Pamiętajmy o nich. Tyle wystarczy

Da się wejść w miejsca, które nie istnieją? Tak. Sześć lat temu wszedłem do nowosolskiej filii obozu Gross-Rosen, między baraki, między żydowskie dziewczyny z polskich miast. W ich szeregi z prostokątami z pasiaków naszytymi na plecach. Zależy mi, by ich los upamiętnić, ale też na tym, by jak najwięcej z nas, nowosolan, miało świadomość, co działo się 80 lat temu na terenie „Nitek”

Sześć lat temu, w styczniu 2015 roku, w 70. rocznicę likwidacji obozu w Neusalz, zacząłem się zastanawiać, dlaczego ta przerażająca historia jest tak mało znana. Jeden artykuł dyrektora naszego muzeum Tomasza Andrzejewskiego z 2010 roku, szczątkowe informacje w wydawnictwach o lubuskiej historii, tablica na ścianie internatu „Nitek”, wzmianki w dwóch książkach, niewiele więcej.

Zacząłem szukać materiałów na ten temat, w sierpniu 2015 roku powtórzyłem trasę ich marszu do Flossenburga, dla wielu z tysiąca dziewczyn marszu ostatniego. I kilka dni temu złapała mnie taka myśl: opowiadałem o tym fragmencie naszej historii na spotkaniach w bibliotece, prowadziłem lekcje w szkołach na ten temat, zapraszam co roku ludzi, by zapalili znicz pod tablicą na „Nitkach”, ale jak to możliwe, że sam szerzej nic o tym nie napisałem, by trafić do nowosolan? I dziś to nadrabiam. Wiem od razu, że z tego ogromnego materiału muszę wybrać to, co najistotniejsze, aby zmieściło się w tych 17 tysiącach liter, spacji, przecinków i kropek. I że to nie będzie wszystko, co wiem. Samych skrótów myślowych każdego z aspektów, czyli de facto tematów do opowiedzenia, mam około 60 tysięcy znaków. Ale liczę, że zbudujesz sobie czytelniku na tej podstawie wyraźny obraz obozu w Neusalz.

Kilka faktów wprowadzających

Trzeba zacząć od paru historycznych faktów, by zobaczyć pewne tło tych wszystkich wydarzeń w Nowej Soli.

Historia Obozu Pracy Przymusowej dla Żydów (Zwangsarbeitslager für Juden) przy fabryce Gruschwitza zaczyna się tak naprawdę w listopadzie 1939 roku. Wtedy zorganizowano obóz pracy dla stu Polek w wieku 14-20 lat z Leszna, Rawicza, Gostynia. Zostały tu skierowane przez niemieckie urzędy pracy. Pierwsze pracownice z Polski zamieszkały w budynku fabrycznym należącym do zakładów Gruschwitza. W 1940 przeniesiono je na drugą stronę obecnej ul. Wrocławskiej.

Stały tam już baraki, z których wcześniej korzystał RAD, czyli Reichsarbeitsdienst, organizacja skupiająca młodych Niemców, którzy przez pół roku pracowali dla Rzeszy. RAD w tych barakach trzymał sprzęt do prac polowych czy leśnych. Dobudowano kolejne baraki, wszak zapotrzebowania na pracowników było ogromne – kiedy młodzi Niemcy szli do wojska, nie było komu pracować. Ich zadania wypełniali pracownicy przymusowi i jeńcy wojenni.

