Ada Bednarek: Jestem artystką [NAD KUBKIEM HERBATY]

– Bardzo długo dojrzewałam do tego, żeby to o sobie móc powiedzieć. Myślałam, że nie jestem wystarczająco dobra, żeby siebie  tak nazywać. Uważałam, że na takie miano zasługują ci, których twórczość coś zmienia w świecie, w ludziach. Dzisiaj już zupełnie świadomie mówię: sztuka to moje życie, a ja jestem artystką. Myślę, że to kwestia większej wrażliwości, innego spojrzenia – mówi Ada Bednarek, która współtworzy Fundację Panopticum

Jeśli jesteś artystą, często zajmujesz się rzeczami, które większość ludzi omija dla spokoju. Bierzesz na siebie rzeczy niechciane, nierozumiane, trudne. Przekraczasz różne granice i kwestionujesz normy stawiane przez społeczeństwo. A później z tego powstaje sztuka.

Kiedyś wierzyłam że dobra sztuka to taka, która jest w coś zaangażowana: w jakąś większą sprawę społeczną czy polityczną. Teraz wiem, że może taka być, jeśli twórca chce. Dla mnie jednak ma być przede wszystkim szczera, płynąca z serca. Uważam że nie powinno się jej zamykać w galeriach i muzeach, a powinna być dla ludzi, otwarta.

Wyjść poza własną strefę komfortu

Myślę, że sztuka pomaga nam zrozumieć świat, kiedy stajemy przed czymś dla nas nieoczywistym. Uważam, że powinna uczyć nas tolerancji i pragnienia różnorodności. Taką przestrzeń chcę wokół siebie tworzyć: kolorową, szczerą i otwartą, dającą możliwość spojrzenia na świat z szerszej perspektywy. Taką, w której ludzie będą mogli się czuć sobą bez względu na płeć, wiarę, poglądy itd.

W mojej sztuce niezmiennie fascynuje mnie człowiek. Zaczynałam od siebie, pracami, które były bardzo osobiste i intymne. Wystawiałam w galerii swoje pamiętniki tak, by ludzie mogli je przeczytać. Interesowała mnie przestrzeń prywatna, ludzkie emocje i granice strefy komfortu psychicznego.

Próbowałam je przekraczać przez ujawnianie rzeczy postrzeganych jako osobiste i prywatne. I myślę, że była to próba zmierzenia się ze wstydem jako narzędziem do zastraszania. Jeżeli stajemy bez strachu w swojej prawdzie: nadzy i odważni, to kto może nas zawstydzić? Wyjście poza własną strefę komfortu pozwoliło mi lepiej poznać siebie i oswoić swoje strachy.

Dziś więcej uwagi poświęcam ciału, jego kruchości i symbolice. Fascynuje mnie ciało kobiety jako świątynia życiodajnej i twórczej energii. Przedstawiam w obrazach i rzeźbach kobiece łono i postać nagiej kobiety, jako symbole bramy życia, pierwotnej dzikości i mocy. W ten sposób walczę z uprzedmiotowieniem kobiecego ciała i spychaniem jego znaczenia jedynie do wartości estetyczno seksualnych. Uważam, że kobiecość powinna być celebrowana i chroniona tak samo, jak Matka Natura.

Lubię barter

Pieniądze są potrzebne. To narzędzie do realizowania marzeń, ale w moim przypadku nie cel sam w sobie. Nie widzę sensu w ich gromadzeniu. Powinny być w przepływie, tak jak przepływa energia. Rozumiem ich zalety, ale osobiście lubię barter. I chętnie otaczam się ludźmi, którzy wytwarzają to, co ja chciałabym mieć. Zazwyczaj są to kobiety. Jestem zdania,  że to, czego chcemy i o czym myślimy, do nas przychodzi. A energia, którą się otaczamy, kreuje naszą rzeczywistość.

Znam wielu twórców i rękodzielników. Dlatego też tworzę w Nowej Soli przestrzeń, do której mogłabym ich zaprosić. W planach mam warsztaty tworzenia mydła, jogę, koncerty mis i gongów, makramę, tworzenie naturalnych kosmetyków, szycie ubrań, wspólne wegańskie gotowanie i wiele innych. I to wszystko robią moje wspaniałe znajome, które planuję zapraszać do prowadzenia warsztatów.

„Kogo to, k…, obchodzi”

Studiowałam w Instytucie Sztuk Wizualnych na Wydziale artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego. Dyplom robiłam w pracowni rysunku i intermediów u prof. Radosława Czarkowskiego. Hasło przewodnie pracowni 208 to „cierp i rób!”. Mój licencjat z tej pracowni dostał się do Think Tank Lab Trienale we Wrocławiu i został tam wyróżniony. To była właśnie ta realizacja z pamiętnikami: były one częścią większej instalacji, opowieści o Tylnym Centrum Miasta. Można ją teraz zobaczyć w częściach na Kościuszki 33. Teraz, z perspektywy czasu, bardzo lubię tą pracę. Kiedy ją tworzyłam nie uważałam, że jest czymś wyjątkowym. Razem ze świadomym nazwaniem siebie artystką przyszło do mnie większe poszanowanie do procesu twórczego i jego wartości. W prowadzonej przeze mnie pracowni, chcę prowadzić także zajęcia- pogadanki o wartości sztuki. Nie tylko materialnej. Tak, by młodzi ludzie zaczynający dopiero artystyczną drogę wiedzieli, że to, co robią, jest ważne.

