Kibicki. Barcelona, Trójka i wspólna pasja mamy i córek [REPORTAŻ]

– U nas w domu prędzej wywrócisz się na piłce czy innych sportowych gadżetach, niż znajdziesz multum kiecek i innych ciuchów – mówi Karolina Wasilewska, fanka Trójki Nowa Sól, Barcelony i mama Sandry i Martyny. Córki też dzielą jej pasje

W ich mieszkaniu wszystko jest barcelońskie, trójkowe albo po prostu nawiązuje do sportu. Rozglądam się dookoła i widzę: koszulkę z autografem Messiego, zdjęcia Suareza czy Pique. Flagę FC Barcelona i Katalonii. Breloczki, magnesy, temperówkę, skarbonki, książki. Figurki piłkarzy: Coutinho, Dembélé, Rakiticia, wspomnianego Pique. Nawet przejście do kuchni jest w barwach Barcy. Martyna zrobiła też herb FCB. Jest także koszulka Patryka Walczaka z autografami innych piłkarzy ręcznych Vive Kielce. Zdjęcia Michała Jureckiego. Idą święta, na choince mają już bombki Barcelony.

No i koszulki Trójki, gadżety. W pudełku wycinki z relacji „Tygodnika Krąg” o jej meczach czy plakaty, pamiątkowe fotografie. W ich telewizorze większość kanałów to te sportowe.

Zauważam duży tatuaż Karoliny: na ręce ma Messiego, herb Dumy Katalonii, nazwiska Iniesty, Alby i Suareza. Barcelońska jest nawet jej małżeńska obrączka! A wychodząc z mąż, na podwiązce miała… wlepkę UKS Trójka.

To po kolei. Jak się zaczęło z tą Barceloną? – Zaczęłam jej kibicować dawno temu – wspomina Karolina Wasilewska. – Z chłopakami zakładałam się w szkole, kto zna najdłuższe imię i nazwisko piłkarza. Ronaldo Luís Nazário de Lima czy Rivaldo Vitor Borba Ferreira. Jak widzisz, wygrywałam te zakłady.

– Gdy mama oglądała mecze Barcy, przysiadałyśmy się i same też chętnie kibicowałyśmy – podkreśla Martyna, starsza córka Karoliny, uczennica „Elektryka”. – Co prawda na początku totalnie nie wiedziałyśmy, o co chodzi w piłce, ale z czasem dużo się nauczyłyśmy. Wkręciłyśmy się w sport.

– A mama was do tego nie przymusza? W razie czego mrugnijcie trzy razy – rzucam.

– Niee! – uśmiechają się dziewczyny. – To jest nasze, wspólne.

A piłka ręczna? Kiedyś grał w nią brat Karoliny. – Pamiętam, jak rzucał we mnie piłką – żartuje. Sama też grywała w szkolnych drużynach razem z chłopakami. – Dziś w Nowej Soli dziewczyny mają problem, bo nie grają razem z chłopcami nawet w szkolnych zespołach. Dawniej w ogóle był większy wybór dyscyplin na wuefach. A dziś? Fitness na trampolinkach – rozkłada ręce.

Jak u siebie w domu

– Pamiętacie pierwszy mecz Trójki, na którym byłyście? – pytam.

Martyna i Sandra odpowiadają razem: – Taak!

Sandra, uczennica trzeciej klasy podstawówki, przypomina sobie, że to był 2018 r.

Karolina wyjaśnia: – Sam początek działalności Trójki. W hali jeszcze bardzo mało osób. Przypadkowo pojechałyśmy na ten mecz, zabrał nas kolega Łukasz Ostrowski. Później już było tak, że same pytałyśmy: Łukasz, jedziesz może na jakiś mecz? Poczułam już te meczowe emocje, kiedy wytwarzają się endorfiny. Potem poznałyśmy Agnieszkę Rapiejko, szefową klubu kibica, która robi superrobotę, następnie Joannę Zydorowicz. Łukasz pojechał na mecz ze swoimi bliźniakami, wzięłam Klarę na ręce, a Joanna mówi: proszę pani, ale tu jest za głośno dla takich małych dzieci! A ja się jej tłumaczę: ale to nie moje dziecko, kazali mi tylko ją potrzymać! Agnieszka zamawiała koszulki i…

Martyna dopowiada: – To były te pierwsze – „Sto procent Soli w Soli”.

