Żegnaj, trenerze. Wspomnienie o Jacku Adamczaku

Zmarł Jacek Adamczak, trener grup młodzieżowych Arki Nowa Sól, nauczyciel, pedagog. – Tam w niebie też jest piłka nożna i jestem pewien, że Jacek już zabrał się za dobry trening – mówi Mieczysław Sobczak, jego przyjaciel

W sobotę 8 grudnia dzieciaki z Arki, których trenował Jacek Adamczak, grały turniej w Szprotawie. Wygrały, w pokonanym polu zostawiły m.in. Zagłębie Lubin czy Miedź Legnica. W tym czasie trener Jacek leżał w szpitalu i walczył z ciężką chorobą. Dzieci wysłały mu swoje grupowe zdjęcie ze zdobytym pucharem. Chciały mu dodać otuchy w najważniejszym meczu w jego życiu.

Niestety, cztery dni później, w środę 12 grudnia trener Jacek Adamczak zmarł.

Takich ludzi już nie ma”

Rafał Galas, trener grup młodzieżowych w Arce i seniorów Pogoni Przyborów, poznał go 25 lat temu. Obaj brali udział w piłkarskich piątkach. Pan Jacek grał w zespole nauczycieli i potrzebował zawodnika. Ich znajomość przerodziła się w przyjaźń.

– Miałem wielkie szczęście poznać tego człowieka na swojej drodze, bo takich ludzi teraz już nie ma – mówi Galas.

Rafał Galas nie dopuszczał do siebie myśli, że Jacek Adamczak może odejść. Cały czas miał nadzieję, że wyzdrowieje, że dojdzie do siebie.

– Pamięta pan ostatnią rozmowę z trenerem Adamczakiem?

– Dwie ostatnie odbyliśmy w sobotę i w poniedziałek przed jego śmiercią. Jak rozmawialiśmy w sobotę, brzmiał tak, jakby chciał się żegnać. Powiedziałem mu, że daję mu miesiąc na wyzdrowienie i na powrót do nas, bo sam nie będę ciągnął treningów…

Czego Jacek Adamczak – prócz czysto piłkarskich rzeczy – nauczył swoich zawodników? – Na pewno szacunku do innych ludzi. To u niego była podstawa. Uczył ich żyć w zgodzie z innymi. Nie było sytuacji, że jak zawodnik był słabszy, to był odpychany gdzieś na bok. Jego grupy zawsze były poukładane, nie było z nimi problemów wychowawczych. Wpajał tym dzieciom same pozytywne wartości, wśród których najważniejszy był właśnie szacunek. Uczył ich, żeby o siebie wzajemnie dbać i walczyć za siebie, żeby nie robić nikomu krzywdy. I jestem pewien, że to u tych chłopców zostanie. A u mnie zostanie po nim wielka pustka, bo trudno się z tą stratą pogodzić. Jako człowiek bardzo wiele mu zawdzięczam.

Trener Mieczysław Sobczak też przyjaźnił się z Jackiem Adamczakiem. Razem uczyli w „szóstce”, razem trenowali młodzież. Poznali się prawie 30 lat temu. Ich przyjaźń zrodziła się na gruncie piłki nożnej, ale później przeszła na życie.

– Kiedyś działała drużyna FC Nowa Sól. Tam grali choćby nauczyciele czy ludzie, którzy dzisiaj są – jak to się mówi – na stanowiskach, pracują np. na uczelniach. Była też część piłkarzy z naszej dawnej Polonii. Rozgrywano piątki piłkarskie na otwartych boiskach, pojechaliśmy z tą ekipą na mistrzostwa Polski. W składzie zespołu nie zabrakło też Jacka Adamczaka – wspomina Mieczysław Sobczak.

Jaki był wtedy pan Jacek? Trener Sobczak pamięta go jako duszę towarzystwa, człowieka od dobrej atmosfery. Każdy zespół musi mieć kogoś takiego w szatni. – On za bardzo wtedy nie mógł nam pomóc, jeśli chodzi o sprawy stricte boiskowe, ale on tworzył właśnie bardzo fajną atmosferę wśród nas, był bardzo dowcipnym człowiekiem. Ze swoim poczuciem humoru brylował. Jak teraz to sobie wszystko przypominam, to były bardzo miłe chwile, kiedy sobie wspólnie żartowaliśmy. Było dużo radości. Tak, Jacek zdecydowanie był duszą towarzystwa. I ten obraz uśmiechniętego Jacka, dobrego człowieka, przyjaciela i trenera zostanie z nami na zawsze – podkreśla Sobczak.

