Borowiki na obozie

Lekcje survivalu, liczne konkurencje sportowe, bitwy muzyczne, pływanie i wiele innych atrakcji – tak w skrócie wyglądał tygodniowy obóz, który przede wszystkim dla dzieci z Borowa Wielkiego zorganizowało Stowarzyszenie Borowik

Nad Jezioro Sławskie do Lubiatowa pojechały dwie grupy: ponad 30 dzieci, jak i kilkoro dorosłych, którzy spędzili na obozie mniej czasu, ale również zaliczyli bardzo ciekawy kurs z nauki przetrwania, czyli survivalu.

– Za nami już budowa schronienia w różnych warunkach. Uczyliśmy się wykorzystania do tego celu zarówno materiałów naturalnych, jak i sztucznych oraz wyjaśniliśmy sobie, że np. zbocza i sąsiedztwo drzew z suchymi gałęziami to nie jest dobry wybór na budowę. Obozowicze robili to po raz pierwszy, ale dobrze wyłożona teoria szybko znalazła odzwierciedlenie w praktyce – chwali uczestników Dariusz Mitręga, instruktor survivalu.

Wśród kolejnych zadań była m.in. obsługa busoli, czytanie mapy i nanoszenie na nią punktów, nauka sygnalizowania miejsca pobytu np. w czasie katastrofy, rozpalanie ognia z użyciem krzesiwa i łatwopalnych materiałów, jak kora brzozy, smolak czy trawa, a także… nauka pakowania plecaka.

– Wbrew pozorom to jest bardzo ważne. Ze względu na to, czy szykujemy się na jednodniową wycieczkę, czy dłuższa wyprawę, przestrzeń plecaka powinno się wypełnić tak, żeby nic nas nie uwierało i nie utrudniało marszu. A po drugie, są rzeczy, które np. przy załamaniu pogody będą nam potrzebne szybko, a inne mogą leżeć na dnie plecaka – wyjaśnia pan Dariusz.

– Szczególnie dla dzieci taka nauka poprzez zabawę jest bardzo efektywną formą przekazywania wiedzy, która w najmniej oczekiwanym momencie może nam się przydać – dodaje instruktor.

W grupie dorosłych była m.in. Edyta Wijatkowska, nauczycielka szkoły w Borowie Wielkim oraz Szymon Woźniak i Dominik Jagodziński – członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej w Studzieńcu.

– Nie ma wątpliwości, że wiele się nauczyliśmy. Nawet jak coś nie wychodzi za pierwszym razem, to z podpowiedziami naszych instruktorów potrafimy wykonać każde zadanie – mówiła pani Edyta.

– Już dawno chodził nam po głowie właśnie taki obóz, dlatego jak teraz okazało się, że możemy wziąć w nim udział, to nie wahaliśmy się ani sekundy. Pojechaliśmy i nie pytaliśmy nawet, dokąd nas wiozą – śmieje się Szymon. – Warsztaty z survivalu są super. Są ciekawe, uczą rzadko spotykanych umiejętności. Jesteśmy zaskoczeni, że program jest aż tak bogaty i że nie podchodzi się do nas jak do osób, które przyjechały się pobawić nad jeziorem, a naprawdę chce się nas czegoś skutecznie nauczyć – dodawał Dominik.

Obóz był wielką frajdą dla ponad 30 dzieci, które wzięły w nim udział. Jak przyznawała młodzież, w pierwszych dniach trochę się rozbrykali… – Złamaliśmy kilka punktów obozowego kontraktu, np. wysmarowaliśmy pastą kilka klamek do pokoi – wspomina z uśmiechem Oliwia Ilczyszyn.

Nauki oczywiście też nie zabrakło. – Panowie dużo nam pokazali. Poznaliśmy np. kalendarz trójek: trzy minuty można wytrzymać bez tlenu, trzy godziny w ekstremalnych warunkach pogodowych, trzy dni bez wody i trzy tygodnie bez jedzenia – wyliczał Bartosz Wójtowicz. – Jest tutaj bardzo fajnie. Ciekawe miejsce i dużo nowych ludzi – podkreślała Karolina Musiał.

Najmłodsi obozowicze uczyli się podobnych sprawności survivalowych, jak dorośli. Poza tym zaliczyli również przyspieszony kurs strzelania z karabinku, pokonywali tzw. most komandosa i w losowo ustalonych grupach wzięli udział w licznych konkurencjach sprawnościowych.

– Powiązani sznurkiem nosili wodę z jeziora do odpowiedniego wiadra czy też przemieszczali się w trzech połączonych ze sobą parach spodni. To wszystko miało na celu sprawdzenie, jak bardzo potrafią zsynchronizować swoje ruchy i jak się ze sobą dogadują – mówi koordynatorka obozu Bożena Skoczeń. – A wieczorami, już po warsztatach, dzieci pisały kroniki i bawiły się np. podczas muzyczno-tanecznych bitew na dyskotece. Cieszę się, że podczas tych bitew byli bardzo śmiali i aktywni, bo to pokazuje, że wcześniejsze działania Borowika nie idą na marne, a mam w tym przypadku na myśli warsztaty taneczne. Nie mogę też nie dodać, że obóz niespodziewanie zyskał swoją maskotkę, którą okazał się kot Ramzes – dodaje pani Bożena.

– To już trzeci raz, gdy jako stowarzyszenie organizujemy darmowy obóz dla dzieci. Gdyby nie to, część z ich nigdzie by w ciągu wakacji nie wyjechała. A tak mogą coś zobaczyć, czegoś się nauczyć, spędzić aktywnie czas – mówi opiekunka grupy Dorota Popiół. – To dowodzi, że warto działać, bo bez względu na to, w jakiej miejscowości mieszkamy, możemy sięgnąć po możliwości, których nie brakuje. Trzeba tylko chcieć z nich skorzystać – dodaje pani Dorota.

Obóz był elementem wielkiego projektu działań społecznych pt. „Kalejdoskop”, na który Borowik otrzymał dofinansowanie z programu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. W kolejnych miesiącach wydarzą się jeszcze m.in.: warsztaty taneczne, dziennikarskie, z rękodzieła, patriotyczna gra terenowa czy też żywa lekcja historii.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content