolejne kredyty? Pozyskamy znaczą część funduszy od PKP, ale wiele zostanie po naszej stronie.
W grę wchodzi przebudowa dróg dojazdowych do tuneli, rozwiązanie strategii komunikacyjnej. Żadna decyzja nie została jeszcze podjęta. Robimy analizy ruchu, sprawdzamy hipotetycznie „co by było, gdyby…”. Warianty są trzy, przed nami jeszcze wiele konsultacji.

W 2017 roku raz jeszcze nie zapomnieliśmy o turystyce, bo udało się dokończyć niełatwy z przyczyn od nas niezależnych projekt budowy przystani nad Odrą.
To przykład gry drużynowej. Pozyskaliśmy ok. 6 mln zł, które przeszły przez nasz budżet, ale żadna przystań nie stanęła w mieście. Jesteśmy dumni, że możemy pomagać innym, ale też czerpiemy z tego korzyść, bo ożywiając mniejsze miejscowości dajemy możliwość pływania do nich przez statki Lagunę i Zefir.

Co dalej będzie się działo w temacie turystyki?

Turystyka jest ważna, ale nie jest tym, co spowoduje, że nagle wszystkim zacznie się żyć lepiej. Ona wzbogaca ofertę dla mieszkańców, nawet nie turystów zewnętrznych. Będziemy przede wszystkim pielęgnować to, co udało nam się zrobić, a nie inwestować kolejne wielkie pieniądze. Ostatnie, co nam się marzy, to Muzeum Odry, ale ono powstanie pod warunkiem otrzymania 85-proc. dofinansowania.

Przy tej okazji nadmienię, że w 2018 roku rusza przebudowa wałów od Harcerskiej Górki do ujścia Czarnej Strugi wraz z powstaniem przepompowni (koszt to 85 mln zł, a środki pochodzą z tzw. Banku Światowego, dop. red.). Walczyliśmy o to już chyba od roku 2004. I łączy się to z tematem turystyki, bo na wale będzie ułożona ścieżka rowerowa prowadząca w kierunku mostu kolejowego koło Stanów.

Mniej więcej w połowie roku prokuratura oskarżyła pana o przekroczenie uprawnień w związku z pamiętnym meczem Arki z gorzowskim Stilonem. Potem postępowanie umorzono. Jak po kilku miesiącach ocenia pan to zdarzenie?

Śmieszyło mnie to, choć groziły mi dwa lata więzienia. Śmieszyło, bo zarzuty były naciągane, głupie, niepoważne. Umorzyli i mam święty spokój.

W sierpniu pojawił się raport o miastach średnich, a w ślad za nim pomysł rządu, aby wygospodarować pokaźne pieniądze, które wesprą miasta takie jak Nowa Sól. Wierzy pan, że faktycznie coś na tym zyskamy?

Premierem został właśnie Mateusz Morawiecki, czyli autor tego pomysłu, więc mam nadzieję, że dotrzyma słowa. Dla nas jest to szansa. Nowa Sól jest za mała, żeby żyć, za mała, żeby umrzeć. Nie łapiemy się ani na programy dla największych, jak Zielona Góra czy Gorzów Wielkopolski, ani dla małych, czyli wsie i miasteczka. Dwa dni temu byłem np. we Wschowie, gdzie zrobiono piękne muzeum i bibliotekę za fundusze adresowane do miast do 15 tys. mieszkańców. A gdzie średni? Przecież to my jesteśmy liderem regionu i od naszego być albo nie być zależy los sąsiednich gmin.

Ostatnio nie przyznano nam, ale i innym lubuskim miastom średnim, pieniędzy z Programu Rozwoju Gminnej i Powiatowej Infrastruktury Drogowej na lata 2016-19 (wcześniej tzw. schetynówki), bo w ocenie preferowano tereny wiejskie. Mam nadzieję, że pakiet dla miast średnich faktycznie wejdzie w życie i premier Morawiecki dotrzyma słowa.

Ciągle jeszcze przybywa nam fabryk, jednocześnie pojawia się problem z brakiem rąk do pracy, a w mieście przybywa obywateli Ukrainy. Jeszcze kilka lat temu spodziewał się pan, że tak to się rozwinie?

Po tym, co przeszła Nowa Sól, jest to dla nas coś wyjątkowego, czego nie mogliśmy przewidzieć, ale bardzo dobrze, że tak się stało. O to chodziło, żeby mieszkańcy mieli wybór, pracować w tym czy innym miejscu, gdzie na starcie stawki dziś to ok. 2,3-2,5 tys. zł brutto. I to zarówno dla Polaka, jak i Ukraińca. Cieszę się, że dożyłem chwili, kiedy mieszkaniec ma wybór, pracować lub nie pracować za takie wynagrodzenie. Oczywiście ciągle jest spora grupa ludzi, którzy nie pracowali i pracować nie będą i jest to barierą dla rozwoju miasta. Inwestor pyta o drogi, o teren i o ludzi właśnie. Z tym ostatnim jest gorzej i wielu rezygnuje. Rok temu zapytań było bardzo dużo, teraz trochę to siadło.