J. Adamczak bardzo chciał zacząć trenować młodzież, mimo że wcześniej nie wiązał swojego życia z futbolem.

– Zanim on zaczął szkolić młodych piłkarzy, klasę sportową, miał bardzo dużą chęć nauki trenerskiego rzemiosła, wyjazdów szkoleniowych. Jeździliśmy razem na te szkolenia, mocno przygotowywał się do trenerki. Widziałem u niego wielką miłość do futbolu i sportu, ona była u niego mocno zakorzeniona. Na szkoleniach był zawsze bardzo aktywny, pracowity i sumienny, dążył do tego, żeby zgłębiać swoją wiedzę. A trzeba pamiętać, że wcześniej był przyrodnikiem, nie zajmował się w ogóle piłką nożną. Chłopaki, których trenował, teraz przebijają się w bardzo dobrych klubach – choćby w Chrobrym Głogów. Pomagał im stać się tym, kim stać się mogli. Uczył dzieci wielu wartościowych rzeczy, przede wszystkim jak być dobrym człowiekiem, ale też piłkarzem. Robił dobrą robotę. Każdą, dosłownie każdą wolną chwilę poświęcał piłce nożnej przebywając z dzieciakami na boisku. Toczyliśmy rozmowy o tym, jak dobrze trenować, zawsze mnie pytał: co zrobić, żeby dzieciaki w takim wieku już wygrywały, a jednocześnie żeby wszyscy grali i byli zadowoleni. Mówiłem mu, że to nieistotne, czy oni dzisiaj wygrywają mecze, tylko ważne jest, żeby kiedyś grali wysoko, żeby ich widział w jak najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale Jackowi udawało się i wygrywać, i wyuczyć swoich podopiecznych piłki na tyle, by odchodzili do znaczących w Polsce szkółek. Potrafił to połączyć. Wzajemnie się napędzaliśmy. Też nie było tak, że my ciągle o piłce gadaliśmy. Rozmawialiśmy też o innych rzeczach. O życiu. Jak sobie przywołuję obraz Jacka, to przed oczami mam szaleńczy żart, którym obdarzał każdego. Nie jest to tylko moje wspomnienie. Jego koledzy, zawodnicy, uczniowie bardzo ciepło wspominają swojego trenera i podzielają moje zdanie.

Trener Sobczak podkreśla to, że Jacek Adamczak był bardzo dobrym pedagogiem. – Umiał dzieciom wyjaśnić wiele spraw, zjednywać drużynę, tworzyć team spirit.

– A jak trener go zapamięta?

– Jako jednego z najlepszych, a może nawet jako najlepszego trenera od młodzieży. Powiem więcej: gdyby on się wziął za seniorów, też robiłby to dobrze. Można powiedzieć, że Jacek przerósł mistrza. To on stał się mistrzem, a ja uczniem, chociaż wcześniej w piłce było odwrotnie. Na samym końcu ja naprawdę czułem się przy Jacku bardziej jako uczeń. Ta pasja, miłość do piłki bardziej wychodziły od niego niż ode mnie. Mam nadzieję, że to, co przekazał dzieciom, będzie najlepszym wspomnieniem. Będzie mi go bardzo, bardzo brakowało. Tam w niebie też jest piłka nożna i jestem pewien, że Jacek już zabrał się za dobry trening.

Krzysztof Rojek, prezes Arki: – Jak zacząłem pracę w klubie, Jacek był jedynym trenerem, który chciał pracować, mimo że klub nie miał pieniędzy. Miał różne propozycje, ale został i pracował za śmieszną stawkę. Zawsze podchodził sumiennie do obowiązków. Powiem szczerze: takiego trenera nie spotkałem nigdy w życiu, tak zaangażowanego w pracę z młodzieżą. Był zawsze chętny do pomocy. Że coś złego się z nim dzieje, zauważyłem w czerwcu – Jacek był bardziej zamknięty, zmęczony, schudł. Ale zapewniał, że przyjdą wakacje, odpocznie i będzie okej. Na początku listopada dopiero powiedział, że jest chory. Jak go zapamiętam? Jako wesołego, miłego człowieka, ale i wymagającego. Zawodnicy nie odczuwali tego, tzn. nie uciekali od tych jego wymagań. Osiągał sukcesy z każdą grupą. Miał bardzo dobre podejście. Jego śmierć jest dla nas dużym ciosem, on zawsze był w Arce na dobre i na złe. Bardzo trudno mi o tym mówić (Krzysztof Rojek zaczyna płakać).

