Szczęśliwa „ósemka” Solanina

Konrad Paszkowski (z lewej) i Grzegorz Potęga, uzupełniający się duet solaninowych dyrektorów-kinomaniaków (fot. K. Klimkowska)

O organizacji 8. Solanin Film Festiwalu, o tym, jaki miał przebieg i dlaczego wypadł aż tak dobrze, z dyrektorami imprezy Grzegorzem Potęgą i Konradem Paszkowskim rozmawia Artur Lawrenc.

Artur Lawrenc: Zgadza się, że 8 SFF, który gościł u siebie zmodernizowany Nowosolski Dom Kultury, była najlepiej zorganizowaną dotychczas edycją?
Grzegorz Potęga: Tak, NDK spełnił w pełni nasze oczekiwania, dodał blasku i jakości. To miejsce stało się naszym centrum, którego do tej pory nie mieliśmy. W „Odrze” było mało miejsca, w Bibliotece też nie było najlepiej, a w NDK do dyspozycji mieliśmy tyle pomieszczeń, ile potrzebowaliśmy. Trudno sobie wyobrazić kolejnego Solanina gdzie indziej.
Konrad Paszkowski: NDK to XXI wiek. Nasze centrum festiwalowe nigdy nie było na takim poziomie technicznym, jak tam. Przez pięć dni NDK zdecydowanie był naszym domem.

Zmieniła się siedziba Solanina, ale chyba również zmieniło się postrzeganie festiwalu przez sponsorów i instytucje. Rekordowa liczba podmiotów wsparła organizację imprezy w tym roku?
KP: Poziom wsparcia rósł tak do 5. edycji, a już w 2013 roku był na takim poziomie, jak dziś. Natomiast mniej pieniędzy i więcej kłopotów organizacyjnych było przez ostatnie dwa lata, a to zawsze powoduje, że dużo trudniej przedstawić swoją ofertę i porozumieć się ze sponsorami. Tym razem już w kwietniu, po otrzymaniu  dofinansowania z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, wiedzieliśmy, że to znów będzie poziom z 2013 roku.
GP: Liczą się szybko uzyskane gwarancje finansowe, od tego zależą późniejsze możliwości promocyjne festiwalu. Jeśli odpowiednio wcześnie wiemy, że na konkretne punkty będzie nas stać, na konkretnego artystę, film, i nie musimy niczego „kleić” na siłę, to można zrobić dokładnie to, co się zamierzało.
KP: Inaczej niż poprzednio przez ostatnie dwa miesiące przed festiwalem mogliśmy się skupić już tylko na jego promocji, a nie organizacji, bo wszystko było dopięte – pieniądze, program, itd.
To pomaga w pozyskaniu partnerów, patronów medialnych.

Kolejny raz Solanin ściągnął do miasta ciekawych ludzi świata filmu. Jak zapamiętacie tegoroczne jury?
GP: Przez osiem lat właściwie każdy skład jury był inny, a przy tym świetny. Tegorocznych zapamiętam jako: Szymon Bobrowski – człowiek dynamit, dusza towarzystwa, cały czas uśmiechnięty i mający coś do powiedzenia; Łukasz Simlat – skupiony, skoncentrowany, niby nieobecny, ale jak już coś powiedział, to wszyscy byli rozwaleni; Gabriela Muskała – zastanawialiśmy się jaka to będzie osoba, a była bardzo otwarta, bezpośrednia, jednego dnia rano wskoczyła w buty sportowe i poszła z Konradem biegać, super kobieta; Kuba Czekaj – artysta młodego pokolenia, niby schowany, ale na obradach jury pełen przemyśleń, skrupulatnie notujący w pamięci wszystko; Michał Wiraszko – jedyny w składzie muzyk, rockendrollowiec z krwi i kości, który potrafił odnaleźć się w filmowym świecie, zaangażowany w Solanina na 100 procent, choćby poprzez wypełnianie pubu Kaflowego do wczesnych godzin porannych.
KP: Jesteśmy z gośćmi przez cztery pełne dni, w kinie, na obiadach, trzymamy się razem, oni integrują się z nami i ze sobą, wymieniają poglądy. Każdy skład
to niepowtarzalna mieszanka ludzi, którzy często się znają, ale jako skład jednego jury ze sobą nie pracowali. Tegoroczni jurorzy na początku obiecywali, że werdykt będzie szybki, ale potem dyskusja jednak była długa. Każdy miał swoje przemyślenia, pokazał charakter. Po raz pierwszy nie przyznano wyróżnień dla filmów kina niezależnego, bo jury uznało, że to jeszcze mocniej podniesie rangę zwycięzców. I to nas cieszy, że zaprosiliśmy osobistości, które się zaangażowały i chciały wyciągnąć z kina offowego to, co najlepsze.