Rozwój nowosolskiego obozu nastąpił wraz ze skierowaniem do fabryki nici robotników pochodzenia żydowskiego na początku 1942 r. Wcześniej Żydów w Polsce izolowano w gettach, powstało ich około 400. Tam też pracowali dla niemieckich firm. Jesienią 1940 r. rozkazem szefa SS Heinricha Himmlera powołana została Organizacja do Spraw Zatrudnienia Obcej Siły Roboczej. Kierowana przez Albrechta Schmelta organizacja przejęła całkowitą kontrolę nad zatrudnieniem ludności żydowskiej, tworząc system obozów pracy. Ale z czasem getta były za małe, a Żydów za dużo. Wszystko zmieniło się po naradzie w Wannsee pod Berlinem 20 stycznia 1942 roku. Tematem narady wysokiej rangi urzędników Rzeszy było omówienie ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, jak eufemistycznie określano rozpoczęte już ludobójstwo Żydów. Przydatni do pracy mieli zostać „zapracowani na śmierć”, reszta, nieprzydatni, jechała w ostatnią podróż: do Treblinki, Oświęcimia, Bełżca, Sobiboru.

Czytam wyrok śmierci”

30 stycznia 1942 roku przyjechał pierwszy transport Żydówek z getta w Sosnowcu, 158 dziewczyn w wieku 16-20 lat, wśród nich niespełna 18-letnia Ewa Borger, która tak opisuje wspomnienia z tego dnia: „Obóz był jeszcze niezamieszkały. Miał cztery baraki, każdy z nich miał trzy pokoje i korytarz, w każdym pokoju mieszkało 12 osób. Na ścianach leżał śnieg, była ostra zima. Odzież nam zostawiono, nosiłyśmy cywilne ubrania”.

16-letnia Wera Siegmann też przyjechała tym transportem. Wspomina tę chwilę tak: „Otóż za niedługo miałyśmy zobaczyć, co nam miało zastąpić dom rodzinny, rodziców, świat nauki, jednym słowem – wszystko. Pociąg stanął. Ciemno, głucho, beznadziejnie. Oczekiwała nas kobieta po spartańsku ubrana. Wyraz twarzy ostry i despotyczny. Włosy gładko zaczesane z tyłu w węzeł germański, okulary na nosie. Prowadzi nas do domu, na którym wyryte są słowa – „Es ist nicht nötig, daß ich lebe, wohl aber, daß ich meine Pflicht tue”, (nie jest konieczne, abym żył, ale bym wypełnił swój obowiązek – dop. red.). Zdawało mi się, że czytam wyrok śmierci na siebie. Słowianie witali ludzi chlebem i solą, w obozie witają nas łaźnią. A potem w samej koszuli na styczniowe powietrze”.

Musimy na to spojrzeć po ludzku, postawić się w tej sytuacji. Te 158 dziewczyn wysłano z getta w Sosnowcu z dnia na dzień, zabrano od rodzin i wysłano gdzieś w ciemność. Wyobraź sobie swoją 16-letnią córkę, że ci ją zabierają i w mroźną noc wysyłają pociągiem nie wiadomo gdzie. Albo wyobraź sobie 16-latko, że ktoś zabiera cię z domu i każe gdzieś jechać. A jak powiesz, że nie chcesz, to cię zastrzelą. I mamę, i tatę, i siostrę, i brata.

Kąpią cię, kwaterują w baraku z oblodzonymi ścianami. Czy w tę noc którakolwiek z nich zasnęła? Czego oczekiwały? Jak wielki musiał towarzyszyć im strach?

Od tego dnia na stację kolejową Neusalz przyjeżdżają kolejne transporty, głównie z gett na Śląsku, z Będzina, Sosnowca. Budowane są kolejne baraki. W sumie będzie ich 14, będzie w nich mieszkać przez kolejne trzy lata około tysiąca dziewczyn.

Te, które już tu są, pół roku później usłyszą od nowych dziewczyn taką historię, jak ta dziewczyn z getta w Będzinie i innych gett wokół Sosnowca, spędzonych 12 sierpnia 1942 roku na stadion w Sosnowcu.

