Psi zaklinacz [NAD KUBKIEM HERBATY]

– Kiedy robiłem papiery tresera, myślałem, że będę pracował ze zwierzętami. Nieprawda, tu pracuje się z ludźmi. I to jest najgorsze, co może być – opowiada opiekun tymczasowy zwierząt adopcyjnych i psi zaklinacz, jak mówią o nim na mieście, Erwin Straka

Szkoleniowiec psów to nie jest zawód tak regulowany jak lekarz. Tak naprawdę według prawa to każdy sobie może szkolić psy. To nie jest tak, że musisz zrobić szkołę, zdać egzamin itd. Drwalem też można zostać bez szkoły dla drwali. Ale jeśli już mówimy o zawodzie związanym z kształtowaniem zachowań u psów, to szkoleniowiec psów czy behawiorysta w żadnym rozporządzeniu w Polsce nie istnieją. Jest tylko treser. Tak uznało ministerstwo. Kropka.

Jak ugrzecznić jazgotkę

Nie ma psa nie do ułożenia, tylko do każdego trzeba podejść indywidualnie. I to wymaga nakładu czasu.
U „toyków” – malutkich psów typu pinczer – czy maltańczyków podstawowym błędem jest nieuczenie ich pożądanych zachowań od pierwszej chwili. Piesek jest mały, ładny, kudłaty, więc pozwala mu się na wszystko. Z czasem jednak właścicielowi zaczyna przeszkadzać, że psiak wchodzi na kanapę albo szczeka za każdym razem, jak ktoś wchodzi do domu.

Pokazanie psu po dłuższym czasie, że trzeba inaczej, jest oczywiście możliwe. Ale wymaga cierpliwości, konsekwencji i chociaż podstawowej wiedzy na ten temat.

Samo gadanie „cicho” czy „przestań” na niewiele się zda. A wręcz przynosi odwrotny skutek – pies kojarzy, że jak szczeka czy skacze na powitanie, to właściciel reaguje, czyli – w jego odczuciu – wszystko jest dobrze.
Lepiej będzie np. ignorować takie zachowania. Pies robi: „Hura, pan! Pan!”, a właściciel traktuje go jak powietrze. Pies skacze, a właściciel idzie, jakby psa nie było. Jeśli po drodze pies będzie szturchnięty albo mimochodem zmuszony do odskoczenia – trudno. Jeśli będzie ignorowany, gdy zachowuje się w niepożądany sposób, zakoduje, że skakanie i szczekanie jest równe z brakiem reakcji. Nie będzie więc wzmocnienia niechcianego zachowania.

Oczywiście tego „traktowania jak powietrze” nie można stosować wtedy, gdy pies robi komuś krzywdę. Wtedy reagowanie jest absolutnie konieczne. Natomiast w przypadku, gdy tylko jest głośny lub nachalny przy powitaniach, często wystarczy go jedynie zignorować i wtedy możliwe, że sam zrezygnuje z takich zachowań. To najprostsze rozwiązanie, ale wymaga konsekwencji i uprzedzenia przychodzących gości, by także ignorowali zwierzę, jeśli zachowuje się nie tak, jak chciałby właściciel.

Można też nauczyć psa komendy „daj głos”. I w sytuacjach, gdy nikt nie wchodzi do domu, powtarzać mu tę komendę od czasu do czasu, w nagrodę dając chrupka, jeśli ją wykona. A jeśli będzie szczekał w sytuacjach niechcianych, wtedy całkowicie psa ignorować. To może pomóc w oduczeniu szczekania w tych momentach, kiedy my sobie tego nie życzymy. Pies kojarzy szczekanie z nagrodą, którą dostaje tylko w określonej sytuacji, gdy wykonuje komendę. To jedna z metod, które mogą modyfikować zachowanie w sposób chciany czy aprobowany przez właściciela. I odbywa się to na zasadzie – teraz to ja nie szczekam, bo nic z tego nie mam. Poszczekam, jak pan powie „daj głos”, to będę miał chrupka.

Jeśli właściciel będzie z psem systematycznie ćwiczył, wówczas moderowanie zachowania zwierzęcia będzie efektywne.

Najpierw imię

Zawsze, gdy uczysz psa czegokolwiek, najpierw należy wypowiedzieć jego imię, a dopiero później komendę. Pies musi skupić na właścicielu swoją uwagę i dopiero wtedy można mu podać polecenie, żeby wiedział, że coś chcemy konkretnie od niego.

To jak z mężem. Mówisz mu: „Józek, zrób mi kawę”. I wtedy Józek wie, że to na pewno on tę kawę ma zrobić, a nie tak sobie coś gadasz do nie wiadomo kogo. Spróbuj kiedyś. Działa [śmiech]. Tak samo jest z psem: musi skupić na tobie uwagę, spojrzeć na ciebie i dopiero potem może paść jakaś komenda typu: siad, leżeć, daj łapę.

Druga rzecz: komenda powinna być krótka. Podobnie jak imię. Jeśli nauczysz psa, że Dupa to jego imię, to pies będzie wiedział, że Dupa to on i będzie na to słowo reagował. Psa można nazwać jakkolwiek, byle wyraz nie był długi. Od urody imienia ważniejsze jest, żeby było krótkie.

