Nasi wolontariusze mają wielkie serca! [REPORTAŻ]

Na ukraińskie domy i szkoły wciąż spadają rosyjskie bomby. U nas w całym powiecie nie ustają zbiórki dla uchodźców. Pomaga wielu wolontariuszy. Od biurek wstali urzędnicy ze starostwa. Na medal spisują się uczniowie!

W magazynie przy ul. Bohaterów Getta 9, gdzie gromadzone są dary dla uchodźców, ruch jak w ulu. Ludzie dzielą się tym, co mają, nawet gdy nie mają wiele. Pewna starsza pani, która ma kłopoty z poruszaniem, sama przytargała dwie ciężkie reklamówki z jedzeniem kupionym z marketu. Inna starsza kobieta ze spuszczoną głową, jakby ze wstydem, przekazała jedno pudełeczko karmy dla kota. – Przepraszam, na tylko tyle mnie stać – mówiła wyraźnie wzruszona. Ludzi, którzy myślą o zwierzętach jest więcej, one też cierpią. Wojenni uciekinierzy w drogę zabierają przecież ze sobą przestraszone czworonogi.

Halę pod magazyn bezpłatnie użyczyła firma Rachem. Powiat zbiera tu żołnierskie „wyprawki”, które jadą prosto na front, a są to m.in. posiłki wojskowe, agregaty prądotwórcze, koce, śpiwory, latarki, nosze, apteczki, opatrunki i plastry. W tzw. części miejskiej znajduje się żywność i kosmetyki, lekarstwa, pampersy itp.

– Zrobiliśmy to z odruchu serca – przekonuje pani Marta, przedstawicielka firmy. – Miasto i powiat szukali dużego miejsca, a nasza nowa hala i tak stała bezużytecznie – wyjaśnia i przyznaje, że nie wiedziała, na co się pisze. Nie czuje rąk i nóg, ale ani przez chwilę nie żałuje, że zakasała rękawy. Od kilkunastu dni, selekcjonuje i układa na półkach żywność i inne dary, które wciąż można przynosić w godz. 8.00-19.00.

Boi się o brata, ale ma serce do pomocy

Swietlana mieszka w Nowej Soli od sześciu lat. Po wybuchu wojny sprowadziła tu mamę z Zaporoża. To duże miasto, w północno-wschodniej części Ukrainy, zamieszkuje ponad 700 tysięcy osób. Obecnie nie jest tam bezpiecznie, bo sąsiaduje z Donieckiem i Ługańskiem zajętym przez prorosyjskich separatystów. W Ukrainie zostały nie tylko ciotki i wujowie Swietlany, ale i jej 22-letni brat Denis. Ma z nim kontakt, rozmawiają przez telefon co drugi dzień. Czasem po drugiej stronie słuchawki jest tylko cisza, a w oddali słychać strzały. A może Swietlanie tylko się wydaje. Ale sypia fatalnie. Boi się o Denisa, to niemal jeszcze dzieciak, a dostał powołanie do wojska. To dobry chłopak, kury by nie zabił, a szykuje się do obrony przed rosyjskim agresorem swojego 50-tysięcznego miasteczka Enerhodar w obwodzie zaporoskim.

W magazynie spełnia się w roli tłumaczki. Od kilku dni przychodzi tu po nockach spędzonych w pracy. Podchodzą do niej, z reguły zdezorientowane matki z małymi dziećmi, które nie wiedzą, gdzie kupić jedzenie, znaleźć nocleg lub pracę. Bariera językowa sprawia, że często są przerażone. Swietlana nie tylko je pociesza. Jest psychologiem, „skrzynką kontaktową” i doradcą w jednym. Lubi o sobie myśleć jak o przewodniczce przeprawiającej rodaków do lepszego świata, bez samolotów zrzucających bomby na cywilów i małych dzieci skulonych w ciemnych schronach.