12 sierpnia 1942 r. pod pozorem stemplowania dokumentów dokonano zbiórki 50 000 Żydów na terenie boiska klubu sportowego Hakoah. Żydzi mieli być dobrze ubrani, z zapasem jedzenia na jeden dzień. Stanęli na płycie stadionu, wtedy dookoła na koronie pojawili się żołnierze z karabinami maszynowymi. Po kilku godzinach w upale czekania ustawiono stoliki. Dzielono ludzi na cztery grupy: pierwsza to ci, którzy pracowali w rozmaitych firmach w gettach, ich puszczono do domów. Grupa druga – bez stałej pracy, ale zdatni do pracy – młodzi, silni. Trzecia – mogli pracować, ale albo byli słabi, albo mieli małe dzieci. Czwarta grupa – starzy, niedołężni, chorzy, rodziny z duża ilością dzieci.

Ludzie szybko zrozumieli, co się dzieje, zaczął się chaos, wkroczyła milicja żydowska, bili ludzi pałkami, ss-mani zaczęli strzelać. Znów kolejki, stanie do wieczora, na noc zostali na stadionie.

Drugi dzień to samo, kolejki, wpisy, ogromny bałagan, kałuże z wody, krwi, ekskrementów, leżący ludzie. Grupy 3 i 4 wyprowadzano ze stadionu, na dworzec, ponad 8000 osób od razu pojechało do Auschwitz i zginęli.

Przełóż to teraz na siebie czytelniku. Że całe nasze miasto upchnięte jest na stadionie przy 1 Maja. Że jest bicie, zabijanie i selekcja. Do której grupy będziesz należeć? Jaki cię spotka los? Że twoi rodzice, siostry, kuzynostwo, wiesz to, trafiają do wagonu i jadą na śmierć w komorach gazowych.

Fragment wspomnień jednej z więźniarek. Dziś już wiemy, że nikt nie zamierzał ich wysyłać do domu

Tych przydatnych dla Rzeszy rozesłano pociągami po obozach. Jedna z takich grup, około stu dziewczyn, trafiła ok. 20 sierpnia 1942 do Neusalz, potem kolejne, w sumie ok. 400 ze stadionu w Sosnowcu.

W 1943 kolejne transporty jadą do Neusalz, w tym 118 kobiet z filii Gruschwitz w Zielonej Górze. W kwietniu 1944 roku przyjeżdża 120 kobiet z Auschwitz, w sumie stan obozu oscyluje wokół 1000 kobiet.

W Gruschwitz Textilwerke na ok. 3500 pracowników jest tylko ok. 1000 Niemców, reszta to pracownicy przymusowi. Wszystkie dziewczyny przyjeżdżające do obozu widzą ten sam napis. I jego znaczenie jest proste: nie jest ważne, czy przeżyjesz, czy nie, pracuj, wykonuj sumiennie swoją pracę. Reszta jest mało istotna. Tak naprawdę jesteś tu nikim, ty to tylko twoja praca na rzecz firmy. Nie liczysz się jako człowiek.

Praca w fabryce? 12 godzin, dwie zmiany, 6:00 – 18:00 i 18:00 – 6:00. Rano pobudka o 4:00, apel, zbożowa kawa i 100 gram ciemnego chleba. W fabryce na obiad miska zupy z brukwi, pokrzyw, z resztek warzyw, odpadów. Po powrocie kubek tej samej niby kawy, chleb. Kalorycznie to ćwiartka zapotrzebowania dla osób wykonujących tego typu pracę. Nic dziwnego, że po kilku miesiącach wyglądały jak obleczone skórą szkielety. Śmiertelne wypadki były częste. Więźniarka w obozie w Neusalz została skazana na transport do Auschwitz po tym, jak jej ręka została zmiażdżona przez maszynę, ponieważ każdy wypadek z udziałem żydowskiego więźnia był postrzegany jako próba sabotażu. Codzienny strach, by nic sobie nie zrobić, bo to wyrok. Z drugiej strony były wycieńczone głodem, stąd nieustanny brak sił, a efektem nieuwaga i wypadki przy maszynach. I brak czasu na jakąkolwiek regenerację. Wyniszczyć, zajechać pracą jak najniższym kosztem. Te, którym nie wróżono szans na wyleczenie, wysyłano do Oświęcimia. A te których nie zdążono wysłać i umierały, drewnianym wozem jeńcy wywozili na cmentarz między Pleszówkiem a Modrzycą.

