Rewelacyjny Solanin Cup 2017

Nowa Sól już wie, że jak na ulicach pojawiają się nietypowi ludzie, o bardzo nietypowej u nas urodzie, znaczy to, że zbliża się turniej judo. W tym roku w zawodach Solanin Cup 2017 wzięło udział siedemnaście państw, wystartowało ponad 700 zawodników, a kiedy doliczyć jeszcze trenerów, rodziny, to pęka spokojnie 1000 osób.

Yarden Gerbi, gość specjalny Solanin Cup 2017:
Widziałam tu dużo naprawdę małych dzieci, to niesamowite, byłam zaskoczona. Kiedy pytałam trenerów, ile te dzieci mają lat, mówili że po osiem, po dziesięć, a ich poziom umiejętności jest taki, jakby miały po 15 lat. Problemem w tym wieku jest na pewno to, czy będą kontynuować swoją przygodę z judo do wieku seniorskiego, bo bywa, że z tych setek dzieci jeden, dwa procent dociera do dorosłego judo. W tej drodze jest wiele przeszkód: przegrane walki, rodzina, nauka, brak czerpania przyjemności z treningu, trzeba pokonywać kolejne, trudne kroki. Mam nadzieję, że ci najlepsi z tego turnieju taką drogę pokonają.
W tym wieku trudno wyrokować, czy może któreś z tych dzieci będzie miało zaszczyt startować na olimpiadzie. Na dziś te dzieci mają na przykład ogromny talent, ale talent to tylko mała część, by stać się mistrzem, potrzeba do tego ogromnej pracy, sam talent nie wystarczy. Nie pracujesz, nie osiągniesz wyników. A czasami z drugiej strony też jest tak, że samą ciężką pracą nie uda się osiągnąć wysokiego poziomu. Ja zaczynałam trenować judo, kiedy miałam sześć lat, teraz mam 28, za mną więc 22 lata judo, to dużo.
To moje drugie seminarium w Polsce, Polacy to bardzo mili ludzie. Kiedy przyjechałam do Nowej Soli, poczułam się, że traktują mnie jak kogoś z rodziny. Wszyscy są bardzo mili, opiekują się, dbają o mnie, są wspaniali. Dla mnie tak naprawdę judo jest pracą, ale w takim wykonaniu, jak tutaj, daje mi jeszcze ogromną radość. Cieszę się, że jestem tutaj.

Paweł Zagrodnik, gość specjalny Solanin Cup 2017:
Na tym turnieju jestem od jego pierwszej edycji. W 2013 roku był to turniej dzieci na trzech matach w namiocie, malutki turniej. A rok temu, czy w tym roku to jest ogromna impreza, ta hala jest już na nią za mała. Na tle innych, podobnych zawodów, z pewnością można stwierdzić, że to duży, solidny turniej. Darek ma to coś, że przyciąga do siebie ludzi, że chcą tutaj wracać, lgną do niego. Fajna impreza, fajna atmosfera.
W tym roku pod względem sportowym bardzo mocni byli Gruzini, każdy z nich wywalczył tu złoto. Mocni fizycznie, widać dystans między naszymi zawodnikami a nimi. Ale nie tylko siła, są bardzo dobrze technicznie, muszą u siebie dużo walczyć na pewno, są dobrze przygotowani. Być może to dlatego, że tam jednak sport jest jeszcze furtką do lepszego życia, byłem w Gruzji, różnica między bogatymi a biednymi jest tam bardzo zauważalna. Tam sportowiec to jest ktoś. Ludzie chcą być sportowcami.
Myślę, że za rok widzimy się na Solanin Cup 2018, bardzo lubię tu przyjeżdżać.

Fiodor Ursaki, trener Szkoły Judo Kibuvits, Estonia:
Jesteśmy tu już piąty raz, z roku na rok ten turniej się rozwija, z każdym rokiem idzie do przodu, ludzie z wielu stron świata. W organizacji takiego turnieju ogromnie ważne jest doświadczenie, i Darek je ma, wie, gdzie coś może być nie tak, jak rozwiązać ten czy inny problem. Darek ze swoją drużyną robią to świetnie. Darek z rodzicami zawodników, z całą tą swoją załogą stał się dla nas kimś bliskim, jak rodzina. W Nowej Soli otaczają nas dobrzy, pozytywni ludzie. Co rok tutaj przyjeżdżamy, ja, drugi trener Maksim, każdego roku z niecierpliwością czekamy, żeby przyjechać do Nowej Soli na ten turniej, przeżyć tu kolejne świetne emocje, być wśród tych ludzi.
W tym roku wywalczyliśmy 10 medali, bywaliśmy tu jako klub pierwsi, drudzy, trzeci w klasyfikacji medalowej, teraz jesteśmy piątym klubem w klasyfikacji. Ale to też chyba znak, że poziom tego turnieju idzie w górę i nie jest już tak łatwo zająć pierwsze miejsce. Przyjechało od nas 13 zawodników, silne, mocne dzieciaki, wracamy z dwoma złotami, czterema srebrami i czterema brązami, nie jest źle, dobry wynik, tym bardziej, że to silny turniej.