– Tym ludziom jest bardzo ciężko, czekają pięć dni na granicy, aby dostać się do Polski – mówi przejęta Swietlana. – Bywają głodne osoby z jednym plecakiem w ręku. Dziękuję wszystkim Polakom za pomoc. Ukraińska społeczność w Nowej Soli się rozrasta. Każdy z nas przywozi tu brata, ciocię lub babcię – wyjaśnia.

Kupił wózki i cukierki dla dzieci

Od biurek wstało też ok. 50 urzędników nowosolskiego starostwa. Na co dzień wydają decyzje administracyjne, sprawdzają, czy wszystkie cyfry zgadzają się w tabelkach. W każdej wolnej chwili zamieniają się w wolontariuszy. Podobnie Jacek Baranowski z nowosolskiego urzędu miasta ze swoimi współpracownikami, którzy sortują produkty i układają palety do późnego wieczora.

Kinga Firlej, starszy specjalista w wydziale finansów i budżetu, od początku zastrzega, że nie robi nic wielkiego. Lubi pomagać ludziom, mówi, że ma to w sercu. Stara się być uważna na potrzeby drugiego człowieka. Zagubionego petenta, dla którego wizyta w urzędzie czasem wiążę się z dużym stresem i dlatego trzeba mu wskazać drogę do innego budynku. Albo starszego sąsiada, proszącego o zrobienie zakupów. Najpierw sama przekazała dary, a teraz działa w magazynie, gdzie przybywa pracy z dnia na dzień. Wzrusza się niezwykłą ofiarnością nowosolan. Jeden z panów przywiózł ciuszki, sześć kompletów wózków dziecięcych włącznie z nosidełkami, pachnące pluszaki dla maluszków i ogromne kartony cukierków. Pytał, gdzie jeszcze może dowieźć dary. Firlej wskazała mu pensjonat w Lubiatowie, tam przebywają mamy z dziećmi.  – W oczach tych uchodźców widać wojnę, nie chcą o niej mówić, przeżyli traumę. Lubię pracę z tymi ludźmi, dobro wraca, może sama kiedyś znajdę się w takiej sytuacji – mówi zamyślona urzędniczka.

Ścięła włosy dla chorych, teraz pomaga Ukrainie

Katarzyna Wojtasik, również z wydziału finansów i budżetu, zgłosiła się na ochotnika. W magazynie udziela się na popołudniowej zmianie. Apeluje o kolejne paczki dla potrzebujących, kosmetyki, chemię gospodarczą. Na końcu tej wyliczanki przypomina sobie smutek w oczach ukraińskich dzieci. Co może sprawić im radość? – zastanawia się.

Pomoc ludziom nie jest jej obca. Dwa lata temu wzięła udział w akcji Rak’n’Roll i oddała 25 centymetrów włosów na perukę dla osób chorujących na nowotwory. W kwietniu planuje ponownie przyłączyć się do tej inicjatywy. – W Nowej Soli jest niestety tylko jeden gabinet fryzjerski, który tym się zajmuje – wzdycha.

Od pierwszych dni nad zbiórką czuwa Joanna Dębicka z wydziału organizacyjnego starostwa. W zeszłym roku zbierała pieniądze w Bytomiu Odrzańskim dla malutkiej Mai. Dziewczynka jedzie do kliniki w Bostonie na operację serca. Założyła też kucharski fartuszek i upiekła malinową chmurkę, murzynka i popisowego makowca japońskiego.

– Jestem społecznikiem z serca. Nie można przejść obojętnie wobec tragedii narodu ukraińskiego – tłumaczy pani Joanna. – Bardzo skromni ludzie do nas przychodzą, są wręcz zakłopotani pomocą. Obok wielu ludzkich dramatów zdarzają się pozytywne historie. Pani, której pomogliśmy, urodziła śliczne dziecko. Jednej z kobiet załatwiliśmy wizytę u onkologa w Zielonej Górze. Wojna przerwała chemioterapię. Staramy się, żeby uchodźcy mieli dostęp do lekarza.

Potrzeba mieszkań i opieki

Starostwo uruchomiło punkt relokacyjny.