Ale próbowały sobie radzić – czasem coś ukradły, czasem zahandlowały, niektórzy pracownicy fabryki, nawet Niemcy, pomagali. Za to karano. Szeregową pracownicę Gertrud Sprenger za pomoc Żydom wysłano do obozu Ravensbruck, a potem do obozu w Dreźnie, filii Flossenburga.

Higiena i zdrowie? Kiedy więźniarek było mniej, panował względny porządek, potem sytuacja się pogorszyła, brudne łóżka, pluskwy. Kąpiel raz w tygodniu, ale bez ciepłej wody. Nie było proszku do prania ani mydła, raz w tygodniu mogły robić pranie. Czasami udało się im umyć w ciepłej wodzie przy maszynie w fabryce, ale trzeba było uważać, żeby nikt nie złapał. W obozie w czerwcu 1944 pojawił się lekarz, Jadwiga Lenartowicz, ale nie miała wystarczających medykamentów, by leczyć cięższe przypadki. Te wysyłano do lekarza zakładowego i to on decydował o być albo nie być. Albo leczenie, albo wyjazd do Auschwitz.

Kary? Powszechne. Golenie głowy, bicie, wielogodzinne stanie na placu apelowym, także w zimie, obcięcie racji żywnościowych, bicie batem, zabranie niedzielnego posiłku, wysłanie do Oświęcimia.

Te młode dziewczyny też przecież próbowały w jakikolwiek sposób żyć czymś innym. Dopóki działała poczta, pisały listy, czasem dostawały paczki. Zbierały widokówki, rysowały, pisały wiersze, modliły się, śpiewały piosenki. Czystą perwersją w tej sytuacji było wieczorne rozmawianie w barakach o tym, co się gotowało w domu, na święta i na co dzień, odtwarzanie domowych książek kucharskich. Były też żarty, humor podtrzymywał je przy życiu. Śpiewały też sobie.

W 1944 roku obóz w Neusalz wpięto w struktury obozu Gross Rosen. Władzę przejęło SS. Zaczął się najciemniejszy czas. Terror i niepewność przeżycia dnia.

Przeczytaj słowa dziewczyn

Najbardziej wartościowymi archiwaliami są zawsze słowa samych dziewczyn z obozu. Pamiętam, jak znalazłem pierwsze dwa wspomnienia w archiwum Uniwersytetu Lund w Szwecji i ciarki poszły mi po plecach, że to znalazłem. Przez te kilka lat pracy nad historią obozu uzbierałem w sumie kilkadziesiąt. Źródła? Mogę śmiało powiedzieć: cały świat: Szwecja, Finlandia, Izrael, USA, Australia. I zdarzały się cuda, serio. W jednym ze stanowych uniwersytetów w USA znalazłem informację, że mają pewien dokument, listę dziewczyn z obozu w Neusalz z podziałem na miasta pochodzenia. Nie był dostępny online. Zatem napisałem mail do pani Feigi Weiss, dyrektorki biblioteki uniwersyteckiej. Że tak i tak się nazywam, tym się zajmuję i proszę o skan dokumentu. Pani Weiss odpisała. Wysłała skan. I dopisała, że jej mama był w obozie w Neusalz. Wyobrażacie to sobie?

Poniżej przeczytacie wspomnienia dziewczyn. Wczytajcie się w to.

***

Gussie Zaks, nazwisko panieńskie Ungluck, ur. 1.01.1926, Kłobuck

Najpierw była w obozie w Blechhammer (Blachownia koło Kędzierzyna Koźla), w 1942 trafiła do Neusalz. Aby wydawała się wyższa przy selekcji, sąsiadki uniosły ją łapiąc pod pachy, tak trzymały kilka godzin stojąc w dalszym szeregu. Dzięki temu przeżyła, reszta jej rodziny pojechała do Treblinki. Nazwisko Ungluck po niemiecku znaczy nieszczęście. W obozie w Neusalz nadzorca nazywał ją „mein kleines ungluck” – moje małe nieszczęście. Pracowała na polu przy zbiorze lnu.