Bułat Demeuov, trener judo z Kazachstanu:
Bardzo dobry turniej, bardzo silni startujący. To był nasz pierwszy turniej w Nowej Soli, przywieźliśmy trzech zawodników, ale następnym razem postaramy się przyjechać większą reprezentacją, bo to, co tutaj zobaczyliśmy, spowodowało, że chcemy tutaj wrócić, choćby ze względu na bardzo wysoki poziom sportowy zarówno zawodów jak i jego uczestników i dla naszych dzieci to okazja do rozwoju sportowego. A mamy tutaj daleko, z Astany przez Kijów, Berlin, do Nowej Soli.
Organizacja turnieju ma w sobie bardzo pozytywną nutę, mi utkwi na długo w pamięci pokaz judo olimpiad specjalnych. Darka znałem tylko przez nasze rozmowy telefoniczne, on jako organizator pomagał nam z wieloma rzeczami. Tutaj poznaliśmy się lepiej, okazał się człowiekiem uniwersalnym, organizuje takie wielkie zawody, do tego gra na gitarze, śpiewa, jest trenerem, jako człowiek ma w sobie wielki spokój, zawsze jest do wszystkiego pozytywnie nastawiony, taki człowiek.

Nie wiem, jak to Darek Giedziun robi. Ściąga do Nowej Soli ludzi z odległych krajów, zamontowuje ich na kilka dni w Nowej Soli. Przybysze przez kilka dni tu żyją, nie są skoszarowani, chodzą po mieście, robią zakupy, chodzą na Święto Solan. Są tutaj, mieszkają i – co podkreśla chyba każdy z nich – świetnie się tu czują.

To ciekawe, ale nowosolanie biorą na nich gościnną poprawkę. Że są bardzo uczynni i np.: zwrócą uwagę, że u nas nie można chodzić z otwartym piwem po mieście. Że jak jakaś załoga wparowała wcześnie rano pod halę przy ul. Botanicznej, to pracownik otworzył im Orlika, żeby mogli sobie pograć w piłkę, zanim hala zostanie otwarta. Że kierowca autobusu widząc lekko zgubionego faceta z Kazachstanu z rodziną wsiadającego do autobusu, już wie, że oni z turnieju i żeby wsiadali, a on ich zawiezie, gdzie trzeba. Że pan Sławek Filipiak goszczący u siebie obcokrajowców, jak jest potrzeba, to ich pakuje w auto i rozwozi tu i tam. Takich przykładów jest o wiele więcej. Nie dziwi zatem fakt, że ci przybysze są zachwyceni imprezą.

Grochy radości

Sobotni poranek. Na hali przy ul. Botanicznej mrowie ludzi. Rok temu było ich dużo, ale w tym roku można się było złapać za głowę. Zaczynają walczyć ci młodsi, temperatura idzie w górę, i fizycznie, i sportowo. Zapalczywi, przebojowi, z zaciśniętymi ustami, szarpią się, przewracają. I bywa, że płaczą, bo przegrali, bywa że się z tego powodu wściekają. Ale idą podziękować za walkę rywalowi. Potem do trenera, tu jest różnie, różne szkoły. Jeden pociesza, drugi ofukuje, trzeci przytula, czwarty demonstruje, co i jak robić. Kolejne roczniki, kolejne kategorie, ale wszystko idzie błyskawicznie, te osiem mat jednak robi różnicę, na sześciu szarpaliby się pół tygodnia.

Są momenty magiczne. Belgijski klub judo Izegem to taka ekipa, gdzie wszyscy mają na nazwisko Khatchatourian. Kiedy jeden z czwórki chłopców walczy, ojciec – trener gestykuluje, a bracia dopingują. Niby normalne, ale pierwszy raz w życiu widziałem, jak jeden z braci po emocjonującej walce swojego brata płacze ze szczęścia, że tamten wygrał. Ojciec całą czwórkę zagarnia jak kwoka pod skrzydła, całuje tych chłopaków, i tego z uśmiechem zwycięzcy, i tego ze łzami jak grochy. Grochy radości autentycznie mnie wzruszyły.