Uczelnia dała mi fantastyczną możliwość studiowania za granicą w ramach programu Erasmus, wymiany studenckiej. Studiowałam na University College Falmouth w Kornwalii oraz Escola Superior de Artes e Design w Portugalii. W Caldas da Rainha wykonałam swój pierwszy performance. Usiadłam na korytarzu szkolnym, otoczona nożyczkami i pozwoliłam przechodzącym uczniom ściąć mi włosy.

Takie działanie artystyczne może być bardzo trudne, człowiek wchodzący w performance osiąga inny stan duchowy. Czasem nawet podstawowe potrzeby ciała są wyciszone. Wszystkich, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej o tej formie sztuki, zapraszam do mnie.

Moją pracą magisterską również był performance. Było to działanie opowiadające o mojej codzienności i przynależnych do niej gestach. Dotyczyło również emocji, stanów umysłu oraz ciała. Na akcję składało się dziewięć STACJI, które opisałam w albumie Zestaw Ćwiczeń: Codzienność i Emocje. STACJE  są wynikiem badań nad własną codziennością rozpoczętych w październiku 2016 roku.

Cały performance nazwałam „Kogo to, k…, obchodzi?”. Możesz sobie wyobrazić zapowiedź mojego występu. Witamy na obronie dyplomu magisterskiego Ady Bednarek „Kogo to, k…, obchodzi?”.

Dystans i humor są nieodłącznym elementem mojej twórczości. Mnie obchodzi moje życie. Obchodzi mnie! Życie jest piękne, krótkie, każda chwila warta tego, żeby poświęcić jej maksimum swojej uważności.

Kamperem w świat

Trzy lata temu zdiagnozowano u mnie cukrzycę typu pierwszego. Kiedy uświadamiasz sobie, że właśnie otarłaś się o śmierć, to daje niezłego kopa do życia. W ten sposób miesiąc po wyjściu ze szpitala pojechałam kamperem do Hiszpanii i Portugalii. Efektem ubocznym tej wycieczki jest posiadanie psa rasy „portugalski kundel ze schroniska”. Bardzo go kocham i teraz mieszka ze mną w Nowej Soli.

Cztery lata temu przeczytałam na Facebooku, że teatr Terminus A Quo ogłasza nabór. Gdy zaciągnęłam się do Terminusa, nieraz nocowałam w kamperze pod teatrem. Aż dwa lata temu zarzuciłam w Nowej Soli swoją kotwicę. Myślę, że tu jest moje miejsce. Zadokowała mnie tutaj miłość.

Trafiłam do teatru i dostałam do zagrania monodram. Praca nad nim wyciągnęła mnie z bardzo dużego dołka. Podobnie jak praca nad tym muralem. Bardzo wierzę w terapeutyczne oddziaływanie sztuki. Malowałam mural siedząc z Edwardem [Edward Gramont, szef TAQ] i rozmawiając o życiu. Bardzo mi to pomogło. Byłam wtedy w bardzo ciemnym czasie, przerażona i naprawdę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.  Dużo rzeczy zmieniło się w moim życiu. I od tamtego momentu wszystko się zaczęło powoli układać. Czuję, że jestem w dobrym miejscu i na swojej drodze. Dzięki uprzejmości Edwarda mam gdzie wypalać ceramikę. Długo czekałam na pracownię. Jej otwarcie trochę się przeciąga, czekamy na remont, ale spotkaliśmy się z życzliwością pana prezydenta i pani wiceprezydent, którzy bardzo nam pomogli, abyśmy to swoje miejsce jako młoda fundacja mogli tutaj mieć.

***

Razem z moim partnerem Konradem [Konrad Gramont, aktor TAQ] założyliśmy Fundację Panopticum. Tak niegdyś nazywał się dom kultury, który mieścił się przy Kościuszki 33. Bardzo chciałam, żeby to było dokładnie w tym miejscu, bo tutaj czuję się jak w domu: u siebie, bezpiecznie, swojsko. I bardzo się cieszę, że dostaliśmy akurat tutaj swój kawałek przestrzeni.

Planujemy tu urządzić pracownię artystyczną, miejsce spotkań i naszych wspólnych działań.

Zajmuję się tworzeniem ceramicznych odlewów ludzkiego ciała. Jestem edukatorką artystyczną. Nie ograniczam się, jeśli chodzi o medium: w mojej pracowni będzie można zgłębić zarówno tajniki ceramiki, jak i malarstwa, rysunku, grafiki i fotografii. Marzy mi się stworzenie takiej grupy, która jest cykliczna. Chcę wspierać twórcze i uzdolnione osoby w Nowej Soli i podzielić swoją wiedzą na temat technik tworzenia. Będę też organizować kursy przygotowujące do egzaminów na uczelnie artystyczne. Pragnę młodym ludziom dać takie bezpieczne, otwarte miejsce, w którym nie będą się musieli wstydzić swoich pasji, swoich orientacji i innych osobistych rzeczy.

Chciałabym bardzo aktywować społeczność diabetyków w mieście. Na pewno chcę urządzić jakiś cykl wspierających spotkań. Żebyśmy mogli twórczo podziałać i na chwilę zapomnieć o chorobie, a jednocześnie pogadać sobie. Bo to jest ogromne wsparcie, mieć obok siebie kogoś, kto ma ten sam problem. Pragnę w szczególności dotrzeć do nowo zdiagnozowanych diabetyków oraz do młodych osób z cukrzycą typu pierwszego.

Marzą mi się też plenery. Może uda się to połączyć z podróżniczą pasją Konrada? Wszystko przed nami. Na razie musimy się tu urządzić i mam ogromną nadzieję, że już latem uda nam się ruszyć z naszą pracownią plastyczną przy Kościuszki 33. Może w lipcu na moje urodziny? Zapraszamy wszystkich!

wysłuchała Marta Joanna Brych

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content