Przed ostatnim festiwalem otrzymaliście blisko 250 zgłoszeń konkursowych. Raz było to ponad 300, generalnie nigdy mniej, niż 200. Jak po ośmiu latach oglądania kina amatorskiego i offowego, które w pierwszej kolejności sami oceniacie i kwalifikujecie lub nie do konkursu, oceniacie jego poziom i rozwój?
KP: Zawsze trafia się sporo świetnych filmów, które potem zdobywają również nagrody na międzynarodowych festiwalach kina profesjonalnego offowego. Jest natomiast pewien problem z kinem niezależnym amatorskim i nie wiem, w którą stronę ono zmierza. Oglądam wszystko co dostajemy, a kina amatorskiego zawsze napływa więcej, i widzę, że to technicznie coraz wyższy poziom, pojawiają się w nim profesjonalni aktorzy, ale brakuje historii, prawdy, tego, co charakteryzowało kiedyś ten nurt. Jakby twórcom brakowało serca, wręcz czasem nie wiem, po co niektóre filmy powstają. Oby ten rok był tylko wyjątkiem, wypadkiem przy pracy, po którym amatorzy przestaną gonić za techniką, a skupią się na jakości scenariusza. Dobrze, że są takie perełki, jak tegoroczny „Wojtek”, który absolutnie skradł serca jurorów i według nich był w swojej kategorii jedynym filmem spełnionym.

Solanin to zawsze masa pracowitych „mróweczek” – Solanizatorów i wolontariuszy, których nie widać, ale którzy pewnie są jego cichymi bohaterami.
GP: Oczywiście, impreza nie udałaby się, gdyby nie zespół ludzi, którzy robią swoje, a których w czasie festiwalu, w tym zabieganiu, nawet sami często nie dostrzegamy. Dopiero potem, gdy przeglądam zdjęcia, widzę pracę, jaką wykonali. W tym roku organizacja wypadła też lepiej dzięki temu, że podzieliliśmy ich na dwa piony: pierwszy odpowiedzialny stricte za biuro prasowe, drugi pilnujący wszystkiego, co działo się wokół projekcji. W naszej ekipie są ludzie dłużej lub krócej, ale zawsze mocno związani z Solaninem. Bez względu na to, czy możemy ich za to finansowo wynagrodzić, czy nie, to oni są zadowoleni. Do tego w tym roku wróciliśmy do pomysłu pozyskania blisko 10 wolontariuszy, co również wypaliło. Trochę pracowali, trochę oglądali filmy, kręciło ich samo bycie na festiwalu.
KP: Na pewno kolejny raz zespół fotografów spisał się świetnie, dodatkowo jednak udało się po raz pierwszy rozkręcić dział wideo, który zawsze był naszą piętą achillesową. Już po pierwszy dniu można było oglądać klipy z Solanina w internecie, czego też nie udałoby się bez możliwości NDK – dostępu do sali ze sprzętem, gdzie mogliśmy o dowolnej porze dnia i nocy zmontować filmik i go wrzucić do sieci.

Odpoczynek po zakończeniu Solanina potrwa pewnie tylko chwilę. Kiedy i od czego zaczynają się przygotowania 9. edycji?
KP: Na pewno jesienią chcemy pozyskać sponsorów prywatnych. Również w tym czasie trzeba już pisać wnioski do PISF, do Ministerstwa Kultury. Wiemy, co robić, a dodatkowo energia, która się wytworzyła przy 8. Solaninie, spowodowała, że inni Solanizatorzy również chcą pracować przy nim cały kolejny rok i z wieloma sprawami nie trzeba będzie czekać.
GP: Może się wydawać, że festiwal to tydzień przygotowań, pięć dni imprezy i w zasadzie tyle, ale tak nie jest. Jeszcze nie myślę o 9. Solaninie, bo przede mną niezwykle trudne zadanie rozliczenia zakończonej edycji. Wniosków do samorządów terytorialnych, łącznie z PISF, było cztery, każdy inny i każdy musi być w określonych procedurach rozliczony, co potrwa najbliższe dwa miesiące. Do tego już wiem, że do zapłacenia są najwyższe jak dotychczas podatki, bo umów było około 40, dwa razy więcej, niż dotychczas. I jak Konrad powiedział, trzeba złożyć nowe wnioski, więc czas pofestiwalowy jest w rzeczywistości trudniejszy niż bezpośrednio przed nim.
KP: Po Solaninie mamy krótkie urlopy i wracamy do pracy. Jak chce się zrobić coś dobrze, to trzeba przy tym być cały rok.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content