Syn szarpie matkę

Pierwsze dekoracje. Przepiękne medale, cacka, dyplomy, nagrody rzeczowe. Specjalne, turniejowe podium, ścianka za podium, wszystko w barwach turnieju – medale, smycze, dyplomy, dosłownie wszystko. Niektóre maluchy zginają się, kiedy medal zawiśnie im na szyi. Są naprawdę okazałe.
Pod ścianą jedni zawodnicy siedzą i grają na telefonach, inni znaleźli kawałek miejsca, żeby poleżeć. Jedni wracają z przydziałem żywnościowym i zajadają pieczyste, inni biegają wokół hali, grają w piłkę. Rodzice są rozmaici. Jedni przy zwycięstwach dzieci drą się, jakby sami wygrali, podskakują z radości. Tu obok matka szarpie chłopaka, że ma się nie mazać, „chłodny wychów” myślę sobie, ale słyszę język, którego nie potrafię zlokalizować. Uroda tej pani nie jest też klasyczną twarzą mieszkanki jednej z okolicznych wsi. Tuż obok też matka szarpie się z chłopakiem, ale w innych celach, oni wspólnie trenują przed nadchodzącą walką. Mały wije się jakby miał jakiś napad, matka ma bluzę porozciąganą jakby zawisła w niej na rynnie.

Światowo

Przed 14:00 przyjeżdża z Berlina gość specjalny, Yarden Gerbi, brązowa medalistka olimpijska z Rio de Janeiro. W niedziele poprowadzi camp, by przekazać trochę wiedzy. Stają obok siebie: prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz, starosta Waldemar Wrześniak, Yarden Gerbi, Darek Giedziun oraz Paweł Zagrodnik i Aneta Szczepańska, kolejni olimpijczycy i przyjaciele turnieju. Naprzeciwko nich stoi 700 – osobowa banda judoków. Za chwilę na matę wchodzą poczty sztandarowe, jest tych flag 18, choć nie ma nikogo z Japonii, jej flaga musi być. Myślisz sobie: to naprawdę jest ogromna impreza, o dużej randze, jest rozmach i klasa.
Potem na matę wchodzą starsi, będą się bić do późnego popołudnia. Ok. 18:00 będą lekko finiszować. Ale to nie koniec dnia.
Trenerzy zaproszeni są na klasyczne party. Koncert Ten Rupees i hałdy najznakomitszych smakołyków, co to je matki olimpowskie upitrasiły. Wieczorem rozchodzą się do domów.

Niedziela ostatnia

Niedziela to dwa campy, prowadzi je Yarden Gerbi wraz z Pawłem Zagrodnikiem. Dzieciaków jest mrowie, trudno ich pomieścić, trzeba dokładać kolejne maty. Pierwszy rzut campu, potem chwila przerwy, potem rzut drugi. I w sumie koniec. Miesiące pracy, ogarniania, a potem pstryk i po turnieju.

W Pensjonacie Korona rozmawiam z Yarden Gerbi, potem jadę do Modrzycy pogadać z Zagrodnikiem, stąd do Otynia na rozmowę o turnieju z Bułatem, który stwierdza, że chce zobaczyć Święto Solan z żoną i dziećmi. Jedziemy na raty, oprowadzam ich jak przewodnik, w międzyczasie spotkamy załogę z Estonii, zostajemy razem, rozmawiam o turnieju z Fiodorem.

Ale to nie koniec, jutro Darka ekipa musi jeszcze odwieźć Yarden na lotnisko do Berlina, innych zawodników w inne miejsca. Odpoczną, ale jeszcze nie teraz.
Zostają po tym turnieju świetne emocje i niezapomniane wrażenia. Mimo trudów człowiek jest jakiś po tych zawodach szczęśliwy, spełniony. Na pewno dumny.

To bez wątpienia jedna z najważniejszych imprez w Nowej Soli. Darek nie kryje, że sam niewiele by zdziałał.
Taki turniej to ogromne wyzwanie logistyczne. O całej ekipie Olimpu moi wszyscy rosyjskojęzyczni rozmówcy mówią „Darek i jewo kamanda”, to sztab ludzi, którzy mają coś do zrobienia, wiedzą co i kiedy mają zrobić, czego przypilnować i w jakim terminie, gdzie zadzwonić i co ustalić. Działają po tych kilku edycjach perfekcyjnie. Wkładają w ten turniej nie tylko ogrom czasu, ale kawał serca. Bez nich Darek w życiu by takiej imprezy nie zrobił.
I kazał im podziękować, co czynię. I chylę czoła przed „kamandą Darka”. Tych osób jest o wiele więcej, dzięki ich dobrej woli ten turniej tak świetnie się udaje. Mówię o prezydencie Tyszkiewiczu, staroście Wrześniaku, dyrektorze Roguli, pani dyrektor ZSP nr 2, która zgadza się, by tę bandę przenocować w szkolnym internacie. I mówię też o tych wszystkich ludziach dobrej woli, którzy ten turniej wspierają, w różny sposób, od dobrego słowa, przez podwózkę nietypowych ludzi spotkanych w mieście.

Strach pomyśleć, co wymyślą za rok – pisałem rok temu. Wymyślili. A co z następnym Solaninem? Zobaczymy za rok w czerwcu. Podejrzewam osiągnięcie kolejnego pułapu.
Brawo „Darek i jewo kamanda”. Brawo uczestnicy. Brawo dla tych, którzy te imprezę wspierają. To dzięki wam jest taka piękna.
Marek Grzelka

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content