Przemysław Jeton: Jestem przekonany, że nasze marzenia się spełnią

Z trenerem Astry Nowa Sól Przemysławem Jetonem rozmawiamy o minionym sezonie, kluczowych meczach, atmosferze w zespole i na trybunach oraz o planach na przyszłość

Monika Owczarek: Jaki to był dla ciebie rok pod względem sportowym? Jak się prowadziło drużynę, czy osiągnąłeś z zespołem to, co zamierzałeś?

Przemysław Jeton: To był z pewnością udany sezon. Cel, jaki sobie założyliśmy, został zrealizowany. Chcieliśmy dojść do drugiej fazy play-offów i próbować powalczyć o awans do turnieju półfinałowego. Niewiele zabrakło, żebyśmy sprawili sobie meganiespodziankę i wyeliminowali jednego z głównych faworytów rozgrywek – SPS Chrobry Głogów. Oprócz dobrego wyniku udało nam się osiągnąć coś więcej. Skradliśmy serca kibiców, dobry wynik zamienił się na bardzo dużą frekwencję na trybunach, co napędzało nas podwójnie.

To kolejny sezon, w trakcie którego hala przy ul. Botanicznej pękała w szwach. To dla ciebie jako trenera dodatkowe obciążenie, presja?

Zarówno jako trener, jak i zawodnik żadnej presji nie odczuwałem. Myślę, że podobnie było u pozostałych chłopaków z drużyny. Słowo „presja” zamieniłbym na „motywacja”. Kibice wznosili nas na wyżyny i wiedzieliśmy, że nie możemy ich zawieść. To był nasz siódmy zawodnik, który wspierał nas w każdym momencie. Inne zespoły mogły tylko pozazdrościć takiego wsparcia.
Chciałbym zaznaczyć, że udało nam się stworzyć bardzo zgraną grupę, która chciała ze sobą współpracować na pełnych obrotach. Atmosfera na treningach, meczach i poza halą była rewelacyjna. Może nie zawsze umiejętności u poszczególnych zawodników są na takim poziomie, jakiego bym już teraz oczekiwał, ale zaangażowania nikomu nie można odmówić.
Które pozycje szczególnie trzeba wzmocnić w kolejnym sezonie?

Według mnie nie tyle chodzi o poszczególne pozycje, ile o ogólną rywalizację na poszczególnych pozycjach – to trzeba wzmocnić. Jeśli nam się to uda, to podniesiemy poziom treningu, a zdrowa, sportowa rywalizacja z pewnością przełoży się na jeszcze lepszy wynik.
Czy obecnie grający siatkarze zostaną z nami na przyszły sezon?

Na teraz udało nam się zachować trzon zespołu. Był to nasz priorytet: przedłużyć współpracę z siatkarzami, którzy dbali o wysoki poziom sportowy w tym sezonie. Mogę już powiedzieć, że w dalszym ciągu reprezentować Astrę będą: Maciej Januszewski, Artur Sławnikowski, Alan Goltz, Przemysław Kępski, Paweł Skibicki, Dawid Witkiewicz, Bartosz Odwarzny. Dodatkowo do dyspozycji mamy naszych młodych gniewnych: braci Zakrzewskich, Filipa Ratajczaka, Tomasza Panasiuka i Szymona Makucha.
Masz na oku kogoś, kogo bardzo chciałbyś widzieć w zespole?

Na oku mam bardzo dużo osób. Na Kurka, Kubiaka czy Leona niestety nas nie stać, więc jeszcze musimy się z bombami wstrzymać (uśmiech). Niewykluczone, że uda nam się dokonać transferów bardziej przyziemnych, czas pokaże.
To był twój ostatni sezon na boisku, od września siadasz już tylko na ławce trenerskiej. Nie jest ci trochę przykro?

Wiem, że zespół potrzebuje mnie w stu procentach oddanego na ławce trenerskiej. Od kilku sezonów łączyłem podwójną funkcję grającego trenera. Jednak myślę, że to najlepszy moment, żeby pewien etap już zamknąć. Z pewnością będzie mi brakować boiska. Gdyby nie rola coacha, to myślę, że pograłbym jeszcze kilka ładnych lat.

