Raz można nie wyjść. To oczywiście żart…

W każdy poniedziałek rusza wielki skład Tygodnika Krąg. Każdy z dziennikarzy jest już w większości wypisany, pracuje nad ostatnimi tekstami. Artykuły mają wybrane zdjęcia, nadane tytuły. Każdy tekst jest składany, łamany i umieszczany na wirtualnych szpaltach w komputerze w tzw. składzie. Odpowiedzialna za to Ania Rybarczyk w poniedziałkowej gorączce, co chwilę pokrzykuje ze swojego boksu przywołując kolejnych dziennikarzy, bo… coś się nie składa, trzeba poprawić, wybrać odpowiednie zdjęcie, może zmienić tytuł albo autor zapomniał się podpisać.
 – Anonimów nie puszczam, niech się autor podpisze, bo sama coś wymyślę – słychać ze składu. Kiedyś wymyśliła, korekta nie wyłapała i poszły w podpisie Andzie, Aneczki. Teraz już staramy się pilnować.
Jak wygląda nasz poniedziałek? Marek Grzelka zatopiony w swoich sportowych relacjach z weekendu siedzi w słuchawkach, co pomaga mu się skoncentrować. W sumie zastanawiam się czego słucha? A może znając Marka lepiej nie pytać?
Artur Lawrenc uwielbiający mieć wszystko pod kontrolą zaczyna się lekko czerwienić, gdy coś idzie nie tak. A, że zawsze są niespodzianki, to Artur zawsze się lekko irytuje. Niby mówi, że to nieprawda, że już mu przeszedł stres, że gazeta nie wyjdzie. Co wtedy robią pozostali? Im bardziej Artur się stresuje, tym bardziej się uśmiechają. Muszę zdradzić, że to Artur ma zawsze wszystko najszybciej napisane.
Ania Karasiewicz z kolei przejmuje się jakimś emocjonującym tematem, który bardzo przeżywa. Nikt do końca nie wie, o co chodzi, ale ona żyje swoim bohaterem, interwencją z Kożuchowa czy gminy wiejskiej Nowa Sól. Zaczepia nas w redakcyjnej kuchni, w drodze do toalety i stale o tym mówi. A my, cóż, rozumiemy dopiero, gdy wszystko, co napisała, przeczytamy.
Każda napisana strona jest oddawana do Ani Rybarczyk, ona ją obrabia, przygotowuje elektronicznie do wysyłki do drukarni w Poznaniu. – Gdzie jest siódemka i rozkładówka? – słychać w pewnym momencie krzyk Ani. – Jak to gdzie, u Mariusza, trzyma strony ze swoimi artykułami i nie może się z nimi rozstać – ktoś odpowiada. Mariusz Pojnar z tego słynie, zanim odda strony ze swoimi artykułami, lubi nad nimi pracować do samego końca. Czyta, poprawia, podpisuje zdjęcia, a jak skończy, to zaczyna od nowa, zdanie po zdaniu. A że artykuły Maria, jak nazywamy swojego redakcyjnego kolegę, są długie i złożone, to ich kilkakrotne czytanie trochę zajmuje.
O sobie pisać nie będę, zostawię to zespołowi. Jedyne co mogę zdradzić, to dużo mówię, chodzę od stanowiska do stanowiska, stale czegoś jeszcze chcę albo muszę przekazać niecierpiącą zwłoki wiadomość.
W rezultacie wczoraj około poniedziałkowego południa pada pytanie: – Czy masz słowo do naszych Czytelników z racji jubileuszu? Otwieram szeroko oczy i odpowiadam, że za chwilę będzie. Zamykam się i piszę coś z serca, bo musi być z samych trzewi, tylko wtedy jest autentycznie i prawdziwie. Poniedziałek to jedyny dzień w tygodniu, gdy prawie nie rozmawiamy ze swoimi koleżankami z administracji Eweliną Majerską i Justyną Gurban. Z każdą kolejną godziną składu mijamy je mając coraz większe szaleństwo w oczach, bo czas goni, bo trzeba się spieszyć, a głowy nasze w tematach, o których piszemy. Wtedy z boksu księgowej pada zdanie – A dlaczego sobie zdjęcio wybieracie sami, nie lubicie mnie, nie zapytacie, czy mi się podobają? Zespół wybucha gromkim śmiechem i oczywiście zaprasza księgową, żeby zobaczyła szkielet powstającej gazety.
W tym czasie u Eweliny stale dzwoni telefon. Klienci proszą o zmieszczenie do najbliższego numeru jeszcze jednej lub dwóch ramek z ogłoszeniem. U nas nigdy nie jest tak, że się nie da. Musi się dać. Wciskamy. W tym poniedziałkowym pędzie nieustająco przychodzą do nas nasi Czytelnicy. Czasami od progu pada pytanie: czy mogę kupić Krąg? Ewelina podaje a ktoś odpowiada zaskoczony, ten mam, poproszę jutrzejszy. Chyba każdy z nas ma wtedy myśl, że też by już chciał. Tak powstają strona po stronie z tekstami, reklamami, ogłoszeniami w sumie 48.
Wieczorem wracamy do domów. Jesteśmy zmęczeni, zamknęliśmy numer. Największa radość dla nas, to gdy we wtorkowy poranek jadąc do redakcji widzimy mieszkańców na przystankach, przy sklepach, na ulicy zaczytanych w Tygodniku Krąg. Szczęściu temu towarzyszy jednocześnie lekki niepokój. Czy na pewno spodobają się nasze artykuły? Czy przekazaliśmy wszystko, co najważniejsze? Czy Mario wystarczająco dużo razy czytał swój tekst, Artur poinformował o wszystkim co ważne, czy Ania przekazała tę wrażliwość? Choć przez 25 lat na rynku zmieniał się skład redakcji, to emocje towarzyszące powstawaniu gazety są nieustająco takie same. Od lat w dniu, gdy gazeta ukazuje się w sprzedaży, rano we wtorek zespół redakcyjny siada z kawą przy dużym stole i rozmawia. Jednak już coraz mniej o tym, co w wydanym numerze, a coraz więcej o tym, co w następnym.
Czasami ktoś zażartuje, a może raz nie wyjdziemy? Na te słowa zawsze się uśmiechamy, ale krótko, bo powstaje nowa makieta gazety z nowymi artykułami, które muszą powstać w ciągu kilku dni.
Monika Owczarek

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content