„To była bardzo ciężka praca, często w mrozie, pracowało nas około 100.

Miałyśmy szczęście, że trafiłyśmy właśnie tam. Jeśli nie trafiłabym do Neusalz, prawdopodobnie by mnie tu nie było. Pobudka, praca, powrót, posiłek i spać. To wszystko. Co wieczór mówiłam: Boże spraw, abym obudziła się następnego ranka.

Rozmieszczenie baraków obozowych nałożone na współczesną mapę

Najgorzej było w 1944, kiedy z więzień powyciągali kobiety i zrobili z nich ss-manki. Były gorsze, niż mężczyźni. Któregoś piątku pod koniec pracy zobaczyłam, że w polu leży ziemniak. Pomyślałam: zabiorę go w poniedziałek. Ale nie mogłam ufać nawet najlepszej przyjaciółce. W poniedziałek chciałam tego ziemniaka wziąć, pilnowało nas pięć ss-manek. Nie mogłam go znaleźć, szłam coraz szybciej i szybciej, żeby go odnaleźć i wtedy zrozumiałam, że zbiegam z góry, na dole akurat przejeżdżał pociąg i wtedy zaczęły do mnie strzelać, bo myślały, że chcę uciec.

Wróciłam z rękami uniesionymi w górę, strasznie mnie pobiły, cała krwawiłam. Powiedziały, że spiszą mój numer i mnie wyślą do Auschwitz”.

Miriam Szlezynger urodzona 28.03.1923 r.

„Moja praca nie była zła, sprzątałam, moja siostra jednak ciężko pracowała w polu w zimnie, w deszczu, źle ubrana. W pracy nas bito za najmniejsze przewinienie. Najcięższa praca była dla nas. Chorowałyśmy na płuca. Często robiono badania, lżej chore próbowano leczyć, ciężej chore lub ranne wysyłano do Auschwitz. Jednej z dziewczyn maszyna wciągnęła włosy. Oskalpowało ją i zmarła.”

Szyfra Rajzman urodzona 15.02.1923 r.

„Przydzielono nas do różnych działów. Appretur, Spinnerei, Feuchtpinnerei, Kämmerei, Baumwolle. Za najcięższą pracę uchodziła praca w tzw. Reste, przy zbieraniu i rozkładaniu lnu w polu, i w Spinnerei. – „Reste” miało najgorzej; cały dzień wystawione na działanie słońca czy deszczu, zimą mrozu miały latem ciało poparzone od słońca, a zimą poodmrażane kończyny. Raniły sobie lnem i różnem zielskiem ręce, z trudem podnosiły wiązki górę. W Spinnerei znowu praca bardzo niebezpieczna, dużo kurzu i szalone tempo, ciągle praca biegiem. Wiele było nieszczęśliwych wypadków przy pracy, wkręcenie w maszyny rąk, palców, głowy. Kiedyś maszyna zerwała którejś skórę głowy z włosami, Dużo dziewcząt zapadało od pyłu na płuca. W Feuchtspinnerei gniły palce od ciągłego moczenia rąk, praca równie niebezpieczna jak w Spinnerei i takie samo tempo. Co pół roku były prześwietlenia, badano, czy jesteśmy zdrowe. Jeśli prześwietlenia wykazały poważniejsze zmiany w płucach. odsyłano chore do Sosnowca, stamtąd zabierała je karetka do Auschwitz. Opowiadały to znajome, które widziały taki transport. Traktowanie majstrów było na ogół niezłe. Było jednak kilku bardzo niedobrych, n.p. majster w Feuchtspinnerei bił okropnie”.

