Tak może każdy
– Nie trzeba siły do wiosłowania, żeby cieszyć się pokonywaniem kolejnych kilometrów rzeki i pięknymi widokami odrzańskich krajobrazów – mówi Tadeusz Kluk, miłośnik i kolekcjoner kajaków i łodzi składanych, który majówkę spędza głównie w kajaku
Tadeusz Kluk wypłynął 25 kwietnia o godzinie 18.00 z Brzegu Dolnego. – Wyprawę w głowie zaplanowałem lata temu. Chciałem zacząć od odcinka Odry, gdzie nie ma już zapór i śluz – mówi nowosolanin, którego związana z tym niespodzianka spotkała już w pierwszych godzinach wyprawy.
– Okazało się, że tak dawno to sobie wymyśliłem, że w międzyczasie wybudowano śluzę, o czym dowiedziałem się po zwodowaniu kajaka z całym sprzętem. Znajomy, u którego w Brzegu Dolnym zostawiłem samochód, mówi do mnie „a jak śluzę przepłyniesz?”. „Jaka śluza?” – odparłem, więc wyjaśnił mi, że jest jedna – koło Prawikowa – wspomina.
– Dopłynąłem do niej i była zamknięta, bo przechodzi remont. Nie było możliwości pokonać ją kajakiem. Dzięki pomocy dobrych ludzi udało się zorganizować transport, którym w nocy przewieźli mnie ze wszystkim za zaporę – mówi T. Kluk. – Już dawno nauczyłem się, że jak są jakieś trudności, to może z nich wyjść coś dobrego – dodaje.
Miłośnik składanych jednostek pływających ruszył dalej pięknym szlakiem odrzańskim. Koło Lubiąża z wysokości wody podziwiał klasztor, przez cały czas cieszył oczy krajobrazem z wieloma gatunkami ptaków, zaliczył kilka miłych spotkań z wędkarzami. – Raczej nie ma przygód w takim potocznym rozumieniu, że jest jakaś akcja. Sama wyprawa to wielka przygoda. Jeśli w mieście zdarzają się fajne chwile, to tam ona trwa całymi dniami – mówi pan Tadeusz.
Kajakarz na dłużej obóz rozbił koło Buszkowic, jak zawsze w dzikim miejscu. Hamak, w którym śpi, zwykle wisi na drzewie, czasem nad piaszczystą łachą. Nad nimi T. Kluk rozwija daszek, tzw. tarp. Jak mówi, jedni wolą rower, inni wędrówki, a dla niego obozowanie i turystyka wodna to najlepszy sposób na wolny czas.
Do Nowej Soli T. Kluk dopłynął po południu w poniedziałek 29 kwietnia, czyli po pokonaniu blisko 150 kilometrów. – Nie mam wyznaczonego celu. Nie chodzi o to, ile pokonam kilometrów i jak szybko, bo nie szukam rekordów. Płynę do 10 maja, a gdzie skończę, kto to wie… – mówił, gdy spotkaliśmy się na marinie przy porcie.
Składany kajak, którym wybrał się w rejs nowosolanin, to prototyp Formozy, sprzętu używanego przez komandosów. Bardzo pakowny i z dużą wypornością – przewiózłby bez problemów dwóch nurków z butlami i innym sprzętem. Kajak uzbrojony jest w silnik o pojemności 75 cm. – Najczęściej płynę z prędkością 15 km/h. Głównie przemieszczam się dzięki niemu, bo chcę pokazać, że nie trzeba siły do długiego wiosłowania, żeby przeżyć takie podróże jak ta. Tak może każdy – podkreśla.
Zainteresowani konstrukcją składanych kajaków i łodzi, czy po prostu rozmową z panem Tadeuszem, będą mogli się z nim spotkać 8 czerwca podczas wodniackiego festynu.
- Anioły, nie ludzie [#retroKrąg] - 20 grudnia 2022
- Czym jest haloimpresjonizm? Dowiecie się dziś na Placu Wyzwolenia - 19 października 2022
- Strach w oczach uchodźców. Reportaż z granicy polsko-ukraińskiej - 23 kwietnia 2022