Karolina: – Też je zamówiłyśmy i mocno weszłyśmy w klub kibica. Dla mnie te wszystkie mecze Trójki to wspólny czas spędzony z córkami. Cieszę się, że to nasza pasja, że mamy coś wspólnego, co daje nam radość. Fajnie się jedzie z nimi na mecz. Fajne jest też szykowanie: weź bęben, nie zapomnij o szaliku! Nawet grafik w pracy mam ułożony pod rozgrywki ligowe.

Martyna: – Jak w sobotę nie ma meczu, jest jakaś przerwa, święta, wakacje, to nie wiemy, co ze sobą zrobić. Kręcimy się po domu bez celu.

Sandra: – Gdy jestem na meczu Trójki, czuję, jakbym była u siebie w domu. To świetne uczucie.

Karolina: – U nas w domu prędzej wywrócisz się na piłce czy innych sportowych gadżetach, niż znajdziesz multum kiecek i innych ciuchów.

Ulubionym zawodnikiem Sandry jest Szymon Lisiewicz. A Martyny? Kiedyś Kamil Kowalski, dzisiaj też, ale doszli inni: Hubert Brychcy, Samuel Chomenko i Wiktor Jóźwiak, bramkarz młodzików.

– Bo pewnie jeden ładny, drugi dobrze gra itd. – żartuje z siostry Sandra.

Według całej trójki siła klubu kibica Trójki tkwi w rodzinnej atmosferze. Zjednoczeniu. W tym, że idą za swoimi ludźmi, za swoimi zawodnikami, których mijają na co dzień na ulicach miasta. – Edyta, prezeska Trójki, mówi, że czasem jesteśmy włoską rodziną – żartuje Karolina i dodaje: – Oni grają dla nas, my jesteśmy dla nich, a w sumie wszyscy po prostu jesteśmy dla siebie. U nas jest tak, że jak kogoś nie ma na meczu, to zaraz jest ileś tam telefonów: czemu cię nie ma, co się stało, to za ile będziesz? Czasami tak mocno walę tymi klaskaczami czy na bębnach, że potem na dłoniach mam rany.

– Raz Julka, moja koleżanka, dostała połamane klaskacze. Powiedziałam jej, żeby się nie przejmowała. To tylko moja mama je złamała – śmieje się Sandra.

Martyna: – Niedawno na polskim mieliśmy napisać przemówienie o naszych pasjach. Napisałam o Trójce. Pani powiedziała, że fajnie się tego słuchało.

Kiedyś dziewczyny pojechały z Joanną Zydorowicz i jej synem Michałem do Szklarskiej Poręby. Tam usłyszały, że w tym samym momencie w górach są szczypiorniści Trójki. – Chłopaki chcieli wejść na Śnieżkę – wspomina Martyna. – Wstałyśmy rano i pojechałyśmy szybko do Karpacza. Oni wchodzą do Domu Śląskiego, a my śpiewamy: literka „U”, literka „K”, literka „S” jak UKS! Byli zszokowani. A potem weszliśmy razem na tę Śnieżkę.

Przecież pamiętam, Bronek

Kiedy ktoś ma urodziny, kibice Trójki jeżdżą do solenizanta, wręczają mu kwiaty i prezenty. Karolina wymyśliła też medale dla działaczy, zawodników, trenerów i przyjaciół klubu. Rozdaje je zawsze po zakończeniu sezonu. Robi to od razu po ostatnim meczu albo jeździ po mieście i wszystkim osobiście je wręcza.

Pierwszy medal dostał Bronisław Maly, legenda piłki ręcznej w Nowej Soli, zmarły na początku 2020 r. trener Trójki. Jego śmierć była dla sympatyków klubu dużym ciosem.

Do dziś jest dla dziewczyn ważnym człowiekiem. Karolina: – Mamy od niego świąteczne bombki ze światełkami. W ub. roku robiłam porządek w pokoju i jedno z tych światełek się zapaliło. Samo. Uśmiechnęłam się i powiedziałam do siebie: wiem, Bronek, że muszę jechać do ciebie na cmentarz, bo wkrótce zakończenie sezonu. Przecież pamiętam o tobie.

Wtedy zaczęła się śmiać, a światełko zgasło.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

Mateusz Pojnar
Latest posts by Mateusz Pojnar (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content