„Byliśmy, jesteśmy, będziemy”. Spacerek po Czasie i głaz pamiątkowy [CZĘŚĆ 7.]

Dzisiejszy spacerek będzie spacerkiem o wyjątkowo dużym ciężarze. Bo będziemy przemieszczać się pomiędzy dwoma miejscami z nie lada wymagającą masą – ogromną masą głazu, który w dość tajemniczych okolicznościach został pomnikiem, zmieniał nazwę, a nawet podróżował w przestrzeni

To chyba napawa dumą – być zwykłym kamieniem, a zna cię kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Co więcej, uważają cię za na tyle atrakcyjnego, że robią sobie z tobą zdjęcia. Fajnie musi być takim kamieniem być, celebrytą wśród kamieni. A przecież jego los mógł się potoczyć zupełnie inaczej, wpadły nie daj Bóg w łapy zapalczywego kamieniarza, który pokroiłby go jak chleb na plasterki, zrobił z niego nagrobki albo krawężniki. Ale miał szczęście. Dziś spokojnie pręży się w słońcu naprzeciwko kościoła pw. św. Antoniego. Choć dziś być może już niewiele osób robi sobie z nim zdjęcia, on zapewne pamięta wszystkich tych, którzy się na niego wdrapywali, przytulali doń, by upamiętnić kawałek czasu na obrazku fotografii.

Ciekawe, jak się u nas znalazł. Być może przebył daleką drogę z nieznanych stron, przypchany w nasze okolice wielkim spychaczem lodowca dawno dawno temu. Cud, że tej podróży nie przypłacił rozdrobnieniem się na drobne kamyczki czy żwirek, bo teraz mógłby co najwyżej być podziwiany przez akwariowe rybki, tworząc podłoże w ich domu.

Może ktoś go znalazł gdzieś w polu, klął i złorzeczył, bo przeszkadzał w uprawie i nie istniały takie konie, które mogłyby wyrwać go z ziemi. A że w naszych okolicach takich sporych kawałów skały jest raczej niewiele, ktoś wpadł na pomysł, by wytaszczyć go z gleby, nadać odpowiednią formę, otulić jakąś ideą i zrobić zeń pomnik. Nadano mu nazwę „Pomnik Tysiąclecia Państwa Polskiego”.

W naszym lokalnym muzealnym wydawnictwie „Nowosolskie ulice” możemy wyczytać, że Inicjatorem budowy pomnika Tysiąclecia Państwa Polskiego w Nowej Soli było Towarzystwo Przyjaciół Muzeum. Zatem to nasi pierwsi lokalni patrioci postanowili tym głazem dać trwały ślad polskości tych ziem, dekorując go napisem z białych liter na czerwonej tablicy„966-1966 Byliśmy – Jesteśmy – Będziemy”. Stanął nad brzegiem matki Odry, bo głaz, podobnie jak rzeka, jest znakiem nieustannej nieskończoności. Sugerując się napisem na głazie, wydawać mogłoby się, że musiał stanąć tam w 1966 roku, było zapewne uroczyste przecięcie wstęgi, stosowne przemówienia, kwiaty i występ dzieci. Towarzyszyć musiały temu wydarzeniu gromady uczniów lokalnych szkół, to najbardziej pewna widownia takich uroczystości, biorąca w nich udział ochoczo i cierpliwie, wszak lepsza jest nawet najnudniejsza uroczystość niż dwie matmy pod rząd.

Tylko czy to był na pewno 1966 rok? Byłoby to logiczne – chrzest Polski 966, tysiąclecie Polski 1966, szczególnie na tych prastarych, piastowskich ziemiach, które na chwilę wyrwał nam zły Niemiec, ale na szczęście znów wróciły do macierzy.

Ale ciekawą historię przytacza Pan Krzysztof Wasyluk. „Pierwotnie był tam napis 960-1960. Pewnie w okolicach 1960 roku był jakiś propagandowy rozpęd, bo jakoś 960 z niczym konkretnym mi się nie kojarzy, a tysiąc lat zawsze od dowolnej daty może minąć. W 1965 lub na początku 1966 Maksymilian Kaczmarek, nasz wspaniały polonista z LO, wysłał mnie, Cześka Wodyka i kogoś jeszcze chyba też z naszej klasy (nie pamiętam) z tą tablicą na wózku do DOZAMETU, gdzie przerobili oba 0 na 6. Kto odbierał gotową tablicę też już nie pamiętam, chyba kto inny. Detal polega na tym, że napis „Byliśmy Jesteśmy Będziemy” wcale nie dotyczył 1000 lecia chrztu, lecz „powrotu na Ziemie Odzyskane”, a na tablicy były daty 960-1960 i ten głaz (i tablica) były bokiem do Odry, a frontem do portu.”.

Zatem uroczyste odsłonięcie było w 1960? Tajemnica głazu.

Stał ów pomnik w miejscu dość ustronnym, choć na wskroś spacerowym. W dość szarym, robotniczym mieście tereny nad Odrą zionęły kolorami i świeżością. To dlatego być może był wdzięcznym obiektem, by robić sobie z nim zdjęcia. Ciekawą historię opowiada Pan Marek Buganik: „Ktoś w latach 80. odkręcił ta tablicę i ukrył ją w krzakach pod mostem na Odrze, moi chłopcy z OHP ją znaleźli i przenieśliśmy ja na teren LOK , dalszej historii nie znam, ale później pojawiła się na kamieniu w parku naprzeciw kościoła i jest tam do dzisiaj”. Czy zatem ktoś odkręcił tablicę i ciepnął ją w krzaki, by zamanifestować niechęć do władz? Być może. Nowosolska ówczesna młodzież miała nawet w planach patriotycznie zbezcześcić ów pomnik radzieckimi napisami.

W połowie lat osiemdziesiątych pomyślano, aby ów pomnik przenieść w bezpieczniejsze dla niego miejsce, do parku naprzeciwko kościoła pw. św. Antoniego. Może z racji wieku było mu zimno w plecy od wilgoci Odry? Jak pokonywał tę drogę? Czy mieszkańcy oglądali się za nim, machali, kiedy jechał przez Nową Sól po raz pierwszy z bliska oglądając miasto?

Tego nie wiemy. Wiemy jedynie, że dziś stoi sobie na malutkim skwerku, patrzy na kościół i być może tęskni za czasami, kiedy ktoś robił sobie z nim zdjęcie. Może by do tego wrócić? Jak będziesz przechodzić obok, zrób sobie zdjęcie z kamieniem. Na pewno zrobi mu się miło.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content