Likwidacja

Już na początku stycznia 1945 roku w obozie czuć było napięcie. Wiadomo było, że koniec wojny jest bliski. Słyszały nocne salwy sowieckiej artylerii. „Ale niepewność wiązała się co z nami zrobią. Czy zwołają wszystkie i zabiją? Wywiozą do „piekarnika”?”, Tak mówiły więźniarki na oświęcimskie krematoria.

W niektórych źródłach jest mowa o tym, że pod koniec 1944 roku miało dojść do likwidacji obozu w Neusalz, a wszystkie więźniarki miały być wywiezione do Auschwitz. Wtedy rzekomo w ich obronie stanął dyrektor fabryki, który powiedział, że przez to mu padnie produkcja, a to dla niego jest już sabotaż, bo zakład pracuje dla wojska. Na nocnych zmianach w fabryce majstrzy studiowali mapy i liczyli, ile jeszcze czasu zostało.

W obozie zaczyna się bałagan, nikt nie pilnuje porządku, rozluźnienie spowodowane napięciem i niepewnością, co będzie. Pewnego dnia więźniarki dostają przydziały – jakieś ubrania, po dwa chleby, marmoladę, margarynę. Wiedzą, że gdzieś mają pojechać czy pójść. Boją się, że to koniec. Piszą listy pożegnalne, wieszają na ścianach baraków. Za wszelką cenę szukają jakichkolwiek dodatkowych ubrań, bo zima w styczniu 1945 jest okrutna.

26 stycznia 1945. Poranny apel. 1000 kobiet zostaje podzielonych na trzy grupy. Co czują, kiedy idą obok parku Gruschwitza, obok biblioteki, dzisiejszego LO? Że na dworzec? Do pociągu i do Auschwitz? To po co dali jedzenie? Każdą grupę prowadzi ok. 10 strażników – dwóch wachmajstrów i strażniczki SS z obozu.

Tak zaczął się ich marsz do Flossenburga. Ginęły po drodze z głodu i wycieńczenia, zabijane strzałami przy próbach ucieczki, zatłuczone kolbą.

To wszystko działo się tu, u nas, na „Nitkach”. Nie wypada o tym nie pamiętać, bo póki pamiętamy, one wciąż żyją. Ich tragiczny los wpiął się w strukturę miasta, tu się zmaterializował. 1000 dziewczyn. 1000 żyć. I trzeba to wiedzieć.

***

Powstanie historyczny barak? Jest na to szansa

Projekt zakwitł około rok temu, potem uległ pewnym rozsądnym modyfikacjom. Wskutek pandemii i zamknięcia świata w marcu 2020 nie dało się za wiele zdziałać, wszystko stanęło w miejscu. Myślę, że teraz jest dobry moment, aby z tym ruszyć, zacząć działać, by następna rocznica, którą czcimy co roku, 26 stycznia, miała nieco inny wymiar.

Adaptacja pomieszczenia przy Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 Nitki na potrzeby upamiętnienia funkcjonowania filii obozu Gross-Rosen w Nowej Soli.

Do założenia tzw. stowarzyszenia zwykłego, które zawsze jest bardziej oficjalną formą reprezentacji grupy ludzi, wystarczą trzy osoby. Ktoś chętny?

Jestem przekonany, że idea ma wsparcie instytucji publicznych – Urzędu Miasta, Starostwa Powiatowego, Muzeum Miejskiego.

Szukam rozsądnego sposobu ogłoszenia zrzutki, może ktoś ma doświadczenie i zechce doradzić, jak to poprowadzić.

Szukam osób chętnych do pracy nad tym projektem – głównie silnorękich, którzy mogą poświęcić kawałek czasu na rozmaite prace, ale też mogących pomóc w urządzaniu tego mikromuzeum.

Czekam na sugestie.

Samo się nie zrobi, nikt za nas tego nie zrobi. A uważam, że warto, że wypada, że trzeba.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content