– Każdy uchodźca powinien zarejestrować się, bez względu na to czy przyjeżdża do Polski w ciemno czy też zatrzymuje się u rodziny. Jeśli nie ma miejsca zakwaterowania, może skorzystać z miejsc wskazanych przez wojewodę. Starostwo też wytypowało trzy takie lokalizacje, które są do dyspozycji wojewody – wyjaśnia Małgorzata Grotowska, koordynator powiatowy ds. relokacji, i opowiada o trudnych historiach, z którymi ludzie przychodzą do urzędu: – Miałam panią, która przyjechała z dwójką dzieci i ze swoją mamą z okręgu żytomierskiego w pobliżu Kijowa. Zatrzymała się u koleżanki i szuka mieszkania. Mąż został na Ukrainie, czeka na mobilizację. Mieszkań jest coraz mniej, ale dobre jest to, że osoby prywatne oferują czasem bezpłatne noclegi. Uchodźcy są cisi. Z reguły chcą wrócić na Ukrainę, odbudować kraj. Niektóre rodziny nie mają po co wracać. Bo co z tego, że wciąż stoi ich dom, skoro wszystko wokół jest zniszczone: drogi, zakłady pracy, szkoły. Pewna pani urlop spędzała w Nowej Soli i dowiedziała się o wojnie. Ona wróci do Odessy. Jestem twardą urzędniczką, ale czasem mam trudności, żeby powstrzymać łzy. Te dzieci są takie grzeczne, śliczne. A ludzie dziękują za każdą ukraińską flagę na polskim domu. Dla nich mogę odbierać telefony całą dobę.

Szkoła nie zawodzi

Ukraińcy mogą liczyć na wszystkie nowosolskie szkoły ponadpodstawowe.

– Ze względów praktycznych koordynator akcji z Centrum Aktywności Społecznej Kalina Patek poprosiła mnie, abym skoordynowała działania wolontariuszy ze szkół ponadpodstawowych. Zobowiązałam się, że wraz z dyrektorami nowosolskiego „Elektryka”, „Spożywczaka” i „Nitek” przygotujemy listę chętnych wolontariuszy  – informuje Aleksandra Grządko, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego im. K. K. Baczyńskiego w Nowej Soli. – Ustalamy grafik dyżurów uczniów biorących udział w segregowaniu i wydawaniu darów przy ul. Boh. Getta 9. Nasi uczniowie bardzo chętnie włączyli się do tej pomocy. Ukraińscy uczniowie z naszych szkół z kolei uczestniczą w zajęciach organizowanych w CAS dla małych dzieci – podkreśla.

W liceum planowane są też w najbliższym czasie zajęcia integracyjne dla młodzieży z Ukrainy. Szkoła wystartowała też z nauką języka ukraińskiego dla dorosłych. – Jesteśmy bardzo zaskoczeni zainteresowaniem tymi zajęciami, w pierwszym spotkaniu wzięło udział ponad 50 osób – przyznaje Grządko. –  Podzieliśmy uczestników na cztery grupy zaawansowania. Na najbliższym spotkaniu we wtorek (15.03) o 17.00 spodziewamy się już ok. setki kursantów. Chcemy zaprosić przedstawicieli rynku pracy, aby pomóc Ukraińcom znaleźć zajęcie. Większość z nich planuje po ustaniu działań wojennych wrócić do domu, ale wszyscy chcieliby, żeby ich dzieci uczyły się polskiego i integrowały się z rówieśnikami. Przede wszystkim potrzebują wsparcia w tym traumatycznym dla siebie czasie, wskazówek, informacji i pomocy przy załatwianiu urzędowych spraw.

Liceum ma szkołę partnerską w Iwano-Frankiwsku, prestiżowe ukraińskie liceum matematyczno-przyrodnicze. Przez kilkanaście lat młodzież obu szkół realizowała różne projekty kulturowe i naukowe. Może dlatego uczniowie poprosili panią dyrektor, aby na budynku szkoły w geście solidarności na maszcie wywiesić ukraińską flagę.

Rafał Krzymiński

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content