Nowa Sól pożegnała Rafała Mrowińskiego. Będzie nam Ciebie brakowało, Mrówa [WSPOMNIENIE]

Rodzina, przyjaciele, znajomi, współpracownicy, mieszkańcy Nowej Soli w sobotę pożegnali zmarłego strażnika miejskiego Rafała Mrowińskiego. Jaki był? Uśmiechnięty, radosny, pomocny. Z wielkim sercem i niesamowitą empatią. Rafał odszedł w wieku 46 lat. Na pewno za wcześnie

Rafał Mrowiński zmarł w środę 14 kwietnia. Wcześniej ciężko chorował na COVID-19. Do końca walczył dzielnie, ale niestety ostatecznie walkę o życie przegrał.

„Był wspaniałym towarzyszem na służbie, otwarty na potrzeby innych, zawsze odpowiadający na prośby mieszkańców Nowej Soli, po prostu uczynny człowiek, który zawsze pozostanie w naszej pamięci… Niezawodny partner codziennych zadań, wspólnych patroli. W naszych sercach i pamięci trwać będzie zawsze, nasz brat, jeden z nas, tak go zapamiętamy na zawsze” – napisali tego smutnego wieczora na Facebooku współpracownicy Rafała Mrowińskiego.

Ceremonia pogrzebowa odbyła się w sobotę na cmentarzu przy ul. Wandy. W ostatniej drodze Rafałowi towarzyszyła ogromna rzesza ludzi – rodzina, przyjaciele, znajomi, współpracownicy, delegacje straży z okolicznych gmin, licznie przybyli mieszkańcy Nowej Soli.

Prezydent żegna ikonę

Nad trumną list od nieobecnego na pogrzebie z powodu choroby prezydenta Jacka Milewskiego odczytała Natalia Walewska-Wojciechowska, wiceprezydent Nowej Soli ds. społecznych.

„Przepraszam, że nie ma mnie dzisiaj obok Pana, ale walczę z tym, z czym Pan niestety walkę przegrał” – napisał na wstępie listu prezydent Milewski.

Zmarłego nazwał „jedną z ikon straży miejskiej” i „bardzo ważnym członkiem nowosolskiej samorządowej drużyny”. „Żegnamy wielkiego, ale też bardzo skromnego człowieka. Człowieka przez duże »C« . Człowieka o ogromnym nowosolskim serduchu, bez reszty oddanego naszemu miastu i naszym mieszkańcom, kochającego ludzi i zwierzęta” – napisał prezydent.

W ostatnim fragmencie dodał: „Panie Boże. Wiem, że niezbadane są Twoje wyroki. Zawsze przyjmuję je ze schyloną głową i należytą pokorą, ale zabranie nam wszystkim Rafała jest niesprawiedliwe. Szanowny Panie Rafale, Mrówo, bo tak się do Ciebie wszyscy zwracali, odpoczywaj w pokoju. Będzie nam Ciebie bardzo brakować” – napisał Jacek Milewski.

Głos zabrał także Dariusz Rączkowski, komendant nowosolskiej straży miejskiej. Po słowach pożegnania na ręce najbliższej rodziny przekazał czapkę wraz z blachą służbową z numerem 015, który był przypisany Rafałowi. Po jego śmieci ten numer został zastrzeżony i już żaden strażnik przychodzący do pracy go nie dostanie.

Duży chłopak o jeszcze większym sercu”

Rafał Mrowiński pracował w ekopatrolu oddelegowanym ze straży miejskiej na stałe do urzędu miasta. – Jeżeli chodzi o podległość zawodową, to Rafał na co dzień pracował wykonując decyzje Beaty Pietrzykowskiej. Natomiast z mojej strony mogę powiedzieć, że jeśli mu się coś zleciło, to zawsze bardzo szybko realizował każde zadanie. Był sumiennym, a do tego bardzo sympatycznym człowiekiem. Na pewno był przykładem dla innych strażników – mówi komendant Rączkowski.

Beata Pietrzykowska, naczelniczka Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska, z trudem mówi o swoim zmarłym współpracowniku. Była z nim bardzo zżyta. – Rafał to był duży chłopak o jeszcze większym sercu. Sumienny i niesamowicie uczynny. Nigdy nie odmówił pomocy zarówno w pracy, jak i życiu osobistym każdego z nas. Nie mogę pogodzić się z tym, że odszedł nasz Rafałek, Mróweczka – prawdziwy przyjaciel. Nie wiem, jak sobie bez niego poradzimy, bez jego uśmiechu, żartów i radości życia. Nic już nie będzie takie samo. Zawsze będę go nosić w swoim sercu – mówi nie kryjąc emocji Beata Pietrzykowska.

Przez ponad 20 lat we wspomnianym ekopatrolu z Rafałem pracował były strażnik miejski Jacek Baranowski. Zajmowali się opieką nad zwierzami, ekologią, sprawami dewastacji obiektów komunalnych.

