Żegnaj, Dawid…

W czwartek wieczorem dotarła do nas bardzo smutna wiadomość. Wieczorem, w swoim domu w Zielonej Górze, zginął Dawid Mora, zawodnik trenujący na co dzień w gymie Tomka Makowskiego. To ogromna strata, nie tylko dla sportu, ale też w ludzkim wymiarze.

– Rozmawialiśmy przez telefon, umawialiśmy się na trening. Cały dzień sprawiał wrażenie szczęśliwego, uśmiechniętego, wesoły Dawid, po prostu – wspomina czwartek Tomek Makowski, trener Dawida i jednocześnie jego bliski przyjaciel.
Ale wieczorem przyszły wieści tragiczne. Dawid odebrał sobie życie.
Można się zastanawiać, jak to jest możliwe, że facet, który miał na pierwszy rzut oka wszystko, z własnej woli żegna się ze światem? Dawid Mora, znany w całym kraju zawodnik MMA, rozpoznawalny i lubiany, choć chwilami kontrowersyjny. Mający wielu znajomych, budzący respekt, z pieniędzmi, pięknym autem i dużą firmą. Człowiek z planami, uśmiechnięty, skory do żartów. To nie jest w żaden sposób obraz człowieka, który ma się własnoręcznie zawinąć ze świata.
Kiedy w czwartek Maku napisał mi, co się stało, myślałem że to jakaś pomyłka,, nieśmieszny kawał. Kto? Dawid? W życiu! Niemożliwe!

 
– Znaliśmy się bardzo długo, zaczął u nas trenować dawno, w międzyczasie trenował z kettlami i krav magę, ale im więcej u nas bywał, tym częściej pojawiały się pomysły, czy by się nie sprawdzić, gdzieś nie zawalczyć, bo są postępy cały czas. I tak powoli się w to wszystko wkręcił – mówi o początkach znajomości z Dawidem Tomek Makowski. – Wielki silny facet, ale przy tym bardzo dobry chłopak. Spędziliśmy razem dużo czasu. To jest chłopak bardzo wrażliwy na krzywdę ludzi, ludzi przetrąconych przez los, pochylał się nad nimi, pomagał, robił zakupy. Kochał zwierzęta, jeśli widział ich krzywdę, bardzo ostro reagował – odpowiada o Dawidzie Tomek Makowski.

 
Dawida poznałem właśnie u Maka. Kawał człowieka w tatuażach, z charakterystycznym drapieżnikiem w oczach jak oni wszyscy, że jak cię zmierzą, to ci się robi chłodniej, jakbyś sopel lodu połknął i się zastanawiasz, na ile metrów by cię wystrzelił z butów jedna lepą w czoło. Okazało się szybko, że za tym anturażem kryje się wesoły, otwarty i przyjazny gość. Oczytany, świetny sportowiec, do wywiadów wdzięczny rozmówca. Lubiłem z nim pogadać, popisać, lubiłem go oglądać w akcji na ringach FEN czy MFC. A w mocniejszą zażyłość weszliśmy po ubiegłorocznej gali MFC, kiedy to pojechaliśmy karetką do Nowego Miasteczka zawieźć Tomka Makowskiego, który jak to nazwał Dawid, lekko odfrunął z motylkami po kontuzji i lekach. Zeszło nam parę godzin, sporo pogadaliśmy. Chwilę później wyjaśniło się, po co polazłem rok temu do tego Flossenburga. Dawid na tym punkcie oszalał, był zachwycony ideą.
Jeszcze kilka dni temu przecież skomentowałeś mój wpis, że tęskniłeś za moimi tekstami, że nie możesz doczekać się tej książki, co ci fragmenty podsyłałem. Przecież pod MFC zrobiliśmy wywiad, chyba ostatni, jak się okazuje. Śmiałeś się, jak napisałem, że walka w FEN przepadła z powodu włosów.
Bo kiedy mówiłeś Dawid, że ty dasz dobre show i dużo krwi, to ja byłem pewien,że ty mówisz mi o ringu, a nie…
Co dalej kolego? Co teraz będzie? Sprawy mocno się skomplikowały. Próbuję te Twoje nagłe odejście oswoić, jak zresztą wiele osób, ale idzie nam średnio. Najlepiej byłoby do Ciebie zadzwonić, no ale niewiele się dowiem, zaniemówiłeś. I jakoś czuję, że w najbliższym czasie nie pomożesz i nie powiesz nic, ta książka jest już zamknięta.

Żałuję, że już nigdy nie uścisnę Twojej dłoni, że nie spojrzę Ci w oczy, że nie zamienimy już ani słowa.
Żegnaj Dawid.

Pogrzeb Dawida odbędzie się w czwartek 8 września w Zielonej Górze.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content