Podobnie jest z komendą. Psu prościej jest nauczyć się kojarzyć łatwe, niedługie, najlepiej jedno- lub dwusylabowe wyrazy niż długie i złożone elaboraty: „Wielce szanowny Adalbercie, czy mógłbym cię uniżenie upraszać, abyś w łaskawości swojej był uprzejmy spocząć sobie”. Łatwiej i sensowniej powiedzieć: „Reks, siad!”.

Do każdego trzeba podejść inaczej

Jeśli chodzi o jakieś podstawowe porady, to nie ma jednego przepisu na wychowanie, który działałby u każdego psa. Inaczej trzeba podejść do psa ze schroniska, który cholera wie co przeszedł i nie znamy jego historii, a inaczej, jeśli mamy do czynienia z psem z hodowli, w której zwierzęta są tak samo układane.

Najpierw trzeba mieć jakąkolwiek wiedzę o zwierzęciu, o jego historii.

Pies może być lękliwy albo agresywny, czy wycofany. Do każdego trzeba podejść indywidualnie. Swego czasu prowadziłem dom tymczasowy dla zwierząt. Brałem biedy, których nikt nie chciał. Maksymalnie dwa psy. Teraz już takiego domu nie prowadzę, a Atos, który z nami idzie, jest ostatnim przygarniętym sierotą. Te koty, które się tutaj przy nas snują, też są moje.

Miałem psa o wdzięcznym imieniu Budyń. Nieszczęśnik przez pięć lat żył w szafie na buty. Zabrano go od jakiejś kobiety chorującej na schizofrenię i trafił do mnie. Budyń, kiedy pierwszy raz wyszedł na zewnątrz, to na widok słońca zaczął piszczeć. Nigdy przedtem go nie widział. Początkowo nikomu nie pozwalał się dotknąć. Generalnie wszystkich chciał zjeść, co przy jego niewielkich gabarytach nie tyle było niebezpieczne, co męczące. Robił pod siebie. Chyba ze trzy miesiące z nim walczyłem, zanim trochę się ogarnął. Miałem klatkę postawioną na środku pokoju. Tylko w niej mógł przebywać. Zacząłem uczyć go załatwiania potrzeb na dworze. Co rano rozgrywała się półgodzinna walka, żeby zechciał wyjść z klatki. Po spacerze kolejne pół godziny, żeby do niej wszedł. Ale czynności powtarzałem regularnie do czasu, gdy można już było z klatki zrezygnować.

A towarzyszący nam Atos został zabrany z wioski, z gospodarstwa, po którym biegała masa niczyich psów. Ktoś je tam dokarmiał, ale generalnie były zaniedbane. Ten mój model wszystkiego się bał.

Jak do takiego lękliwego psa podejść? Po pierwsze – nie na siłę! Nie głaskać, bo „taki biedny piesek”. Nigdy do psa lękliwego nie podchodzimy natarczywie, na zasadzie „chodź pieseczku, wszystko będzie dobrze: Maksio, Reksio, Zenek, Bębenek”. Żadnego głaskania i wygadywania pierdół. Pies nie ma pojęcia, o co człowiekowi chodzi. Nie wie też, czego może oczekiwać, a raczej niczego dobrego się nie spodziewa.

Atos przez dwa dni nie wychodził spod stołu. I ja mu nie wkładałem misek z wodą i jedzeniem pod ten stół, tylko kładłem je pół metra dalej. Jak chciał zjeść, napić się, to musiał kawałek wyjść. I ja mu tę miskę systematycznie odstawiałem, aż któregoś dnia po prostu wyszedł. A później z nami zwyczajnie został.

***

Najczęściej ludzie biorą psy, bo im się podoba wygląd albo z jakichś powodów im pieska szkoda. Niestety, zbyt często nie wiedzą, co z tym psem później trzeba robić. A jak już wymyślą, że warto by było go wyszkolić, to oczekują, że stanie się to bez ich udziału. Może rozczaruję niektórych, ale tak się nie da.

Oczywiście, że treser może wziąć psa do siebie na miesiąc i go szkolić. Tylko później pies słucha tresera. To bez sensu i przecież nie o to chodzi.

Pies ma słuchać właściciela, dlatego szkolenie zaczyna się u właściciela w domu, w miejscu, gdzie pies spędza najwięcej czasu.

Z jakiegoś powodu ludzie myślą jednak, że jak przyjeżdża pan specjalista od piesków, to pociągnie za ogon, trzy razy stuknie w ucho, wykręci łapy i pies się słucha. Podejście jak do komputera. To mniej więcej tak, jakbyś poszła na siłownię, wzięła sobie trenera i powiedziała, że chcesz mieć fajny brzuch. On powie na to, że spoko: taka dieta, takie ćwiczenia. Ale przecież za ciebie tych ćwiczeń nie zrobi. Z psami jest dokładnie tak samo. Ludzie jednak uparcie chcą, żeby pan przyszedł i to zrobił, bez ich udziału. Tak się nie da.

Jeśli właściciel chce mieć ułożonego psa, to po pierwsze – musi wiedzieć, czego od psa chce. Po drugie, musi znaleźć czas i cierpliwość, by z nim regularnie i konsekwentnie pracować.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content