Mańkowski o OSP: Żeby działać drużynowo, musieliśmy sobie ufać [NAD KUBKIEM HERBATY]

– Gdy jeszcze byłem w OSP, zdarzały się czasami bardzo trudne akcje. Tak tragiczne, że czuło się niemoc – rozpoczyna swoją opowieść Marcin Mańkowski, szef stowarzyszenia Nowosolska Paczka

Nasz klub nie miał tylu pieniędzy, byśmy mogli sobie pozwolić na jeżdżenie i granie w piłkę nożną po całej Polsce. Jeździliśmy więc tylko po północnej części kraju. W tamtym czasie łączyło nas z chłopakami z drużyny koleżeństwo. Nie trzeba było takiego zaufania, jakie niezbędne jest do pracy w straży pożarnej. Ale piłka scalała grupę.

Jako 18-latkowie nadal chętnie grywaliśmy. Spotykaliśmy się zawsze na boisku w pobliżu remizy.

Któregoś dnia trzykrotnie zawyła syrena.

Skończyliśmy grę i podeszliśmy zobaczyć, co się dzieje. W remizie był tylko kierowca. Okazało się, że nie przyszedł żaden z ochotników do gaszenia pożaru. To był okres, gdy ustrój w naszym kraju się zmienił i pracodawcy nie puszczali już ochotników do akcji w czasie pracy. W związku z tym coraz trudniej było zebrać ludzi. Większość nie miała możliwości dojechania do remizy na czas. Nieliczni przybiegali po pracy. Wtedy w jednej chwili zadecydowaliśmy całą ekipą 12 ludzi, że przystępujemy do OSP. Część z nas pracowała na zmiany, część się jeszcze uczyła i mieszkaliśmy na miejscu. Wydawało się realne, że zawsze jakąś grupę da się zebrać szybko w razie wezwania.

JEŚLI  CHCESZ PRZECZYTAĆ WIĘCEJ, KUP E-WYDANIE „TYGODNIKA KRĄG”

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content