Zdarzało się, że w tym sezonie nie wchodziłeś już na boisko, ale w kolejnych meczach już się pojawiałeś. Czy to znaczy, że trudno ci było usiedzieć, gdy siatkarzom nie szło tak jak trzeba? A może z góry wiedziałeś, w których meczach zagrasz, a w których nie?

Moja nieobecność na parkiecie wynikała z wielu przyczyn. Najczęściej były to czynniki zdrowotne. Sezon jest długi i każdy potrzebuje chwili na regenerację, uporanie się z urazami. Poza tym skład trzeba rotować, aby zawodnicy nie zapuścili korzeni na ławce rezerwowych i poczuli swoją przydatność na boisku. Każdy zasługuje na szansę pokazania się przed publicznością.
Przybywa sponsorów. Jakie to ma znaczenie przy budowie zespołu?

Ogromne. Siatkówka na poziomie, jakim się znajdujemy, niestety wymaga nakładu finansowego. Cały czas chcemy się rozwijać, dawać kibicom to, co najlepsze, podnosić jakość sportową, a do tego potrzeba odpowiedniego wsparcia. Sama organizacja meczu u siebie lub wyjazd na spotkanie niesie za sobą koszta. Sędziowie, obsługa, oprawa meczu, obiad itp. Poza tym, jeśli chce się mieć zawodników o wysokich umiejętnościach, trzeba zapewnić im godziwe warunki. W żadnym siatkarskim klubie drugoligowym nikt nie gra za darmo. Zawodnika obowiązuje kontrakt, z którego musi się wywiązać i traktuje to jako swoją pracę.
Spotykasz się z innymi trenerami, zawodnikami. W jaki sposób komentują to, co się dzieje w Nowej Soli wokół siatkówki?

Siatkarska grupa” jest bardzo wąska. Praktycznie większość zawodników i trenerów w regionie się zna. Często rozmawiamy i wymieniamy się różnymi spostrzeżeniami. Jedno jest pewne: wszyscy zazdroszczą nam atmosfery i całej otoczki, jaka się dzieje wokół siatkówki w Nowej Soli. Mogę być tylko dumny, że jestem częścią tego wszystkiego.
Czegoś żałujesz, rozpamiętujesz jakiś sportowy moment, w którym jako trener inaczej byś postąpił?

Raczej nie. Co prawda nikt nie jest nieomylny, każdy popełnia błędy i z pewnością popełniłem ich wiele w swojej przygodzie z siatkówką. Większość moich decyzji jest głęboko przemyślanych, jeśli poszło coś nie tak – wyciągam z tego lekcję. Mimo wszystko niczego bym nie zmienił, śpię spokojnie po nocach i nie mam sobie nic do zarzucenia.
Które spotkanie było kluczowe? Czy było takie?

Bardzo ważne było zwycięstwo w pierwszej rundzie sezonu zasadniczego z Wałbrzychem. To była jedyna porażka wałbrzyszan na tym etapie, która nas mocno napędziła i dała kopa do dalszej pracy. Z drugiej strony uważam, że istotna była również porażka z Oławą na wyjeździe. Zimny prysznic przed decydującymi meczami sezonu nie jest zły. Nie było tego złego, co na dobre by nie wyszło.
Jesteś już rozpoznawalny w Nowej Soli jako czołowy Koliberek?

Trudno powiedzieć. Jestem stąd, mam wielu znajomych, jestem osobą otwartą na ludzi, do tego pracuję jako nauczyciel i uczyłem w dwóch szkołach, więc chyba ludzie mnie kojarzą. Do tego na nasze mecze przychodzi prawdziwy tłum wiernych kibiców. Zdarza się, że ludzie pytają na mieście „kiedy kolejny mecz”. To bardzo miłe uczucie.
Założeniem jest dotarcie do I ligi. Kiedy według ciebie to nastąpi i czego potrzebujesz, żeby to ze swoim zespołem osiągnąć?

Awans do I ligi jest celem długofalowym. Przede wszystkim jako klub musimy się do tego przygotować organizacyjnie, wszystko wymaga czasu. Bez wątpienia bardzo istotną sprawą są pieniądze. Osobiście chciałbym, aby w przeciągu dwóch-trzech lat taki awans nastąpił i jeśli wszystko będzie szło jak dotychczas, jestem przekonany, że nasze marzenia się spełnią.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content