Teraz szukamy firm o mniejszym zatrudnieniu, ale dużej powierzchni. Rozmawiamy z przedstawicielami firmy logistycznej, gdzie też trzeba będzie pracowników, bo one najczęściej zajmują się konfekcjonowaniem – przygotowaniem paczek do wysyłek. Będą potrzebowali 400 osób, a budynek ma mieć 100 tys. m kw.
Terenów inwestycyjnych wiele nie zostało. Na północy jeszcze dwie działki, a na południu pięć. Jak przyjmiemy jeszcze z pięciu inwestorów, to będzie to gigantyczny sukces Nowej Soli. Nie będzie już ani terenów, ani ludzi, więc miasto będzie optymalnie wykorzystane.

Jeszcze parę miesięcy temu nie spodziewaliśmy się, że tematem w podsumowaniu będą grafficiarze. Problem urósł jednak do wyjątkowej rangi, a wandalom zaczęło sprawiać frajdę, że się z nimi walczy.

Pytanie brzmi, czy jako nowosolanie podnosimy ręce i mówimy poddajemy się w walce z ludźmi, którzy nie chcą mieszkać w mieście ładnym, zadbanym, a bawi ich brudne, pomalowane miasto. Ja się nie poddam, dalej będę zamalowywał napisy na elewacjach kamienic. 70 proc. tych „artystów” znamy z imienia i nazwiska, ale szukamy sposobu dotarcia do nich. Może trzeba rozmawiać z ich rodzicami, pracodawcami, z ich środowiskiem? Kamery wszystkiego nie rozwiążą, bo nie będą widzieć wszystkiego.

Rok 2017 był dla Nowej Soli dobrym rokiem?

Pozytywów było więcej, ale rok był trudny. Wiele stresów i emocji nam towarzyszyło. Jest taki minus, który zależnie jak na to popatrzeć, może być uznany za plus. Mianowicie pierwszy raz odczułem zazdrość innych. Otrzymałem kolejne nagrody jako przedstawiciel Nowej Soli i wśród ważnych osób z województwa lubuskiego odczułem, że zaczyna to niektórym przeszkadzać, że ja i nasze miasto wybiliśmy się ponad przeciętność.

Staliśmy się marką rozpoznawalną w całym kraju i to jest miłe. Nigdy Nowa Sól takiej marki nie miała, jak to jest dziś. I zaczyna to u niektórych budzić zazdrość i zawiść.

Nie jesteśmy miastem idealnym, ale staliśmy się w kraju wzorem do naśladowania w kontekście skoku, jakiego dokonaliśmy. Dalej przegrywamy z bogatymi miastami, a mimo wszystko budzimy w lubuskiem zawiść, z czym się wielokrotnie spotkaliśmy w tym roku, a wcześniej nigdy.

W 2017 r. z ważniejszych elementów mogę wymienić np. pozyskanie inwestora od tzw. czekoladek, który kupnem działki i przyszłymi podatkami wydatnie pomoże nam wybudować basen, spłacić kredyt i pływalnię utrzymać. W ten sposób mieszkańcy Nowej Soli bezpośrednio nie wyłożą ani złotówki na basem, bo tak wypracowali to urzędnicy.

Na spotkaniu z mieszkańcami powiedział pan, że w styczniu podejmie decyzję o ponownym kandydowaniu (lub nie) na fotel prezydenta. Co przemawia za decyzją o kolejnym starcie, a co przeciwnie?

Mam duże dylematy, choć bliżej jestem zdecydowania, że wystartuję raz jeszcze. Zniechęciłem się dużą polityką. To wymaga życia w Warszawie, a dwa, przeraża mnie pisowski walec, który jedzie przez Polskę. Można z tym walczyć i zostać zmiażdżonym albo pilnować i bronić tego, co osiągnęliśmy przez ostatnie kilkanaście lat.

Argument przeciwny to przeświadczenie, że na pewnym etapie będę mógł dla Nowej Soli zrobić więcej poza tym miastem. To byłby kolejny krok w życiu, do którego mnie ciągnie, aby dbając o interes miasta zrobić coś poza nim. Natomiast chyba jest to jednak nie ten moment jeszcze. Sytuacja w Polsce jest dynamiczna i nieprzewidywalna, więc czy wystartuję do Sejmu lub Senatu, też nie wiem.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content