Kolumbia: Debiut Konrada Pogorzelskiego na mistrzostwach świata

Podopieczny trenera Adama Draczyńskiego zajął 21. miejsce na MŚ U-20 w Cali. Nie kryje, że liczył na więcej. – Następnym razem postaram się być lepszy – zapowiada Konrad Pogorzelski

Zawodnik Adam Draczyński Running Team wystartował w Kolumbii, gdzie trwały mistrzostwa świata juniorów, jako pierwszy Polak. Pobiegł na 5000 m. Na mecie był 21. z czasem 15:23.03.

Dla Konrada Pogorzelskiego to był debiut na imprezie tak dużej rangi. Ze startu nie jest zadowolony. – Czy jest mi przykro z powodu mojego występu? Nie. Jestem osobą, która zawsze idzie przez sportową drogę z uniesioną głową – zaznacza. – Mimo porażek. Uważam, że porażki to najmocniejszy fundament, który kształtuje każdego sportowca, bo według mnie determinacja i pokora są drogą do sukcesu.

Pogorzelski podkreśla, że sam start na MŚ był dla niego nagrodą, choć w smaku okazała się słodko-gorzka. – Za pięć lat wylewania potów na treningach i megaprogresu: z przeciętnego biegacza w rok stałem się człowiekiem, który jako pierwszy w historii reprezentował Polskę na dystansie 5000 m podczas MŚ U-20 – zwraca uwagę „Kundziu”.

To może nie wytrzymał presji, zjadł go stres? – To też nieprawda – odpowiada Pogorzelski. – Zawsze podchodzę do tematu tak: będzie, jak będzie, ale dam z siebie zawsze tyle, ile mogę.
A może warunki były złe? – Nie jestem księżniczką, która będzie narzekać na warunki – uśmiecha się nasz biegacz. – Mnie wystarczy czyste łóżko, makaron i świeży chleb z dżemem na posiłkach i jestem zadowolony. Duże luksusy czynią człowieka leniwym, a my jesteśmy tu walczyć, a nie wypoczywać. Aklimatyzacja też przeszła bez zarzutów, biegało mi się bardzo luźno na treningach. Było niskie tętno. Na rozgrzewce przed piątką też było super. Dlatego tym bardziej nie wiem, dlaczego – nawet nie pamiętam kiedy – odcięło mnie mięśniowo… Może to przez to, że ostatni obóz w górach miałem w lutym (Teneryfa), ale nie ma co gdybać. Po prostu następnym razem postaram się być lepszy!

Głowa do góry, Konrad!

Trener Adam Draczyński tak podsumował start swojego podopiecznego na portalu Bieganie.pl: – Po krótkiej rozmowie z Konradem tuż po biegu dochodzę do wniosku, że w naszych przygotowaniach zabrakło zgrupowań w wyższych górach. Organizm się zbuntował i już od drugiego kilometra nie wyglądało to tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Tempo biegu początkowo było wolne, tego można było się spodziewać, ale ostatnie trzy kilometry najlepsi pokonali w 8:05, co jest w granicach życiówki Kondzia na tym dystansie. Wiedzieliśmy, że jest w stanie spokojnie przyspieszyć i zaprezentować się z dobrej strony, tak jak ostatnio w Mariborze, gdzie tempo było rwane, ale niestety odcięcie prądu nastąpiło za szybko.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content