Typowy fighter

– Odszedł od nas nasz kolega i przyjaciel, człowiek ciepły, kochający młodzież i oddany swojej pracy nauczyciela – zaznacza Artur Mielczarek, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 6, w której pracował Jacek Adamczak – uczył przyrody, był instruktorem piłki nożnej, lokalnym animatorem sportu.

W oświacie J. Adamczak przepracował 27 lat. – Miał wybitne osiągnięcia w pracy dydaktycznej, opiekuńczej i wychowawczej. Podejmował wiele działań na rzecz dzieci i młodzieży. Dostał za swoje zasługi wiele razy nagrodę dyrektora szkoły. Był wychowawcą wielu pokoleń uczniów. Zainicjował nasz Uczniowski Klub Sportowy Szóstka, był jednym z jego założycieli. Mocno angażował się w organizację klas sportowych i realizował swój autorski program z nimi związany – dodaje Mielczarek.

Wymienia imprezy, na których podopieczni trenera Adamczaka zajmowali czołowe miejsca: turnieje piłki nożnej orlików czy młodzików, międzynarodowy turniej halowy Relax Cup i wiele, wiele innych.

– Jego praca i poświęcenie nie pójdą na marne. Pozostanie w naszej pamięci jako wspaniały kolega, nauczyciel, trener z sercem do piłki nożnej – nie ma wątpliwości Artur Mielczarek.

Maciej Mikołajczak od ośmiu lat jest szefem rady rodziców w „szóstce”. Syn Mikołajczaka chodzi na treningi Arki, jego trenerem był pan Jacek. – Zawsze będę go kojarzyć z mocnym charakterem, bo był typowym fighterem. Nieraz zdarzały się jakieś spiny, bo kiedyś grałem w piłkę i miałem wiedzę na jej temat, więc czasami mieliśmy odmienne zdanie na pewne kwestie. Ale jednocześnie zawsze mieliśmy do siebie szacunek, przez wymianę spostrzeżeń dochodziliśmy za każdym razem do konsensusu – mówi Maciej Mikołajczak.

I dodaje: – Był nauczycielem wymagającym, który często dostawał trudne klasy. Takie, w których potrzebne było jego trenerskie podejście, gdzie trzeba było wprowadzić dyscyplinę. Świetnie sobie z tym wszystkim radził. A trenerem był wysokiej klasy, przygotowanym merytorycznie pod kątem taktyki, bycia z drużyną. Podobała mi się u niego praca u podstaw. Nie jest łatwo utrzymać w ryzach grupę chłopaków o naprawdę różnych charakterach, a przy okazji ich czegoś nauczyć. Nie patrzył nigdy na pieniądze, tylko chciał pracować z młodzieżą. Życzyłbym sobie, żeby Arka czy jakikolwiek inny klub miał więcej takich trenerów z pasją. Będzie trudno go zastąpić.

– Jak pana rodzina przyjęła wiadomość o śmierci pana Jacka?

– Córka, która kończy gimnazjum i Jacka wspomina bardzo dobrze, rozpłakała się. Syn przyjął to też z wielkim bólem serca. Jako przewodniczący rady rodziców odejście Jacka traktuję jako śmierć kogoś bliskiego, członka rodziny.

Rafał Galas: – Jacek był człowiekiem z zasadami, uczciwym, który nie wchodził w żadne układy. Dobrym człowiekiem, trenerem i ojcem. Dzisiaj takich ludzi jest naprawdę mało. Jeśli chodzi o trenerkę, nauczyłem się od niego podejścia, kontaktu z dzieciakami. Był dobrym pedagogiem, mimo że wymagał dużo, uczniowie czy zawodnicy go lubili. A to jest sztuka, żeby dzieci lubiły człowieka, który dużo od nich wymaga. Miał bardzo dobre podejście do nich, a trzeba przyznać, że dzieciaki dzisiaj nie są łatwe. W klasach sportowych, które prowadził, wszystko bardzo fajnie się układało. Po prostu Jacek był supergościem…

Pogrzeb Jacka Adamczaka odbył się w poniedziałek na cmentarzu przy ul. Wandy. Były trener Arki miał 55 lat.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content