Mańkowski o OSP: Żeby działać drużynowo, musieliśmy sobie ufać [NAD KUBKIEM HERBATY]
– Gdy jeszcze byłem w OSP, zdarzały się czasami bardzo trudne akcje. Tak tragiczne, że czuło się niemoc – rozpoczyna swoją opowieść Marcin Mańkowski, szef stowarzyszenia Nowosolska Paczka
Nasz klub nie miał tylu pieniędzy, byśmy mogli sobie pozwolić na jeżdżenie i granie w piłkę nożną po całej Polsce. Jeździliśmy więc tylko po północnej części kraju. W tamtym czasie łączyło nas z chłopakami z drużyny koleżeństwo. Nie trzeba było takiego zaufania, jakie niezbędne jest do pracy w straży pożarnej. Ale piłka scalała grupę.
Jako 18-latkowie nadal chętnie grywaliśmy. Spotykaliśmy się zawsze na boisku w pobliżu remizy.
Któregoś dnia trzykrotnie zawyła syrena.
Skończyliśmy grę i podeszliśmy zobaczyć, co się dzieje. W remizie był tylko kierowca. Okazało się, że nie przyszedł żaden z ochotników do gaszenia pożaru. To był okres, gdy ustrój w naszym kraju się zmienił i pracodawcy nie puszczali już ochotników do akcji w czasie pracy. W związku z tym coraz trudniej było zebrać ludzi. Większość nie miała możliwości dojechania do remizy na czas. Nieliczni przybiegali po pracy. Wtedy w jednej chwili zadecydowaliśmy całą ekipą 12 ludzi, że przystępujemy do OSP. Część z nas pracowała na zmiany, część się jeszcze uczyła i mieszkaliśmy na miejscu. Wydawało się realne, że zawsze jakąś grupę da się zebrać szybko w razie wezwania.
JEŚLI CHCESZ PRZECZYTAĆ WIĘCEJ, KUP E-WYDANIE „TYGODNIKA KRĄG”
- Poeta Edward Stachura, czyli patron w dżinsach nowosolskiej biblioteki - 7 lutego 2024
- Do teatru trafiali pasjonaci. Rozmowa z Edwardem Gramontem przed urodzinami TAQ - 18 stycznia 2024
- Ciut światła, ciut serca, ciut ciepła. Upamiętnienie kobiet z Gross-Rosen - 14 stycznia 2024