Kożuchowianie walczyli na gali The War 2. Bili się na gołe pięści

Choć przegrali, pokazali się z dobrej strony i do klatki wrócą w październiku. – Trafiliśmy na najsilniejszą drużynę. Podczas prezentacji nie brakowało głosów, że wymiękniemy, nawet nie wejdziemy do klatki. Komentator zapowiadając nas powiedział przed naszym wejściem do oktagonu: „Pokażcie, że macie jaja”. No i to zrobiliśmy – mówi Zbigniew Walczak z Kożuchowa, który wziął udział w gali The War 2. Podczas niej zawodnicy bili się na gołe pięści

Gala odbyła się 14 sierpnia w Toruniu. Był 8-osobowy turniej jeden na jednego oraz trzech na trzech. Walki były toczone na gołe pięści. Na wstępie zaznaczmy, że to legalna gala, na której w oktagonie jest sędzia. Są wyraźne wytyczne, jakie ciosy można zadawać, a co jest niedozwolone.

Walki obywają się na zasadach K-1, do tego ciosy można zadawać także łokciami. „Najtwardsi bijocy, najodważniejsi wojownicy i walki do nokautu! Poprawione zasady nie przewidują parteru w pojedynkach jeden na jeden, a w starciach grupowych dochodzi ground&pound, czyli dobijanie rywali w parterze w celu eliminacji z walki. Takiej gali w Polsce jeszcze nie było” – pisali przed wydarzeniem jego organizatorzy.

Okazuje się, że nie za zabrakło na gali zawodników z naszego powiatu, a konkretnie mieszkańców Kożuchowa.

Chcieliśmy się po prostu sprawdzić”

Jednym z nich jest Zbigniew Walczak, dla którego przygoda ze sportami walki zaczęła się tak naprawdę kilka lat temu, chociaż w dzieciństwie – jak sam przyznaje – też zdarzało mu się użyć pięści.

– Na osiedlu starsi zawsze trącali młodszych. Ja nigdy nie chowałem głowy w piasek, zawsze się stawiałem, więc te bójki czasem się trafiały – uśmiecha się Walczak.

Ale przygodę ze sportami walki zaczął dużo później. – Miałem chyba 28 albo 29 lat. Wtedy przy siłowni Powerbeck Gym & Fitness w Kożuchowie tworzyła się grupa kickbokserska i zacząłem tam trenować. Po jakimś czasie trafiły się pierwsze zawody amatorskie, później gale profesjonalne. Na ostatniej byłem w styczniu ub. roku. Żeby było śmieszniej, to wyglądało tak, że dostałem telefon, czy przyjadę i praktycznie w dwie godziny się zebrałem i pojechałem walczyć do Gorlic. Dobrze zawalczyłem, nie przegrałem. Później, w pandemię, musieliśmy trochę z kolegami przystopować z treningami, których brakowało. Po pandemii ruszyliśmy ponownie. I nagle trafiła się okazja, by pojechać na galę The War 2 i powalczyć na gołe pięści – opowiada Walczak.

Dostał telefon, czy chce spróbować swoich sił na takiej gali. Propozycja była skierowana także do pozostałych Wilków, bo tak się nazywa team, w którego skład wchodzą jeszcze Karol Markowicz oraz Paweł Łozyniak.

– Stwierdziliśmy, że takich okazji się nie marnuje. Chcieliśmy się po prostu sprawdzić. Dodam, że szykowaliśmy się na kolejną edycję, ale że organizatorom wypadł jeden team, zadzwonili do nas na pięć dni przed rozpoczęcie gali. Decyzja była szybka – opowiada Walczak.

Trafili na najlepszą drużynę

Podczas toruńskiej gali trafili na najmocniejsza ekipę, z którą mieli zmierzyć się w pojedynku trzech na trzech. Team Wilków uzupełnili jeszcze Karol Markowicz oraz menedżer grupy Mariusz Zera, który wszedł do oktagonu w zastępstwie za Pawła Łozyniaka. Ten zawodnik nie mógł pojechać do Torunia ze względu na uczestnictwo w planowanej dużo wcześniej imprezie okolicznościowej.

– Trafiliśmy na najsilniejszą drużynę. Podczas prezentacji nie brakowało głosów, że wymiękniemy, że nawet nie wejdziemy do klatki. Komentator zapowiadając nas powiedział przed naszym wejściem do oktagonu: „Pokażcie, że macie jaja”. No i to zrobiliśmy. Niewielu jest takich, którzy zdecydowaliby się walczyć na gołe pięści. My świadomie zdecydowaliśmy się wziąć udział w tym wyzwaniu i mimo przegranej pozostawiliśmy po sobie dobre wrażenie – mówi Zbigniew Walczak, który po samej walce był mocno poobijany. Miał m.in. szyte czoło.

– Nie boisz się, że nabawisz się trwałej kontuzji? – pytamy zawodnika z Kożuchowa.

– Do takiej klatki nie wchodzą przypadkowi ludzie. Każdy wie, na co się pisze i jest świadomy konsekwencji. Walka może się skończyć w pięć sekund, w 10 albo i w 10 minut, więc nigdy nie wiesz, co cię spotka. Uważam, że było warto się sprawdzić. Na następną galę na pewno przygotujemy się lepiej – zapowiada zawodnik.

Wataha

Wilki już dostały zaproszenie na galę The War 4, bo na trzeciej edycji nie będzie walk trójek.

Na tę galę, jeśli nie przeszkodzi w tym kontuzja, wybiera się Paweł Łozyniak. – Można na to spojrzeć tak, że faceci leją się na gołe pięści i nic w tym więcej nie ma. Ale tu chodzi o nieprawdopodobną adrenalinę, pokazanie tego, że ma się charakter, pewność siebie, ale także tego, że jeden staje za drugim. Że jesteśmy jak wilki. A do tego dochodzi ciekawość i przeżycie czegoś nowego – podkreśla Łozyniak.

Sporty walki uprawia od ośmiu lat. Zaczynał od trenowania MMA w Nowej Soli. Dobrze zapamiętał treningi m.in. z Samuelem Leonikiem. Tam stawiał pierwsze kroki. Później trochę trenował w zielonogórskim Fight Clubie, a następnie w kożuchowskim Bokserze. – Tam dużo w treningach pomagali nam Wojciech i Tomasz Kosińscy. U nich zawsze mieliśmy wsparcie. Teraz trenujemy w garażu. Doszkalamy się w technice, robimy kondycję, wydolność i szykujemy się do kolejnego startu. Chcę wymienić także Tomasza Małka, który pomógł nam przekazując profesjonalny sprzęt. Na pewno na następnej gali tanio skóry nie sprzedamy – zapowiada Łozyniak.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

Mariusz Pojnar
Latest posts by Mariusz Pojnar (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content