O swoim zmarłym przyjacielu mówi, że był pasjonatem oddanym pracy, a wręcz człowiekiem instytucją. – Zawsze był zainteresowany tym, co działo się na mieście. Ambitny, szczery, oddany. Tak samo podchodził do spraw zawodowych, jak również prywatnych. Nie był nastawiony na nakładanie mandatów, a raczej załatwienie sprawy w sposób adekwatny do okoliczności. Mandat był dla niego ostatecznością, chociaż czasem to też trzeba było zrobić. Nie było zmiłuj dla osób, które wywoziły śmieci do lasu. Na ten aspekt Rafał był wyczulony. Tak samo było z osobami znęcającymi się nad zwierzętami. Jeśli o nie chodziło, Rafał zawsze był stanowczy, zdecydowany, żeby taką osobę ukarać adekwatnie do popełnionego czynu – mówi Jacek Baranowski.

Mamy tu osobę głodną, trzeba ją nakarmić”

Baranowski zwraca uwagę na to, jak wiele dla ludzi zrobił Rafał Mrowiński. – Często pisał wnioski do opieki społecznej, jeśli ktoś potrzebował pomocy. Organizował opał dla osób, o których wiedział, że tego potrzebują, a nie mieli pieniędzy. Jeśli ktoś był głodny, brał do samochodu, jechał na stołówkę Brata Alberta i mówił: „Mamy tu osobę głodną, trzeba ją nakarmić” – wspomina Baranowski.

I dodaje, że Rafał był żywym drogowskazem dla kierowców ciężarówek, których źle poprowadziła nawigacja. – Pamiętam, że kiedyś jakiś kierowca zgubił się i wjechał na działki na tyłach ul. Wodnej, zakopał się po ośki. Był załamany, bo miał w Gedii odbiór towaru, a później jeszcze jakiś przeładunek w Austrii. Rafał w moment mu zorganizował koparki, ciężki sprzęt i faceta wyciągnęli. Taki był Rafał. Zawsze chciał pomóc. Był otwarty na ludzi, miał duże serce, ale też traktował to normalnie, nie obnosił się z tym, nie chwalił – wspomina Jacek Baranowski.

Anegdotę z tirem ma także Marcin Rapke, pracownik urzędu miasta. Z Rafałem jechał na wizję, chyba na odbiór pasa drogowego. – Zobaczyliśmy jakiegoś tira. Rafał zatrzymał się i zapytał: „Panie kierowco, co się stało?”. Okazało się, że jakiś pan z Ukrainy się zgubił, a chciał dojechać do Gedii. Rafał powiedział: „Proszę jechać za nami”. Nigdy nie mówił „proszę jechać w lewo, a potem w prawo”. Zawsze każdego eskortował pod bramę zakładu, do którego dany kierowca chciał trafić – mówi Rapke.

I nie ma wątpliwości, że przeżywamy stratę wielkiego człowieka. – Straszny żal, że go z nami nie ma – mówi urzędnik, który zapamiętał pewne słowa powtarzane często przez Rafała: – Można chyba powiedzieć, że to było jego motto. Mówił, że zatrudnił się do pracy w straży miejskiej po to, żeby pomagać ludziom, a nie ich karać mandatami. Taki właśnie był.

Radosne „dzień dobry”

W podobnym tonie wypowiada się inna koleżanka z pracy, Joanna Kaproń: – Dla mnie w tych czasach, w których wielu patrzy na czubek własnego nosa, był wzorem szlachetności i prawdziwym człowiekiem honoru. Takich ludzi za dużo nie ma.

Urzędniczka dodaje, że z Rafałem się przyjaźniła: – Będzie mi go strasznie brakowało. Miał wielkie poczucie humoru, potrafił rozbawić ludzi. Ale też podnosić na duchu, jak ktoś miał gorszy dzień. On to wyłapywał. Troszczył się o ludzi.

Elżbieta Nowakowska, wolontariuszka Nowosolskich Adopcji Zwierząt: – Przy swojej posturze pan Rafał mógłby u niektórych, którzy go nie znali, wzbudzać lęk. Tymczasem był człowiekiem ciepłym, uśmiechniętym, serdecznym, pogodnym. Nawet zwykłe „dzień dobry” w jego ustach było zawsze radosne. Co najważniejsze, jest coś takiego jak empatia, którą się ma albo się jej nie ma. I pan Rafał ją miał – taką zdolność zrozumienia cierpienia drugiego człowieka, ale też zwierzęcia. Potrafił zrozumieć, że zwierzę też może cierpieć i potrzebować pomocy. Często właził gdzieś w krzaki biegając za porzuconymi kotami. Nasza współpraca zawsze była bardzo dobra. Będzie go nam bardzo brakowało.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content